Lekcja historii w Starym Teatrze
"Sen o Bezgrzesznej", wielkie widowisko ukazujące dzieje Polski w latach 1864-1939, a stworzone na podstawie tekstów Stefana Żeromskiego, dokumentów epoki i cytatów literackich przez Jerzego Jarockiego w krakowskim Starym Teatrze na początku roku 1979, raczej nie należy do najwybitniejszych osiągnięć tego reżysera. Wkrótce po premierze uznano wręcz owo przedstawienie za dotkliwą porażkę Jarockiego. Nie ukrywano rozczarowania obrazem narodowej historii zawartym w "Śnie o Bezgrzesznej", a zwłaszcza polemizowano z jego wymową. Przygotowując bowiem spektakl na sześćdziesiątą rocznicę odzyskania niepodległości Jarocki wprawdzie kwestionował fałszywą interpretację dziejów Polski narzuconą przez władze komunistyczne i wpisywał się w proces przywracania społeczeństwu pamięci, zapoczątkowany przez środowiska opozycyjne, ale zarazem podważał zbiorowe mity czy wyobrażenia wywodzące się z dwudziestolecia międzywojennego. Ukazywał znikomy wpływ działalności niepodległościowej na powstanie Polski w 1918 roku, decydującą rolę przypisując układowi sił w Europie pod koniec Wielkiej Wojny, postanowieniom mocarstw i układom międzynarodowym. Przypominał też rozdzierające odbudowane państwo wewnętrzne konflikty. Czyniąc Żeromskiego głównym świadkiem i sędzią epoki, Jarocki oczywiście zrezygnował z idealizowania przeszłości. Lecz w okresie narastania ruchu opozycyjnego publiczność oczekiwała jednak rehabilitacji dotychczas przemilczanej albo dyskredytowanej pracy konspiracyjnej i walki zbrojnej poprzedzającej odrodzenie się Polski w 1918, oddania sprawiedliwości ówczesnym działaczom politycznym. Otrzymała natomiast lekcję o daremności desperackich poczynań niepodległościowców w zderzeniu z aparatem przemocy państw zaborczych, panującym porządkiem dyplomatycznym i militarnym, a wreszcie obojętnością czy oportunizmem większości własnego społeczeństwa. Oddając hołd męczennikom narodowej sprawy Jarocki zdawał się powątpiewać w sens ich ofiary nie będącej w stanie zmienić biegu historii. Jarocki przeciwstawiał się pojmowaniu porozbiorowych dziejów Polski w duchu romantycznym jako zbiorowej Męki poprzez śmierć prowadzącej do Zmartwychwstania. "Sen o Bezgrzesznej" rozegrał więc w znacznej mierze na planie Mickiewiczowskich "Dziadów" w inscenizacji Konrada Swinarskiego. Ponadto w roli niezłomnego bojownika, wygłaszającego kwestie Czarowica z "Róży" i Baryki z "Przedwiośnia", lecz noszącego imię Konrad, obsadził Jerzego Trelę, grającego tę postać w "Dziadach", a także w "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego. Natomiast jego protagonistą, wszechobecnym i diabolicznym prowokatorem Kosmą uczynił Jerzego Stuhra, w "Dziadach" wcielającego się w Belzebuba i Mistrza Ceremonii. W ten sposób Jarocki wprowadził też do spektaklu dwa przeciwstawne spojrzenia na drogę do niepodległości, naznaczone romantycznym idealizmem albo racjonalistycznym sceptycyzmem.
Widowisko, rozgrywające się, podobnie jak "Dziady" Swinarskiego, w całym budynku Starego Teatru, zaczynało się już w hallu na parterze, przy szatni. Na drewnianym podeście odbywał się pokaz umundurowania i uzbrojenia armii trzech państw zaborczych. Pojawiającym się kolejno żołnierzom towarzyszył Kosma, który recytując pedantyczne opisy z regulaminów wojskowych objaśniał widzom, jakie stroje przywdziali Polacy zmobilizowani w roku 1914. Tylko znawca militariów mógł śledzić komentarze Kosmy, lecz scena ta unaoczniła dobitnie realia obowiązujące w podzielonym między trzy mocarstwa narodzie. Gdy kończył się pokaz, do hallu wkraczali Pielgrzymi. Słowami litanii z Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego" błagali o "wojnę powszechną za wolność ludów". Widzowie udawali się do foyer, na piętrze, gdzie wokół ołtarza z płonącymi świecami toczył się apel poległych przypominający obrzęd z "Dziadów". Prowadził go zresztą Roman Stankiewicz, a więc odtwórca Guślarza. Przywoływane były nazwiska powstańców styczniowych, którzy zginęli w walce, zostali straceni przez okupanta lub zmarli na zesłaniu. Lista tych, którzy oddali życie za niepodległą Polskę, zdawała się nie mieć końca. Jednak widzowie, kierowani przez Kosmę i podzieleni na dwie grupy, przenosili się do następnych miejsc. Jedni, w szopie zaaranżowanej na scenie, stawali się uczestnikami pogadanki służącej budzeniu świadomości narodowej wśród ludu. Posługując się prymitywnym rzutnikiem Prelegent prezentował zebranym rysunki Grottgera z cyklu "Polonia". Inni, w sali imienia Modrzejewskiej, byli świadkami przesłuchania Konrada - Czarowica przez naczelnika więzienia. W łamaniu oporu konspiratora rosyjscy urzędnicy posługiwali się narzędziami tortur. Demonstrowali stosowane w Rosji różne rodzaje kajdan i dybów, metody chłosty, sposoby oznaczania więźniów i zesłańców. Objaśniali zasady użycia tych środków tonem chłodnym i rzeczowym. Proponowali nawet widzom, by sprawdzili, jak działają owe instrumenty zniewolenia, lecz z możliwości korzystał wyłącznie Kosma.
Następnie wszyscy widzowie przechodzili do głównej sali i zasiadali z dwóch stron drewnianego pomostu. Zaczynała się scena balu elity warszawskiej z "Róży". Towarzystwo trzymając się za ręce tworzyło koło i wirowało niczym w chocholim tańcu. Zabawę urozmaicała prezentacja symbolicznych figur, komentowanych ironicznie. Ale wśród nich nieoczekiwanie pojawił się w roli chochoła więzień ze sznurem szubienicznym na szyi, Czarowic -Konrad. Uczestnicy balu rozpraszali się. Wysoko nad widownią unosił się już zeppelin, zapowiadając wybuch wojny. Trzech cesarzy, Franciszek Józef, Wilhelm II i Mikołaj II, zwracało się do Polaków z apelem o wstępowanie do ich armii. Odezwy wygłaszali równocześnie, zagłuszając się nawzajem. Naprzeciwko siebie stawali dwaj Polacy, jeden w mundurze rosyjskim, drugi - w niemieckim. Po zamarkowaniu walki siadali, by odśpiewać wiersz Słońskiego "Rozdzielił nas zły los" i wyrazić nadzieję, iż "Ta co nie zginęła, powstanie z naszej krwi". Na moment ukazywał się Piłsudski w błysku magnezji w otoczeniu legionistów pozujący do zdjęcia wykonywanego przez Kosmę. Również inni polscy działacze występowali na scenie wyłącznie w roli statystów. Gubernator warszawski von Beseler komunikował tylko wezwanej delegacji decyzję o utworzeniu Królestwa Polskiego na ziemiach dawnego zaboru rosyjskiego. Członkowie Polskiego Komitetu Narodowego prowadzili w Szwajcarii nużące dysputy, które przerywał kelner serwujący aperitif. Naprawdę rozstrzygające byty postanowienia przywódców wielkich państw: orędzie prezydenta USA Wilsona postulujące utworzenie suwerennej Polski czy dekret władz bolszewickich anulujący traktaty rozbiorowe zawarte przez carską Rosję. Słowa tych dokumentów płynęły z głośnika. Moment odzyskania niepodległości sygnalizował naiwny obraz z epoki rozwinięty na ścianie, ukazujący orła wylatującego z grobu, w asyście żołnierza w szarym legionowym mundurze, grającego na trąbce.
Po przerwie widzowie byli ponownie rozdzielani i kierowani do sali im. Modrzejewskiej albo na scenę. Dochodziło wówczas do prezentacji przez aktorów Starego Teatru pamiątek rodzinnych. Dzieje narodu, przywoływane w spektaklu, okazywały się wpisane w indywidualne biografie przodków aktorów i poświadczone dokumentami czy fotografiami. Sytuacja była trochę niezręczna. Aktorzy, wyraźnie skrępowani, opowiadali o życiu i działalności swych babek lub dziadków. Siłą rzeczy zmuszali jednak widzów do uruchomienia własnej pamięci, przywoływania zachowanych w domach pamiątek sprzed sześćdziesięciu lat. Pomyślałem wtedy o dziadku Stanisławie Węgrzyniaku w 1914 zmobilizowanym do armii austriackiej, od 1918 walczącym w szeregach Wojska Polskiego, jego pierścieniu z orłem w koronie, odznaczeniu za obronę Przemyśla w 1919 i zdjęciach z okresu wojny z bolszewicką Rosją. Podobnie reagowali inni. Wszyscy, aktorzy i widzowie, stawali się członkami i spadkobiercami historycznej wspólnoty.
Spektakl toczył się dalej. Na pomoście pośrodku widowni zaczynał się proces uczestników zamieszek ulicznych w Krakowie w listopadzie 1923 roku, podczas których robotnicy walczyli już z polskimi policjantami i ułanami broniącymi niedawno niepodległości. Proces kończył się uniewinnieniem oskarżonych, a jego podsumowaniem był dialog Baryki z Gajowcem z "Przedwiośnia", wyrażający rozczarowanie rzeczywistością odbudowanego państwa. Daleka od ideału Polska dwudziestolecia międzywojennego powracała jeszcze w epilogu "Snu o Bezgrzesznej". Na scence ustawionej w foyer Kosma jako konferansjer przedstawiał skecze i piosenki kabaretowe. Ukazywały one w krzywym zwierciadle stosunki panujące w sanacyjnej Polsce, lecz w podtekście nawiązywały do współczesności. Na końcu cały zespół kabaretowy wykonywał piosenkę o pociągu mknącym ku nieuchronnej katastrofie. Gasło światło. W ciemności rozbrzmiewał jednak nadal stukot kół i gwizd pędzącej lokomotywy. Trudno było nie pomyśleć o roku 1939, ale też 1979.
Niewątpliwie obraz dziejów Polski w "Śnie o Bezgrzesznej" był ocenzurowany. Nie mógł Jarocki ukazać wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku. Rozpad imperium i rewolucje w Rosji ewokował w spektaklu enigmatyczny epizod rozmowy cara Mikołaja II z Michałem Rodzianko przy piłowaniu kłody drzewa. Sporym osiągnięciem było wprowadzenie na scenę Piłsudskiego, choćby jako epizodycznej postaci. Dmowski nie pojawił się jednak nawet w scence ze Szwajcarii. Przedstawienie drogi do niepodległości wydawało się więc pełne luk i nieco chaotyczne. Ale Jarocki nie usiłował zaprezentować własnej interpretacji sporego okresu z historii Polski, natomiast dokonując montażu tekstów literackich i dokumentów przywoływał tylko wybrane zdarzenia, realia czy postawy. Choć podważał utarte przekonania czy wyobrażenia mające rodowód romantyczny i dawał wyraz przekonaniu o bezsilności człowieka poddanego deterministycznym mechanizmom historii, nie narzucał ocen bądź poglądów. Zresztą z powodu dzielenia publiczności na dwie grupy nie była ona w stanie ogarnąć całości widowiska. W trakcie wędrówki po budynku teatru konfrontowany z przeszłością i tradycją widz musiał samodzielnie pojąć i powiązać przypominane w spektaklu fakty, symbole czy mity.
Wydaje się, że "Sen o Bezgrzesznej", z sekwencją prezentowania rodzinnych pamiątek, mógł powstać tylko w Starym Teatrze w Krakowie, gdzie zarówno zespół aktorski, jak i publiczność miały za sobą doświadczenia związane z "Dziadami" i "Wyzwoleniem" Swinarskiego, "Nocą listopadową" i "Z biegiem lat, z biegiem dni" Wajdy czy "Weselem" Grzegorzewskiego. Ale także pod koniec lat siedemdziesiątych, a więc w okresie narastającego zainteresowania myślą i działalnością niepodległościową z przełomu XIX i XX wieku, z historią Polski fałszowaną i cenzurowaną dotychczas przez władze komunistyczne. Pamiętam, że nie wiedząc o odwołaniu i przesunięciu premiery "Snu o Bezgrzesznej", początkowo zaplanowanej na I I listopada 1978, przyjechałem do Krakowa. Nieco podobnych emocji, jak później na spektaklu Jarockiego, doświadczyłem biorąc udział we mszy w Katedrze Wawelskiej, w gronie sędziwych legionistów w mundurach schodząc do podziemnej krypty z trumną Piłsudskiego.
Przystąpienie Jarockiego do pracy nad widowiskiem mającym uczcić rocznicę odzyskania niepodległości wywołało zaskoczenie. Jego wcześniejszy dorobek reżyserski sugerował raczej obojętność wobec tradycji i historii narodowej. Z dzisiejszej perspektywy po inscenizacjach "Pieszo" i "Portretu" Mrożka, "Mordu w katedrze" Eliota, "Życie jest snem" Calderona czy "Snu srebrnego Salomei" Słowackiego widać, iż "Sen o Bezgrzesznej" zapoczątkował istotny wątek w twórczości Jarockiego. Do formuły montowania ze scen dramatycznych, dokumentów i pieśni z epoki widowiska zarazem epickiego i poetyckiego o dziejach Polaków Jarocki powrócił po dwudziestu latach we wrocławskim Teatrze Polskim w 1998 realizując "Historię PRL według Mrożka". Zamykająca ów spektakl rzewna piosenka do słów Wincentego Pola o poczciwej i dobrodusznej Polsce z powodzeniem mogłaby się znaleźć w "Śnie o Bezgrzesznej", choć wykonywana była przez oddział zomowców. W komentarzu poprzedzającym emisję telewizyjnej wersji wrocławskiego przedstawienia Jarocki ujawnił zresztą, iż zamierzał je zatytułować "Sen o PRL".
Wymowne było jednak chłodne czy wręcz niechętne przyjęcie "Historii PRL według Mrożka". Nie uzasadniały go pewne słabości scenariusza lub gry aktorskiej. Polemizowano z obrazem najnowszych dziejów Polski, ale nade wszystko wrogo reagowano na regres do anachronicznej jakoby odmiany teatru proponującego widzom rozrachunek z narodową przeszłością. Jarocki bowiem, jak przed laty, podważał rozpowszechnione mity i wyobrażenia, przywoływał wypierane ze zbiorowej pamięci zachowania czy postawy z czasów PRL. Próba podjęcia w teatrze podstawowego w życiu politycznym sporu o rodowód i konsekwencje komunizmu, indywidualną i zbiorową odpowiedzialność za dokonane w czasie panowania owego ustroju spustoszenia bądź zbrodnie raczej nie poruszyła publiczności. Jakby teatr po 1989 roku, wbrew długotrwałej tradycji, przestał być odpowiednim miejscem dla kształtowania lub rewidowania świadomości historycznej.