Artykuły

Chcę pozostać dzieckiem podszyty

- Gombrowicz domaga się powagi i godności dla religii zamiast powszechnego błazeństwa, które ośmiesza człowieka w chwili próby. On próbuje w człowieku odnaleźć ślad Boga - mówi ADAM WORONOWICZ, przed premierą "Pornografii" w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

ADAM WORONOWICZ właśnie zszedł z planu "Popiełuszki", by zagrać główną rolę w "Pornografii" według Gombrowicza. Premiera w warszawskim Teatrze Powszechnym 30 maja.

Czy "Pornografia" Gombrowicza to powieść bluźniercza?

Adam Woronowicz: "Pornografia" jest przede wszystkim głębokim studium samotności człowieka uwikłanego w dramat sam ze sobą. Każdy z bohaterów próbuje połączyć się z drugim, ale niezmiennie pozostaje sam ze swoim niepokojem, seksualnością, światopoglądem. Gombrowicz kompromituje Polaków, bezlitośnie obnaża nasze głęboko skrywane lęki i kompleksy. Od czasu napisania książki, czyli 50 lat temu, specjalnie się nie zmieniliśmy. Dotyka mnie osobiście, kiedy wyrzuca się Gombrowicza z listy szkolnych lektur, ale nie chciałbym wypowiadać się na temat "Pornografii" w kontekście bieżącej polityki.

Deklaruje pan publicznie silny związek z religią chrześcijańską. Czy Gombrowicz ją kompromituje?

- Jego chyba mierzi powierzchowność naszej religijności. Powołujemy się na wielkie autorytety, którym w ogóle nie próbujemy nawet sprostać w naszym życiu. Gombrowicz domaga się powagi i godności dla religii zamiast powszechnego błazeństwa, które ośmiesza człowieka w chwili próby. On próbuje w człowieku odnaleźć ślad Boga.

Czy potraktował pan Witolda jako alter ego samego autora?

- Nie będę oryginalny: podstawowym kluczem do zrozumienia Gombrowicza była i pozostanie dla mnie lektura jego "Dzienników". Jestem aktorem, który lubi dużo wiedzieć. Ostatnio zobaczyłem wystawę "Dwudziestolecie międzywojenne" w Muzeum Narodowym. Podświadomie szukałem różnych dróg inspiracji, w tym wypadku nieistniejącego już świata, który Gombrowicz opuścił tuż przed wielka katastrofą. To wszystko pomaga, ale nie daje odpowiedzi, jak grać Gombrowicza.

To w jaki sposób poszukiwał pan Gombrowiczowskiej formy?

- Wydaje mi się, że aktor intuicyjnie ją wyczuwa, ona mu się narzuca. Próbuje wyrwać się z niej, ale w ten sposób wpada w kolejną formę. Mój bohater w "Pornografii" jest uwarunkowany istnieniem Fryderyka. Może Witold, przeglądając się w nim, widzi siebie? A może jest odwrotnie i Witold jest projekcją Fryderyka?

Co oznacza zetknięcie się z twórczością tego pisarza na scenie?

- Zacytuję mojego bohatera słowami Gombrowicza: "I za tym pobiegłem błędnym ognikiem jak za przynętą i nie chcę już niczego innego". Jestem zafascynowany "Pornografią". Kiedy czytam wybitną literaturę, podążam z ufnością za autorem. Polska rzeczywistość po upadku komunizmu wydała się banalna, bez formy. Jesteśmy "nieokreśleni w szczegółach", jak pisze Gombrowicz. Od pewnego czasu repertuar teatru został zdominowany przez dramaturgię współczesną, która nie dotyka nas i nie opowiada naszym językiem o naszych sprawach. Na kryzys tej literatury nałożył się kryzys odbioru, brak oczekiwanej reakcji publiczności. Przy roli Witolda wreszcie złapałem oddech.

Poświęcił się pan nieomal całkowicie teatrowi, ale po 10 latach pracy w tym zawodzie nie słyszę w pana głosie entuzjazmu.

- Jestem znużony codziennością teatru, dlatego chętnie wracam do wielkiej przeszłości. Czytam rozmowy z wielkimi reżyserami, magami teatru: Giorgio Strehlerem, Peterem Steinem, przeglądam notatki z prób Konrada Swinarskiego. Marzę o ważnym spotkaniu z publicznością w teatrze, kiedy słowo dotyka widza. To może się zdarzyć najwyżej jeden, dwa, trzy razy w życiu. Sam doświadczyłem tego przed laty jako widz "Lunatyków" Hermana Brocha w reżyserii Krystiana Lupy w Starym Teatrze w Krakowie; oglądając "Mistrza i Małgorzatę" Michaiła Bułhakowa, przedstawienie Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie, a potem ten sam tytuł w Teatrze na Tagance w reżyserii Jurija Lubimowa.

Rosyjską literaturę i kulturę Wschodu darzy pan szczególnym sentymentem.

Pomaga panu w zawodzie "wschodnia wrażliwość"?

- Pochodzę z Podlasia, wychowałem się w Białymstoku na styku wielu kultur. Obok siebie żyli tutaj przed wojną Tatarzy, prawosławni, katolicy i Żydzi. Zapamiętałem jeszcze fragment tego świata ocalałego po katastrofie, zanim na moich oczach odszedł bezpowrotnie. Niektórzy z moich kolegów byli katolikami, inni - prawosławnymi, ale nie przeszkadzało to nam we wspólnych zabawach na podwórku. Czuję się człowiekiem z tamtych stron. Mój Białystok, dom rodzinny i dzieciństwo bardzo się przydają w pracy aktora. To jest moja mała ojczyzna.

A jak przydał się panu czas spędzony w Teatrze Rozmaitości, gdzie zaczynał pan karierę?

- Chociaż w TR nie zagrałem dużo, ale doświadczenia w pracy nad rolą Laertesa w "Hamlecie" Szekspira w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego nie zapomnę do końca życia. Staraliśmy się nie powtarzać tego, co zagraliśmy dzień wcześniej, każdego wieczoru zaczynaliśmy w tym przedstawieniu wszystko od nowa. Odszedłem stamtąd, ponieważ czułem się niedojrzały i nie potrafiłem temu teatrowi niczego od siebie zaofiarować. Mówię o tym naprawdę szczerze.

Czy dzisiaj pan dojrzał?

- Wprost przeciwnie; im dłużej pracuję, tym więcej we mnie niepokoju, tym wyraźniej dostrzegam, że wciąż jestem nieprzygotowany do wykonywania tego zawodu. Ale może moje przygotowanie polega na nieprzygotowaniu? Chciałbym już taki dzieckiem podszyty pozostać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji