Artykuły

Zepsute perpetuum mobile

"Zaśnij teraz w ogniu" w reż. Przemysława Wojcieszka z Teatru Polkskiego we Wrocławiu na III Festiwalu Teatrów Europy Środkowej Sąsiedzi w Lublinie. Pisze Grzegorz Kondrasiuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Przemysław Wojcieszek, twórca pracujący na czołowych polskich scenach, powrócił na festiwal "Sąsiedzi" z jedną ze swoich ostatnich premier. "Zaśnij teraz w ogniu" wrocławskiego Teatru Polskiego jest, jak zwykle u Wojcieszka, autorską produkcją, w której odpowiada on zarówno za scenariusz, jak i za reżyserię.

Począwszy od głośnego debiutanckiego "Made in Poland" zrealizowanego w Legnicy, ten młody jak na standardy panujące w branży artysta (rocznik 1974) wypracował sobie indywidualny styl, którego znakiem rozpoznawczym jest daleko idące "ufilmowienie" spektakli. Wywodzący się z kina offowego scenarzysta właśnie z filmowej biegłości w montażu scen oraz ustawianiu wyrazistych sytuacji i konfliktów uczynił swój największy atut. Okazało się też, że scenariusze Wojcieszka równie dobrze mogą pełnić rolę filarów współczesnej polskiej dramaturgii. Osadzone zawsze w bezpośredniej bliskości czasu i miejsca, sprawiające wrażenie podpatrywania życia tuż obok, w sąsiedniej klatce czy domu, z upodobaniem zajmujące się życiem prowincjonalnym, potrafią przeciętność wywindować na wyższy, metaforyczny poziom.

Do wrocławskiej realizacji Wojcieszek wybrał sztukę-scenariusz traktującą o życiu aktorów. Jak zawsze jest to opowieść osadzona w czasie teraźniejszym, z odniesieniami do realnych zdarzeń i osób, choć akcja tym razem rozgrywa się w środowisku dosyć egzotycznym - wokół zespołu bliżej nieokreślonego teatru w sporym mieście. W tym nietypowym świecie rozgrywają się typowe historie miłosne, romanse, zdrady i jedna wielka i czysta, napotykająca na przeszkody miłość (jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało). Stałym motywem w twórczości Wojcieszka jest zawsze konflikt pomiędzy idealnym i utopijnym uczuciem a brutalnym światem wokół niego. Tak prosta oś dramatu ma w sobie wielką siłę autentyczności, ale i jednocześnie bardzo łatwo ześlizgnąć się tutaj w fałszywy ton.

I to jest właśnie przypadek wrocławskiego spektaklu. Niestety, "Zaśnij teraz w ogniu" pokazuje, że wojcieszkowy pomysł na teatr nie jest bynajmniej czymś w rodzaju perpetuum mobile, maszyny rozkręcającej się niezależnie od warunków, na każdej scenie i w zderzeniu z dowolną tematyką. Wczorajsze zalety podejrzanie łatwo przeobraziły się w wady, i trafność obserwacji, zwyczajność i bliskość stworzonego świata nie wiadomo kiedy złożyły się na płaskie obyczajowe sztuczydło. Zamierzeniem autora było, jak się wydaje, ujęcie świata ludzkich emocji w cudzysłów - w końcu postaciami sztuki są aktorzy, a granica pomiędzy grą i szczerością dość często się tu zaciera. Jednak pomysł ten nie został pogłębiony, pozostał na poziomie prostej konstatacji.

Autor przyzwyczajony do ostrego stawiania konfliktów i niemal programowo używający języka potocznego tym razem poszedł na całość. Dwuipółgodzinne widowisko złożył z samych emocjonalnych sytuacji, toczących się zawsze w najwyższej temperaturze, pomiędzy miłością i nienawiścią, do tego uznał za konieczne okrasić je niebywałą ilością wyzwisk. Przesadna, nadmierna frenezja tak ustawionych postaci szybko nuży, w nadmiarze krzyku i emocji ginie cała żarliwość poszukiwania sacrum. W dodatku Wojcieszek gdzieś zagubił swoje wyczucie rytmu, niemiłosiernie wydłużając scenariusz, który co rusz prosi się o przysłowiowe nożyczki. Na domiar złego do gry wmanewrowano Bogu ducha winnego Szekspira, nieco mechanicznie doklejając ironiczny finał, który niweczy cały złożony proces uprawdopodobniania postaci. Sytuację ratowały jedynie heroiczne wysiłki bardzo dobrego, wyrównanego zespołu Teatru Polskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji