Artykuły

Sąsiedzi. Dzień trzeci

O III Festiwalu Teatrów Europy Środkowej "Sąsiedzi" pisze Marta Zgierska z Nowej Siły Krytycznej.

Pomimo wielu zastrzeżeń cieszę się, że na Sąsiadach pojawił się spektakl "Zaśnij teraz w ogniu" Teatru Polskiego z Wrocławia.

Zacznę od kwestii, zdawałoby się, drugorzędnych. Mianowicie od całej płaszczyzny ilustracyjnej - muzyki, światła i scenografii. To przede wszystkim dobra robota Kuby Kapsy, odpowiedzialnego zarówno za reżyserię świateł, jak i za muzykę. Grający na żywo, jazzujący Contemporay Noise Qintet oraz gra świateł przeprowadzają nas płynnie przez kolejne sceny i nadają spektaklowi charakterystyczny, dosyć wartki rytm. Oświetlenie wydobywa minimalistyczną, ale bardzo funkcjonalną scenografię Małgorzaty Bulandy, na której znać wysoką jakość wykonania i umiejętne wykorzystanie przestrzeni. Wszystko to doskonale wpisuje się filmowy montaż, który konstruuje akcję. "Zaśnij teraz w ogniu" pod względem wizualnym jest najbardziej estetycznym spektaklem, jaki ostatnimi czasy mogliśmy oglądać w Lublinie, który może być lekcją pokazową - w jak ciekawy i efektywny sposób kreować nowoczesną przestrzeń sceniczną.

Kolejnym powodem, dla którego warto, jest sama gra aktorska. Przemysławowi Wojcieszkowi udało się zgromadzić niebagatelną obsadę. Aktorzy Teatru Polskiego grają z prawdziwym poświęceniem, niezależnie od rodzaju odgrywanych scen radzą sobie doskonale i to właśnie oni bronią nienajlepszego tworu reżyserskiego.

A sama dramaturgia Wojcieszka? To też jeden z powodów, z których cieszę się z pokazania "Zaśnij teraz w ogniu" w Lublinie. Jednak, wyłącznie dlatego, że spektakl ten, jakby nie patrzeć, prezentuje najświeższe dokonania w polskim teatrze - te, które wyraźnie różnią się od przedstawień, do jakich widz w teatrze od lat przywykł. Spektakl przedstawia zupełnie inne ścieżki odnajdywania się na scenie, gdzie teatralność zbliża się do dosłowności i naturalności zachowań. Jednak poprzez pewne monotematyczne przesycenie pozostawia smutną świadomość, że świat, o którego uprawdopodobnienie zabiegano, staje się jakimś nowym wydaniem naturalizmu. Przejaskrawia się cielesność i wszystko, co wulgarne, kosztem innych, w rzeczywistym świecie nie ginących, aspektów życia.

Możemy mówić, że Wojcieszek w "Zaśnij teraz w ogniu" zwraca naszą uwagę na tak uniwersalne problemy jak zdrada, relacje rodzinne czy konflikt między ideałami a okrutnymi regułami życia. Przedstawia świat, w którym bohaterowie o wypaczonym systemie wartości szukają zaspokojenia swojego szczęścia wśród rozlicznych kochanków, a ich historia staje się przetransponowaniem motywów szekspirowskich na współczesne środowisko aktorskie.

Brzmi nieznośnie patetycznie, a autor ślizga się po powierzchni zbyt licznie poruszanych kwestii. Wątki w spektaklu mnożą się, wiją i zaczynają przypominać swoją strukturą telewizyjny tasiemiec. W takim otoczeniu nawet najlepiej zagrane monologi, poruszające poważne kwestie, nie są w stanie dobrze wybrzmieć. Ze sztuki trudno wynieść wartości, o które mogło chodzić twórcy.

W stosunku do wcześniejszych dokonań Wojcieszek 6 wychodzi z dotychczasowego środowiska, jakim były fabryki czy blokowiska. Jednak schematy konstrukcji pozostają z grubsza takie same, a nowe otoczenie niekoniecznie ma pozytywny wpływ na kreację całości. Opowieść tocząca się w środowisku aktorskim nie może pozostać na takim samym poziomie przedstawienia, gdyż ulega wtedy rażącemu spłyceniu. To przeniesienie pozostaje przez Wojcieszka niewykorzystane i staje się tylko suchą ramą, jakby kolejną formą, w tym przypadku wulgarnej, dekoracji.

Z drugiej strony gdyby "Zaśnij teraz w ogniu" faktycznie było zabawą kształtowania z dystansu błahej fabuły, mógłby to być dramat, który wydobywa znacznie więcej sensów. Tymczasem Wojcieszek, przyzwyczajony do czarno-białego moralizatorstwa, wpada w pułapkę, którą sam na siebie zastawia. Stosowane żarty metateatralne, jak naigrywanie się z wartości współczesnej dramaturgii czy sceny w zakończeniu spektaklu, wyglądają jak rozpaczliwa próba odżegnania się od zbytniej trywialności formowanej na scenie akcji. Sama scena zbiorowego mordu żenuje i ciężko powiedzieć, czy oby na pewno ma ona jeszcze wydźwięk poważny. Przy filmowym, a może raczej telenowelowym rozroście fabuły i grze uprawdopodobniającej ciąg zdarzeń, z rzadka pojawiająca się groteska wydaje się tylko próbą ratowania całości, a w efekcie do reszty banalizuje wcześniejsze dwugodzinne starania aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji