Artykuły

Sen o historii

Coraz częściej historia staje się natchnie­niem teatru. I to nie tylko przez bohate­rów wplątanych na scenie w bieg przemian. Sam proces dziejowy staje się przedmiotem zainteresowa­nia. Jakby główną osobą dramatu, w jakim postacie znane z życia lub zadomowione w literaturze zmie­niają się z reguły w symbole po­staw. Zostają wyrazicielami poszcze­gólnych zdarzeń lub tendencji histo­rycznych Czasem wypowiadają tyl­ko kwestie zaczerpnięte z dokumen­tów lub podręczników, ponieważ grają siebie - takich, jakimi za­pamiętały ich społeczeństwa i jak utrwaliła ich historia.

Rzadko jednak ów relacjonująco-dokumentalny charakter tego ro­dzaju widowisk - znanych zresz­tą nie tylko ze sceny, bo częściej oglądanych w postaci relacji filmo­wych i telewizyjnych - podlega dalszej nobilitacji. Rzadko próbuje łączyć dokument i wymyśloną na własny użytek fabułę z dokumenta­mi innego, wyższego rodzaju, jaki­mi dla wielu wydarzeń i tendencji historycznych stała się literatura. Rzadko, jednym słowem, dokument i relacja największych anachoretów naszego piśmiennictwa stają się równoprawnym tworzywem, z jakie­go teatr buduje dopiero swoją wi­zję.

Mam tu na myśli takie teksty, w których pisarstwo polskie, niezależ­nie od gatunku, w jakim się realizuje, treścią swoją i pasją poznawczą odnosi się wprost bądź do hi­storycznych realiów, bądź też do stwarzanej przez siebie rzeczywi­stości A rzeczywistość ta nader często bywa sumą zbiorowego do­świadczenia. Zapisem losów i po­staw narodu o niezaprzeczalnej i silnie oddziałującej typowości. Taki charakter ma i pewnością "Róża" Żeromskiego, takie jest na pewno całe "Przedwiośnie". Taką być mo­że nawet twórczość Żmichowskiej, jeśli dostrzeże się w niej świadectwo dążeń i potrzeb społecznych. Nale­żą tu również wielkie teksty moralno-polityczne - jak chociażby "Księgi narodu i pielgrzymstwa pol­skiego".

Z takich właśnie inspiracji, w oparciu o relacje i świadectwa litera­tury narodowej, gęsto podpierając się oryginalnymi dokumentami epo­ki, Jerzy Jarocki buduje swój spek­takl. "Sen o bezgrzesznej" staje się w jego rękach obrazem drogi, jaką naród nasz przebywał od zaborów do odzyskania niepodległości w wy­niku i w toku I wojny światowej. Obrazem zrodzonym z obu wspom­nianych tu źródeł - z literatury i z dokumentu - splecionych w misterną całość. Stanowiących też o odrębności naszego widowiska.

Technika collage'u, swoboda w wyszukiwaniu i użytkowaniu tek­stów - od Mickiewicza po instruk­cje i przepisy policji - cala struk­tura i forma tego przedstawienia zmierzają do pokazania na scenie węzłowych dla bytu narodowego wydarzeń tamtych lat. I to w spo­sób, który nie tracąc swoich związ­ków z prawdą - nie przestaje być równocześnie samą umownością i złudą teatru. Bo oczywiście mówi­my cały czas o sztuce teatru.

A skoro widowisko to jest aż, tak heterogeniczne, skoro nie tylko z wielkiej literatury, ale i chropa­wej mowy raportów i instrukcji wy­wodzą się jego myśli i przesłania, skoro staje się i chce być zapisem naszej wspólnej, zbiorowej świa­domości i pamięci - co się nam śni na tej scenie? Co kształtuje się na jawie - jakby prawdziwe, a jednak nierzeczywiste? Jakby dziś, a może wczoraj? Jakby z własnych wspomnień lub cudzych opowiadań, jakby jakieś alegorie i symbole, jak­by nie tylko Konrad i nie tylko Gajowiec, ale cały mroczny ciąg wydarzeń, raz po raz pulsujący ży­wym, pamiętanym skądś epizodem. Żywą, jakby już znaną sytuacją. Co śni się w rytmie chocholego tańca, co w dźwiękach mazura? Dokąd biegnie ten młody szwoleżer po tych pałacowych komnatach z bag­netem ostro nadzianym na giwer i o czym baje ów postawny starzec z lirą u boku, i dokąd idą te po­pielate szeregi pełne uniesienia i nadziei w wojnie, która już dawno należy do historii?

Nieważne z jakich przedstawień pozostają nam w pamięci te obrazy. Nieistotne, czy odszukamy je rów­nież w naszym widowisku. Ważne, że śni się nam stale ten sam sen, rozciągnięty na tysiące epizodów, bogaty w utracjuszy i bohaterów - sen o Polsce, sen o historii. Ale nie tej Polsce zza okna, Polsce naszych trosk i nadziei, ale Polsce ojców, Polsce dziadków, ponieważ w procesie życia, który jest także procesem historii, nasze dziś wy­pływa z naszego wczoraj i nie ma w tym najmniejszych luk ani prze­skoków. Wszystko jest spójne, wszy­stko logiczne w łańcuchu przyczyn i zależności i dlatego wielu moty­wacji szukać należy w przeszłości pamiętając, że miała ona również swoją przeszłość - bo historia jest jednością, a byt i los narodu nie zależą od jednego tylko pokolenia.

A skoro już wizja historii, skoro śnimy na jawie sen o przeszłoś­ci, w którym pojawia się z ko­lei niemożliwy do ziszczenie sen o idealnym społeczeństwie i idealnym państwie - państwie bez grzechu i społeczeństwie bez przywary - to z wszystkimi właściwościami snu. Z jego groteskowością i dokładnoś­cią pospołu. Z dręczącą prawdą szczegółu i natrętnym motywem symbolu. Kto pamięta, jak byli ub­rani żołnierze zaborcy? Jak wyglą­dała nahajka? Z jakich menażek je­dli, jakie nosili plecaki? Jawa to zaciera. Jawie wystarcza często sa­mo pojęcie. Ale we śnie widzimy przeszłość z nużącą dokładnością. We śnie materializują się symbole, legenda wciela się w życie, a to, że w wojnach zaborców brat wal­czył z bratem, nabiera nagle ma­terialnej dosłowności. Cały nasz sen staje się sumą takich zdarzeń przenikających się i uzupełniają­cych nawzajem. Sumą odczuć i spo­strzeżeń skądś już znanych, gdzieś pamiętanych, a przecież śnionych od nowa. Z łańcucha epizodów wydo­bywających czasem nową prawdę - nie opisywaną w podręcznikach hi­storii, ale niezbędną do życia jako zaczyn godności i tożsamości spektatorów.

Uczestniczymy więc nie tylko w kreacji snu śnionego na ten raz o zdarzeniach i przyczynach odzy­skania niepodległości w toku I woj­ny światowej, nie tylko jesteśmy świadkami pierwszych nadziei i pierwszych kroków nowo utworzo­nej państwowości ale śledzimy ten proces niejako, in statu nascendi w zgiełku kształtujących go wydarzeń, w zabiegach dyplomacji, w umizgach o poparcie i obecność na fron­tach, w wysiłkach polityków i w kształtującej go świadomości spo­łeczeństw. Obserwujemy bieg zda­rzeń i perspektywy kręgów zawo­dowych i socjalnych, tworzących naturalnie zróżnicowaną, rozległą panoramę postaw i poglądów.

To nic, że obraz ten jest aż do okrucieństwa prawdziwy i dokład­ny. Teatr na chwilę, na ułamek chwili, staje się wyrazicielem i orę­downikiem minionego. Ale teatr to przecież umowność. To udawanie. To czysta bez mała forma, tak nierozer­walnie związana z chwilą, w jakiej się spełnia, że niezdolna do istnie­nia poza jej granicami - a więc jakby nieistniejąca wcale. Nie ist­niejąca poza naszą pamięcią i na­szą podświadomością. Stąd skłonność do traktowania teatru jako rodzaju snu lub wspólnej zbiorowej pa­mięci. Jako miejsca, w którym obiektywizuje się na mgnienie i trwa potem w nas nasza wspólna świadomość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji