Artykuły

Jak to miło porządną twarz malować

PO zrobiła sobie sztandar polityczny z likwidacji abonamentu. Urbański też sobie zrobił z abonamentu sztandar, tyle że w jego obronie. Przez ten abonament twórcy znaleźli się pośrodku bijatyki chłopców z placu Broni. A my bronimy telewizji jako instytucji publicznej, a nie sklepiku prezesa Urbańskiego czy posłanki Śledzińskiej-Katarasińskiej - mówi Agnieszka Holland.

Donata Subbotko: Na gali rozdania Wiktorów publicznie zwróciła się pani do premiera Tuska z apelem o sensowną reformę TVP. Artyści nie mają jak dojść do głosu? Agnieszka Holland: Parę miesięcy temu twórcy, w tym Andrzej Wajda i koledzy ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich, poprosili o spotkanie z premierem w sprawie telewizji publicznej. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi. To było, zanim ogłosiliśmy list do premiera w obronie abonamentu. Kiedy więc zobaczyłam pana premiera na gali Wiktorów, nie mogłam zmarnować okazji, by nie wyrazić mego zaniepokojenia sytuacją mediów publicznych. Mam sympatię do premiera, wolałabym, żeby mu się udało. Jako środowisko proponowaliśmy mu wsparcie - nie po to, żeby go wkopywać, ale żeby go wesprzeć - w rozpoznaniu tematu, na którym on i jego otoczenie najwyraźniej nie bardzo się zna.

Ten list środowisk twórczych do premiera Tuska, w którym apelowaliście o nieniszczenie mediów publicznych i utrzymanie abonamentu, prezes Urbański przedstawia jako obronę obecnej TVP.

- Prezes Urbański jest przede wszystkim człowiekiem PiS i inteligentnie korzysta z zamieszania i błędów, które popełnia rząd. Przy okazji wykonuje całkiem pożyteczne gesty. Nagle widzimy niby większy pluralizm w informacjach i publicystyce, lepszy czas dla programów kulturalnych. Mają również - jak się okazuje - stworzyć duży fundusz na koprodukcję filmów fabularnych i dokumentalnych i wyjąć go spod władzy anten. Jakkolwiek by na to patrzeć, jest to dobry kierunek. Najwyraźniej chodzi o pokazanie, jak bardzo telewizja jest teraz misyjna.

Z mojej perspektywy wygląda to dość cynicznie. Prezes Urbański pokazał przecież swoją twarz przed wyborami, a nie teraz, kiedy stał się największym obrońcą wolnością mediów publicznych. A tymczasem my, twórcy, znaleźliśmy się między młotem a kowadłem. Muszę wyraźnie powiedzieć: bronimy telewizji jako instytucji publicznej, a nie jako sklepiku prezesa Urbańskiego czy pani Katarasińskiej.

Dlaczego tak się upieracie przy abonamencie?

- Nie upieramy się. Abonament również nie jest gwarantem niezależności. Działa przecież od zawsze, a widzimy, jak telewizja stacza się po równi pochyłej. Ale bronimy go, bo wydaje nam się, że jest najlogiczniejszym sposobem finansowania mediów publicznych i nie przedstawiono nam adekwatnej alternatywy.

PO twierdzi, że abonament to haracz i podatek, ale Fundusz Misji Publicznej, o którym się mówi, też przecież będzie finansowany z naszych podatków, tyle że proces ten będzie mniej przejrzysty. To hipokryzja.

Zaletą podatku o nazwie abonament jest to, że można jasno i uczciwie zdefiniować jego cel i przeznaczenie. Zresztą, jak ludzie na coś płacą, choćby na tacę w kościele, to łatwiej im o identyfikację, czują się członkami tego Kościoła. Kiedy płacą na TVP, mogą czuć się jej współwłaścicielami. Takie obywatelskie współodczuwanie nie istnieje, kiedy pieniądze idą z budżetu.

Ale dobrze, niech to nie będzie abonament, jednak zanim PO go zlikwiduje, niech nam przedstawi jasny projekt finansowania mediów publicznych - maksymalnie czysty, niezależny od ideologii, politycznych celów aktualnych władz. Nie usłyszeliśmy takiej propozycji. Należy zdefiniować cele i obowiązki telewizji publicznej, określić, co jest misją, i stworzyć zabezpieczenia przed nadużyciami. Wydaje się, że minister kultury Bogdan Zdrojewski to rozumie. Mam wrażenie, że gdyby to Ministerstwo Kultury plus jakiś zespół złożony z filmowców, dziennikarzy i medioznawców pracowały nad tą ustawą, w ciągu paru miesięcy mogliby dojść do czegoś sensownego.

Podobno rząd nie ma jeszcze nawet konkretnej osoby, która będzie odpowiedzialna za kształt ustawy medialnej. Być może będzie to minister Zdrojewski.

- Działania PO są chaotyczne. Nie rozumiem, dlaczego pani Katarasińska nie zdecydowała się na powołanie kompetentnych doradców. Nie wiem też, dlaczego PO broni się przed szerszą debatą na ten temat. Wydaje się, że problem polega na tym, iż politycy patrzą na telewizję wyłącznie jak na narzędzie propagandy i miejsce, gdzie mogą się pokazać, cały ten aspekt misyjny w gruncie rzeczy ich nie interesuje.

Dlatego byłoby dobrze, gdyby to właśnie Ministerstwo Kultury pracowało nad ustawą. Zajęłoby się tym, co w telewizji publicznej jest najważniejsze - czyli mądrą edukacją, kulturą wyższą, wartościową rozrywką.

Telewizje prywatne nigdy przecież tego nie zrealizują i TVP ma tu do odegrania niebywałą wprost rolę cywilizacyjną, której od lat już nie odgrywa - degrengolada nie zaczęła się od rządów PiS, ale znacznie wcześniej. Jednym z powodów tego stanu rzeczy jest pewnie schizofreniczny status prawny TVP. Jako spółka handlowa skarbu państwa musi przynosić zysk. A przecież jeśli ma pełnić tzw. misję, to zysk powinien być rzeczą drugoplanową. Chociaż oczywiście trzeba walczyć o jak największą oglądalność, inaczej telewizja nie będzie w niesieniu swojej misji skuteczna.

Min. Zdrojewskiemu podoba się model belgijski, gdzie telewizja publiczna jest opłacana w ponad 50 proc. z budżetu państwa, kilkunastu procentach z reklamy i ze sponsoringu, a reszta - z innych dochodów. Można stworzyć dobrą telewizję publiczną bez abonamentu?

- Na pewno można, ale PO nie przedstawiła tak naprawdę żadnej koncepcji. A skoro nie ma koncepcji, to po co likwidować abonament, można przecież ten system finansowania TVP ulepszyć. Argumenty o nieściągalności pieniędzy są niemądre, w innych krajach ściągają go w 90 proc., wystarczy np. dopisać go do rachunku za elektryczność.

Ale wydaje mi się, że sprawa z abonamentem jest skończona - PO zrobiła sobie z tego sztandar polityczny i Urbański też sobie zrobił z abonamentu sztandar. Przez ten abonament twórcy znaleźli się pośrodku bijatyki chłopców z placu Broni.

Z tego, co wyczytałam z deklaracji PO, to rząd miałby dawać na TVP mniej więcej połowę tej sumy, która wpływa z abonamentu - a to oznaczałoby zapaść radia i telewizji. Zamiast stać się bardziej ambitną i wartościową, TVP musiałby skomercjalizować się jeszcze bardziej i odbierać reklamodawców mediom prywatnym (i tego zapewne przestraszyli się prezesi dwóch największych stacji prywatnych). Bardzo nie chciałabym uwierzyć, że o to chodzi PO.

Teraz definicja misji jest tak luźna, że władze TVP wkładają tam także tańce na lodzie. Trzeba by ją określić?

- To brzmi tak cynicznie, że aż szkoda o tym mówić. Misję oczywiście trzeba zdefiniować, mając świadomość, że nie da się tego zrobić do końca. Musimy liczyć na uczciwość intelektualną i kulturę polityczną decydentów. Wydaje mi się zresztą, że mądrze ustawiony status TVP przyciągnie nie takich ludzi, którzy idą za partyjnym interesem, ale prawdziwych pasjonatów tego medium. Przecież dyrektorzy teatrów nie zostają nimi po to, żeby się nakraść czy żeby mieć wielką władzę.

Jak pani ocenia dzisiejszą TVP?

- Źle. Chociaż teraz prezes Urbański gwałtownie robi jakiś makijaż, żeby ta telewizja miała lepszą twarz. Ale oceniam ją źle właściwie od połowy lat 90.

Ona ma wszystkie możliwe wady. Najgorzej oceniam poziom rzemiosła. Widz, którego telewizja uczy m.in. pewnej wrażliwości audiowizualnej, jest w tej chwili na poziomie jaskiniowym. TVP daje mu największą chałturę, jaką można sobie wyobrazić. Nawet te sztandarowe programy, np. program Wildsteina - już nie mówię nawet o sprawach merytorycznych - ale poziom rzemiosła, montaż, sposób przygotowania, estetyka, są żałosne. Duża liczba programów jest robiona na poziomie Telewizji Trwam.

Nie ma de facto Teatru Telewizji, jest Teatr Faktu. W latach 90. telewizja rzeczywiście zaniedbała edukację historyczną i nie jest w porządku, gdy "Czterej pancerni" i "Stawka większa niż życie" są głównymi obrazami dotyczącymi najnowszej historii Polski, ale teraz mamy inne przegięcie. Produkuje się tylko jeden gatunek. Dość jednostronne obrazy martyrologii z najnowszej historii. To cenne dla widzów, ale jeden korytarzyk to dla rozwoju kultury za mało. A jeśli chodzi o dokument, to zniknął, został właściwie zabity przez ekipę Wildsteina. Zarzucono też wiele inicjatyw w innych gatunkach.

Mówi się od lat, że TVP jest przeżarta korupcją, jednak CBA jakoś się tym nie zajmuje.

- To był wielki problem za prezesury Kwiatkowskiego, no ale trudno coś mówić bez dowodów. Mnie się wydaje, że teraz tej korupcji finansowej jest mniej niż dawniej. Za Kwiatkowskiego wszyscy moi znajomi mówili, że trzeba dać, bo jak nie dajesz, to nie robisz. Ale gdy przyszło do deklaracji, nikt się nie odważył. Jedyni, którzy zaprotestowali i poszli z tą sprawą do Kwaśniewskiego, to Machulski i Bromski. Efekt był tylko taki, że ich studio filmowe nie mogło potem dostać żadnych pieniędzy z TVP. Ale ich zarzuty, o ile wiem, nie zostały prześwietlone. W ogóle trudno jest służbom kontrolować produkcję filmową, każdy budżet jest precedensowy, dość bezkarnie można stosować tzw. kreacyjną księgowość.

W połowie lat 90. politykę kulturalną trochę odpuszczono i centrum decydowania o filmach kinowych przeniosło się do TVP. To zdrowe?

- Nie, ale jak nie ma prywatnych pieniędzy na produkcję fabularną, to trudno funkcjonować bez wkładu telewizji publicznej. Jednak największym problemem twórców i producentów nie jest nawet to, że dostają odmowę z TVP, ale to, że czasami latami czekają na decyzję.

Dlaczego?

- Bo ta urzędnicza maszyna nie działa. Panuje niejasność i paraliż kompetencyjny. Decydenci boją się podjąć jakąkolwiek decyzję, bo pod każdą decyzją potrzebują ileś tam podpisów, a zarządy są sterowane przez parytety polityczne. Niżsi urzędnicy są na tyle zastraszani, że sami nie podejmą decyzji, bo każda może się obrócić przeciwko nim. Ja nie mówię, że tam nie ma ludzi, którzy są potencjalnie świetnymi fachowcami, ale większość ma zgięte karki.

Jak wyglądamy w porównaniu z innymi telewizjami publicznymi na świecie?

- Myślę, że do pewnego momentu - jeśli chodzi o programy artystyczne - mieliśmy jeden z wyższych poziomów w Europie. Od jakichś 10 lat mamy jeden z najniższych. Jeśli chodzi o programy publicystyczne, to wszystkie znane mi telewizje są na lepszym poziomie niż Polska. Nastąpił upadek dziennikarstwa telewizyjnego. I to również w stacjach prywatnych. Tego tak nie było widać za czasów Kaczyńskich i wojny domowej. Teraz wychodzi, jak źle przedstawia się codzienność w mediach.

Druga sprawa to nasza kultura polityczna. Jedyna formuła dyskusji, jaką potrafią prowadzić nasi politycy, to pyskówka. Jak porównuję francuskich, angielskich, amerykańskich polityków czy politologów z polskimi, to mam uczucie głębokiego zażenowania. Niewielu jest takich, którzy potrafią poprowadzić merytoryczną rozmowę i skojarzyć różne fakty. Wydaje się, że - jak u Tuwima straszni mieszczanie - "widzą wszystko oddzielnie/ Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo ".

Jakoś mało teraz wielkich twórców w TVP.

- Bo oni nie chcą wielkich twórców. Wolą ludzi, którymi można manipulować. Za Wildsteina odczułam to na własnej skórze.

Pamiętam takie zdarzenie - to był późny Wildstein albo wczesny Urbański - dawałam jakiś wywiad w telewizji i przed nagraniem poszłam do charakteryzatorni. I ta pani, która mnie pudrowała, mówi: "O, pani Agnieszko, jak to miło jakąś porządną znaną twarz malować, bo Teatrów Telewizji już nie ma, więc wielcy aktorzy już nie przychodzą. Za Kwiatkowskiego byli jeszcze twórcy i aktorzy, za Dworaka - przynajmniej znani politycy, a teraz przychodzą takie mordy, że ja nie wiem, co oni są".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji