Artykuły

Czego Bóg chce od Polski?

"Opowieści Lasku Wiedeńskiego" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Maja Kleczewska wraca do teatru po rocznym urlopie, ale furia jej nie mija

.

Równo rok nie było Mai Kleczewskiej w polskim teatrze. Poszła na urlop (macierzyński) zaraz po krakowskich "Zbombardowanych" Sary Kane. Czekając na jej nową premierę, zastanawiałem się, jaka wróci. Uspokojona? Rozświetlona dobrem? Nic z tego. Opolskie "Opowieści Lasku Wiedeńskiego" są jak zwykle pełne nienawiści do opresywnego i zidiociałego społeczeństwa, pokazują zło w typowym dla Kleczewskiej scenicznym stężeniu. Austria sprzed anszlusu z dramatu Horvátha zmienia się w jej spektaklu we współczesną Polskę. Tę, która pluje na Jana Grossa, piętnuje ciężarne 14-latki, gzi się, plażuje i grilluje bez opamiętania. Scena przedstawia łąkę w parku zawaloną tonami papierów, butelek, plastikowych krzeseł i rozsypanego żarcia. Od grupy aktorów oddziela nas basen ze sztucznymi liliami. I bardzo dobrze, bo półnadzy, wulgarni, rubaszni, koślawi i grubi rodacy budzą w widzach absolutne przerażenie. Więc to tacy jesteśmy? Polska "grylująca", Polska na długim "łykendzie" traci wszelką miarę. Wolność od pracy staje się wolnością od rozumu. W puste miejsce włazi agresja i zwykłe świństwo. Po raz chyba pierwszy w teatrze Kleczewskiej ludzka brzydota nie zostaje jednak przełamana żadnym pięknem. Pośród obrazów chorej wspólnoty Kleczewska opowiada historię Marianny (Judyta Paradzińska). Takiej jednej, co nie chciała wyjść za mąż za rzeźnika, wpadła w oko prowincjonalnemu żigolakowi (Przemysław Kozłowski), urodziła mu dziecko, a potem porzuciła je u matki, żeby robić karierę i pieniądze w porno-biznesie. Po przejściu przez piekło głupoty i zepsucia Marianna wróci do punktu wyjścia. Narodziny nie zmieniają świata na lepsze. Śmierć niechcianego dziecka - także. W monologu-marzeniu bohaterki, która, zachowując resztkę samoświadomości, pyta bezradnie: "Czego Bóg ode mnie chce?", na polskie śmietnisko wjeżdża jak za swoich najlepszych lat Jan Paweł II. I zaprasza udręczoną dziewczynę do wnętrza papamobile. Śniąca Marianna wierzy, że jej wybaczył.

To nie jest najlepszy spektakl Mai Kleczewskiej. Rozdając ciosy na prawo i lewo, pani reżyser tylko rozmazuje przed sobą wroga. Sięga po zbyt łatwe diagnozy, które byłyby na miejscu, powiedzmy, w teatrze Klaty. Scena pojedynku na hymny, pieśni biesiadne i legionowe tonie w banale. Za dużo tu epatowania gadżetami: światowy plastik ma dodać rangi swojskiemu wysypisku, stąd amerykańska limuzyna, sztuczne penisy, szpalery telewizorów. Po "Opowieściach..." zostanie mi jednak w głowie ponad 20-minutowa scena linczowania wariatki. Tłum polskich debili popycha, bije, przewraca nadwrażliwą Emmę (Aleksandra Cwen), a ona mimo to wstaje, próbuje się wyrwać, ocaleć za wszelką cenę. Póki aktorce starczy tchu. Nie tylko w tej ryzykownej etiudzie opolski zespół potwierdza, że jest jednym z najlepszych w kraju: gotowy na każde zadanie, wierzący reżyserowi bez zastrzeżeń, odważny w pokazywaniu własnych ułomności.

"Opowieści Lasku Wiedeńskiego" są o polskiej wiecznej brzydocie. Nic nowego. Takich Polaków pokazywał już wielokrotnie Mikołaj Grabowski. Ale zawsze kontrapunktował ten obraz współczuciem i wyznaniem: nie jestem od was lepszy. U Kleczewskiej jest tylko wstręt i obrzydzenie. Jej Bóg chce od Polski tylko jednego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji