Artykuły

Między Polską a Europą

- Władze od lat nie mają pomysłu na strukturę teatralną stolicy. Utrzymywać 30 publicznych scen? Ja nie wiem, w jakiej innej stolicy europejskiej jeszcze coś podobnego istnieje - może w posocjalistycznej Moskwie. Teatr miejski, wojewódzki, sejmikowy - przecież one są utrzymywane z tych samych, naszych pieniędzy! W Berlinie, który staje się kulturalną stolicą Europy, wiedzą, czego chcą. Wiedzą, jak inwestować, jak pomagać. Tymczasem w Warszawie całkowity chaos - Janusz Józefowicz i Janusz Stokłosa kierujący warszawskim Teatrem Studio Buffo o sytuacji prywatnego teatru w Polsce.

Krzysztof Szwałek, Dariusz Styczek: Ile zarabiają aktorzy w Buffo? Janusz Stokłosa: Bardzo różnie - 200, 300, niektórzy 500 zł za przedstawienie. Jeśli zagrają pięć razy w tygodniu, mają 2500 zł brutto. Janusz Józefowicz: To są zarobki porównywalne z tymi na West Endzie w Londynie. Tam artyści zarabiają np. 400 funtów tygodniowo. W ogóle koszty przedstawień w Polsce i w Europie są już podobne. Tylko zyski nijak mają się do siebie. Bilet na musical w Londynie kosztuje 50 funtów - dzięki temu wpływy mogą być dziesięciokrotnie wyższe niż w Polsce. Szczerze mówiąc, ja nie wiem, dlaczego Studio Buffo, oferując takie zarobki, jeszcze istnieje. Teatr Komedia płaci aktorom takie pieniądze, że jak szybko wziąłem kartkę i ołówek i to podliczyłem, to stwierdziłem, że to nie ma nic wspólnego z rachunkiem ekonomicznym. Działamy chyba tylko dlatego, że mamy wciąż dobrą markę.

W takich warunkach trzeba pilnować kosztów.

J.S. Dopóki nie uruchomiliśmy restauracji, na etatach w Studiu Buffo było osiem osób. Potem liczba ta urosła do pięćdziesięciu, ale teraz znów tych etatów jest nie więcej niż dwadzieścia. Dla porównania, konkurująca z nami Roma zatrudnia ponad 120 osób. Teatr Wielki dziesięć razy tyle. JJ. Wszyscy nasi artyści pracują na umowy-zlecenia. A ja jestem chyba jedynym reżyserem w Polsce, który nie płaci za próby. Mówię moim ludziom: kochani - ja tę pracę traktuję jak wspólną inwestycję. I oni dają mi moralne prawo wykorzystywania ich. Wiedzą, że jak już zrobię spektakl, to on jest długo grany i można na tym zarobić.

J.S. Nasz największy problem to interpretacja prawa. Nikogo nie interesuje to, jak działają przepisy w świecie show-biznesu. Jesteśmy uznawani za kompletny margines! W pewnym momencie zaczęła się dyskusja, czy zatrudniając artystów przez dwa czy trzy lata na umowę o dzieło, naruszamy przepisy o ubezpieczeniach. I nikt nam tego przez lata nie potrafił jednoznacznie wyjaśnić. A potem okazało się, że wystarczy, by jakiś urzędnik się uparł, byśmy mieli do spłacenia wieloletnie zobowiązania wobec ZUS-u. Miliony złotych! I tak jest w bardzo wielu wypadkach. Wprowadzenie VAT-u od biletów teatralnych spowodowało tak ogromne zamieszanie, że ja do dziś nie wiem, jak to wszystko działa. Dla czynników oficjalnych biznesu w sztuce nie ma. My nie jesteśmy żadnym powodem do zastanowienia, do debaty - kto tam się będzie przejmował biletami teatralnymi. Dla naszego małego

biznesu państwo jest zabójcą. Przeszkody na każdym kroku.

Zostało jakieś pole manewru na oszczędności w kryzysie?

J.S. Gdy rok temu nasza restauracja wpadła w tarapaty, zmieniliśmy strukturę zatrudnienia. Dziś każdy kelner ma własną działalność gospodarczą. Zrezygnowaliśmy z kierowcy, bo zakupy robi główny kucharz, itd. Udało się wyjść na prostą. Ale w 2002 roku sytuacja była jeszcze gorsza. Byliśmy o krok od zamknięcia tego interesu.

J.J. Kultura jest papierkiem lakmusowym dla sytuacji gospodarczej w kraju. Gdy jest trochę gorzej, ludzie przede wszystkim zaczynają oszczędzać właśnie na kulturze. I na restauracjach! J.S. Skoro mówimy o obniżaniu kosztów -w wypadku takich przedstawień jak Romeo i Julia byłyby one dużo mniejsze, gdyby zamiast na Torwarze można było pokazać ten spektakl na normalnej scenie. To jest to, o co od lat bezskutecznie walczymy. Gdyby można było taki teatr np. wynająć, to nie trzeba byłoby wynajmować dodatkowego światła, dźwięku, budować sztankietów, opłacać sztabu ludzi, by zamienić Torwar w salę teatralną. Artysta wchodziłby do takiego teatru i albo potwierdzał swój artyzm, umiejętnie wykorzystując możliwości, albo do widzenia. Takie teatry działają na całym świecie, niestety nie w Polsce, więc wynajmujemy Torwar i wydajemy pieniądze na to, by z pałacu sportu zrobić magiczną przestrzeń musicalowego teatru.

Po 12 latach artystycznych sukcesów spółka Studio Buffo nie może takiej sceny kupić?

J.S. Nie słyszałem, by jakiekolwiek miasto w Polsce chciało sprzedać teatr. A o zbudowaniu nowego nie mamy co marzyć, bo nie mamy takich pieniędzy i ich nie zarobimy. Przede wszystkim dlatego, że najważniejszym celem Buffo nie jest zarabianie. Jesteśmy artystami -chcemy tworzyć duże spektakle muzyczne, realizowane z rozmachem i na wysokim poziomie. Gdyby chodziło wyłącznie o pieniądze, to wykorzystalibyśmy nasze nazwiska, pojechali w Polskę i zarobili pięć razy tyle, co dziś, bez najmniejszego wysiłku, grając kilka koncertów dziennie. Ale przepraszam - mnie to już nie interesuje, Janusza też nigdy do tego nie ciągnęło. Zresztą nawet gdybyśmy nie wiem jak chałturzyli, sami teatru nie zbudujemy.

Gdyby ktoś chciał wyłożyć kilkadziesiąt milionów na budowę teatru muzycznego, jest w stanie na tym zarobić?

J.S. Z widownią na 400 osób - nie. Ale na 700 - tak. Na tym można zarobić. Wierzę, że powstanie takiej sali to kwestia czasu. Gdyby ktoś zdecydował się ją postawić - my dalibyśmy mu nasz produkt.

Na razie wszystko wskazuje na to, że prędzej powstanie teatr Buffo w Moskwie?

J.J. Rzeczywiście, mer Moskwy obiecał nam ziemię pod jego budowę. Przez moment myśleliśmy nawet, by zamknąć biznes tutaj i wynieść się do Rosji, ale jesteśmy związani z naszymi artystami i nie chcemy ich zostawiać. Myślimy raczej o eksporcie naszych produktów. Mamy wrażenie, że tworzone przez nas musicale mogą być interesujące dla zagranicznych teatrów. Za wystawione w Moskwie Metro otrzymaliśmy najwyższe artystyczne wyróżnienia państwowe, w Toronto jest producent zainteresowany Piotrusiem Panem.

J.S. Najprawdopodobniej w ciągu tygodnia podpiszemy kontrakt na wystawianie słowackiej wersji Metra w Bratysławie.

Ile można zarobić na sprzedaży licencji?

J.S. To nie są wielkie pieniądze. Słowakom sprzedajemy Metro za 10 tys. USD. 11,5 proc. od wpływów.

JJ. Mamy nadzieję, że kiedyś któryś z tych naszych tytułów w końcu wystrzeli. Oryginalnych tytułów musicalowych nie robi się zbyt dużo. Rynek zachodni jest niezwykle chłonny, w niemal każdym prowincjonalnym niemieckim miasteczku jest scena, gdzie wystawiane są musicale. A ile można oglądać Nędzników? W pewnym momencie znajdzie się popyt na nasze propozycje. J.S. Ale to wymaga też zmian w samej Warszawie. Tymczasem władze od lat nie mają pomysłu na strukturę teatralną stolicy. Utrzymywać 30 publicznych scen? Ja nie wiem, w jakiej innej stolicy europejskiej jeszcze coś podobnego istnieje -może w posocjalistycznej Moskwie. Teatr miejski, wojewódzki, sejmikowy - przecież one są utrzymywane z tych samych, naszych pieniędzy! W Berlinie, który staje się kulturalną stolicą Europy, wiedzą, czego chcą. Wiedzą, jak inwestować, jak pomagać. Tymczasem w Warszawie całkowity chaos - teatru Buffo nie ma nawet na mapie teatrów wydrukowanej przez miasto. Nie istniejemy!

Dlaczego w folderze wydanym za publiczne pieniądze mają reklamować prywatny interes?

J J. Oni używają właśnie tego argumentu! Niczego nie rozumieją. Czy królowa angielska, wyróżniając Eltona Johna tytułem hrabiowskim, też reklamuje prywatny biznes? Nie, ona docenia zjawisko kulturalne. A my też - czy to się komuś podoba, czy nie - jesteśmy częścią kultury. Nie można nas traktować jak producenta guzików.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji