Artykuły

Kartka z Finlandii

Mimo dużej dawki komizmu, nie można nie zauważyć sceny, w której John trzymając w ręku kostkę mydła, mówi o Żydach stojących nago w komorze gazowej - o spektaklu "We are camera/ rzecz o Jazonie" w reż. Krzysztofa Minkowskiego w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze pisze Wojciech Wojciechowski z Nowej Siły Krytycznej.

Na podeście w głębi sceny stół i cztery krzesła. Na środku wyspa, jakby łóżko, a na nim z pluszaki. Dalej w linii prostej recepcja. Hotel w Finlandii. W takiej przestrzeni zobaczymy rodzinę - mama, tata, córka i syn. Po obu stronach widownia. Przy recepcji stoi John.

Przedstawienie rozgrywa się w kilku przestrzeniach - rodzina i więzi pomiędzy jej członkami, przestrzeń społeczna z tłem historycznym, którego ramy czasowe wyznaczane są muzyką jak choćby "Satisfaction" The Rolling Stones oraz wspomnienie czy tęsknota za słusznie minionymi czasami NRD. To wszystko jest zawarte w spektaklu Minkowskiego. Jednak na pierwszy plan wysuwa się sytuacja rodzinki i dwójka dzieci zdających relacje z życia rodzinnego - Sonja (Anna Ludwicka) i Mirco (Marcin Pempuś), którzy grają ku widzowi. W czasie tego urlopu w Finlandii dowiemy się, że ojciec Ernst (Bogusław Siwko) zdradza swój ukochany kraj - jest szpiegiem bloku wschodniego. Jednak jako enerdowski szpieg, Bond z kraju demoludów, wypił zdaje się o jedno martini z wódką za dużo, potrząsnęło nim i wpadł w alkoholizm. Tęskni za NRD i właśnie tam chce osiąść z rodziną do końca życia. Podczas gdy David Ost ogłasza dziś koniec postkomunizmu, pokazanie sentymentu do wschodnich Niemiec sprzed lat, może być tematem zarówno frapującym jak przebrzmiałym.

Ernst w swojej skórzanej kurtce jest mimo wszystko bardzo "ernst", co w języku niemieckim oznacza poważny lub serio. Jego powaga jest zabawna zwłaszcza w scenie burzliwej rozmowy z żoną Paulą (Iwona Lach), gdy z offu słychać fragment jednej z oper, ilustrujący kłótnie dwojga kochanków, Lach i Siwko w tych samych momentach kłócą się również ze sobą. To tylko jedna z bardziej zabawnych i wybornych pod tym względem scen tego spektaklu. Trzeba zauważyć, że istotnym elementem przedstawienia jest muzyka, a gdy zderzymy ją ze sposobem poruszania się aktorów, całość wypada atrakcyjnie.

Reżyser osadził cały spektakl w konwencji przypominającej nieco skecze Monty Pythona - śmieszne i mocne zarazem. Aktorzy są ze sobą idealnie zestrojeni, a całość biegnie szybko i rytmicznie. Minkowski nie obnaża żadnego tabu, nie prowokuje. Jednak mimo dużej dawki komizmu, nie można nie zauważyć sceny, w której John (Robert Mania), trzymając w ręku kostkę mydła, mówi o Żydach stojących nago w komorze gazowej. Przy okazji tego spektaklu nie można także stwierdzić z całą pewnością, że "dzieci są fajne". Sonja i Mirco zdają się nie pasować do opisu Lyotarda, iż są niezdolne do utrzymania pionowej pozycji, niepewne w kontaktach z przedmiotami, które wzbudzają ich ciekawość (zwłaszcza w scenie gdy Mirco animuje dwa pluszowe pieski, symulując kopulację) czy niezdolne do oceny swoich możliwości - Sonja zdaje się doskonale znać swoje możliwości, gdy dokonuje selekcji wśród widzów, wybiera jednego i przeszywa wzrokiem, a jej usta zaczynają bawić się trzymanym w dłoni lizakiem, szybciej i szybciej, co jest z początku śmieszne, lubieżne i w końcu wulgarne. Świetna scena Ludwickiej.

Spektakl Minkowskiego, który tekstem Katera debiutuje po tej stronie Odry (przedstawieniem dyplomowym w Berlinie był "Paw królowej" Doroty Masłowskiej"), jest ciekawy pod względem formalnym i reżyser jest w swoim pomyśle niewątpliwie konsekwentny. Ale jak to jest być kamerą? Warto sprawdzić samemu, przyjść, usiąść na widowni i popatrzeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji