Artykuły

Nie taka bestia straszna

"Piękna i Bestia" w reż. Macieja Korwina w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Przebojowy musical "Piękna i bestia" w Teatrze Muzycznym Gdyni. To sukces całego zespołu, który zafundował swojej publiczności wspaniały prezent z okazji 50-lecia funkcjonowania instytucji. Trójmiasto ma wreszcie spektakl dla dzieci na wiele, wiele lat.

Książeczki takie jak "Piękna i Bestia" pamiętam ze swego zamierzchłego dzieciństwa. Kiedy się je otwierało, z wnętrza rozchylały się wycięte na kartonie pałace, lasy i stojące na tekturkach postacie. Taka właśnie, jakby żywcem przeniesiona z podobnych książeczek, scenografia odsłania się przed nami, gdy na przedstawieniu musicalu "Piękna i Bestia" w Teatrze Muzycznym idzie w górę kurtyna. Jest las, są domki i nieruchome postacie, które jednak za chwilę okażą się żywymi aktorami. Istna bajka.

Zupełnie inny jest pałac Bestii, pełen stromych schodów, gotyckich łuków, krużganków. W wyobraźni dzieciaków pozostanie na lata jako wspomnienie czegoś tajemniczego i groźnego. Praca scenografek, Diany Marszałek i Julii Skrzyneckiej, warta jest zauważenia z jeszcze jednego powodu. Dużo tego wszystkiego, ale przedstawienie dzięki ich pomysłom biegnie bez najmniejszych zacięć i mija nie wiadomo kiedy.

Historia, znana głównie dzięki bajce Charlesa Perraulta, w dzisiejszej kulturze masowej spopularyzowana została przez kreskówkę Disneya. Muzyczna, broadwayowska wersja, do której prawa nabył Teatr Muzyczny, pochodzi z 1994 roku. W opowieści tej młoda piękna dziewczyna zakochuje się w zamienionym w szpetną Bestię księciu, ukaranym za swój zimny egoizm. To prosta, wzruszająca historia miłości, która może się obudzić w każdym sercu, zakończona morałem, by nikogo nie sądzić z pozoru. Reżyser "Pieknej i Bestii", a zarazem dyrektor teatru, Maciej Korwin, wykorzystał zakupienie, niemało pewnie kosztującej, licencji nie tyle dla tego morału, ile dla pokazania wszystkich możliwości sceny i zespołu. To takie "The best of Teatr Muzyczny". Prawda, że na przykład scena balu pokazuje przy okazji, że nie tak prosto jest zrobić coś i wystawnie, i gustownie. Ale to przede wszystkim zabawa, na granicy pastiszu, polegająca na miksowaniu musicalu, rewii i nawet teatrzyku z kankanem, obowiązkowymi falbanami i desusami do kolan.

Skoro już o tym mowa... Największą frajdę będą miały z oglądania "Pięknej" dzieci do lat 10, ale reżyser dba o to, by i dorośli się nie nudzili. Kiedy np. przerobiony na lichtarz Marek Richter wystrzela płomykami, gdy tylko rozmowa schodzi na te tematy, dzieciaki cieszą tylko fajerwerki, ale dorośli załapią, do czego to aluzja.

Najzabawniejsze są tu dopracowane do każdego gestu aktorskie role. Jeśli wymieniłbym tylko Tomasza Więcka jako Gastona, który z ondulowaną peruką i kosmatą treską na torsie gra świetną parodię macho, i dodałbym zrobioną na operową diwę Grażynę Drejską, która zmieniona w szafę ubolewa, że nie wejdzie w stare sukienki, nie wymieniłbym pozostałych aktorów, co by było niesprawiedliwe. Nie wymienić nikogo? Też niedobrze.

Najlepiej powiedzieć, że to sukces całego zespołu Teatru Muzycznego. Na koniec jubileuszu 50-lecia zafundowali swojej publiczności urodzinowy prezent. Nie tylko swojej publiczności zresztą. "Piękna i Bestia" to widowisko, jakiego w Trójmieście brakowało od lat. I jestem spokojny, że grane będzie przez lata.

Jednego tylko trochę zabrakło mi w tej opowieści, pełnej teatralnego rozmachu. Wzruszeń. Łatwiej tu o śmiech, gdy zmienieni w przedmioty ludzie wracają do swej ludzkiej postaci, niż o wzruszenie, gdy Bestia zmienia się w księcia. Wolałbym inną hierarchię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji