Artykuły

Zbliżamy się do tego, o co chodzi

- W Poznaniu dzięki impulsowi, jakim była Malta, powstały nowe, awangardowe grupy teatralne. Usta Usta, Biuro Podróży, Porywacze Ciał. Oprócz artystów offowych występowało też wiele światowej sławy wykonawców. Byliśmy pierwsi z koncertami Buena Vista Social Club, pierwsi z Leningrad Cowboys - mówi Michał Merczyński, dyrektor festiwalu, w rozmowie z Gazeta Wyborczą - Poznań.

O historii, ewolucji, zdarzeniach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta opowiada Michał Merczyński* [na zdjęciu], dyrektor festiwalu:

Eliza Kania: W jaki sposób zrodził się pomysł na zorganizowanie festiwalu?

Michał Merczyński: Pomysłodawcą festiwalu - o czym wspominałem już wielokrotnie - był Jan Kaczmarek, który działał jako członek zarządu miasta. W Poznaniu powstało wówczas nowe, ciekawe miejsce - tor regatowy na Jeziorze Maltańskim. Zrodziła się koncepcja, by część spektaklów Teatru Polskiego odbywała się na otwartej przestrzeni - przed trybunami na Malcie. Pomyślałem jednak: "po co przenosić tam spektakle " grane pod dachem, skoro jest wiele przedstawień, które są tak pomyślane, by odbywały się poza teatrem". W ten sposób zrodziła się idea pokazywania "sztuki ulicy".

Jak ten pomysł przełożył się na kształt pierwszej edycji Malty?

- W 1991 r. oglądaliśmy występy kilku grup teatralnych. Wystawiono wtedy wielkie widowisko "Don Kichot", czy słynne "Mięso" Teatru Ósmego Dnia. Formuła festiwalu była wówczas w zalążku. W przestrzeni publicznej wystawiono tylko kilka spektakli - między innymi sztukę Pierre'a Marivaux pokazaną przez Teatr Polski, przy budynku Malarni. Dopiero później wykraczanie poza budynki teatrów stało się nieomalże zasadą.

Później znacznie wzrosło też zainteresowanie festiwalem.

- Krytyczny moment nadszedł podczas IV edycji. Festiwal rozrósł się do tego stopnia, że nagle mała instytucja, odpowiedzialna za organizację, którą tworzyło kilka osób, miała do wykonania setki zadań. Był to także rok, w którym środki na finansowanie festiwalu po raz pierwszy dostarczyła Unia Europejska.

Zdaje się, że nie zabrakło wówczas również kontrowersji.

- Zgadza się. W tym samym roku dwóch poznańskich radnych zgłosiło protest, gdyż nie odpowiadało im to, co przedstawiały niektóre spektakle. W kilku z nich pojawiały się nagie osoby. Największe oburzenie wzbudził jednak spektakl francuskiej grupy Turbo Cacahuete "Pogrzeb mamusi". Artyści maszerowali z trumną po mieście, weszli z nią do sklepu mięsnego, próbowali ją też wnieść do szpitala. Dyskusja nad przyszłością festiwalu trwała wtedy ponad pół roku.

I jakie było jej zakończenie?

- Przeprosiliśmy osoby, które mogły poczuć się urażone. Pojawiło się jednak pytanie: co dalej z festiwalem? Zabić go czy rozwijać? Po licznych debatach zadecydowaliśmy, że robimy go dalej. Malta była wówczas czymś, czego w Polsce jeszcze nie było. Przekraczała pewne granice.

Formuła festiwalu kilkakrotnie ulegała zmianom...

- Malta powoli dochodziła do takiego etapu, by połączyć ze sobą różne sztuki performatywne. Pojawił się taniec, pojawiła się muzyka. Tu obecnie na szczególną uwagę zasługuje blok Joasi Leśnierowskiej "Stary Browar - Nowy Taniec". Zaczęliśmy organizować też specjalne sesje, wystawy. Powoli zbliżamy się do tego, o co chodzi. Od trzech lat realizujemy też konkurs "Nowe sytuacje". Jest to próba zainstalowania teatru w kontekście przestrzeni miejskiej. Co roku wyłanianych jest pięciu finalistów. Każda grupa otrzymuje 20 tys. zł.

W których sytuacjach Malta była pionierem, które wydarzenia były, pana zdaniem, najbardziej spektakularne?

- W Poznaniu dzięki impulsowi, jakim była Malta, powstały nowe, awangardowe grupy teatralne. Usta Usta, Biuro Podróży, Porywacze Ciał. Oprócz artystów offowych występowało też wiele światowej sławy wykonawców. Byliśmy pierwsi z koncertami Buena Vista Social Club, pierwsi z Leningrad Cowboys. Malta jest jedynym miejscem w Polsce, gdzie wystąpiła grupa Societa Raffaello Sanzio. My pierwsi zaprosiliśmy Pippo Delbono. W tym roku wystąpił Teatr Zingaro. Cóż, można także śmiało powiedzieć, że dzięki nam w Polsce popularność zyskał też Goran Bregović.

Czy w siedemnastu dotychczasowych edycjach festiwalu zdarzyło się coś, co mógłby pan uznać za niepowodzenie?

- Bez wahania tragiczną śmierć artystki z frankfurckiej grupy Antagon Theateraktion. W pierwszym dniu festiwalu w 2002 r. doszło do wypadku. Na oczach widzów zginęła młoda kobieta. Wielka tragedia. Nikt nie może przywrócić tego życia. Po rozmowach z zespołami teatralnymi zadecydowaliśmy jednak, by nie przerywać festiwalu. Zmienił się jednak jego charakter. Zrezygnowano z bankietów, przyjęć. Każdy zespół podczas występów starał się w jakiś sposób złożyć hołd tragicznie zmarłej Susane Gondolf. Swoisty przełom nastąpił trzy lata później, kiedy to Antagon zdecydował się ponownie wystąpić podczas festiwalu.

Jakie wydarzenie cieszy pana najbardziej w tegorocznej edycji?

- Bardzo ciekawym wydarzeniem może okazać się spektakl, przygotowywany wspólnie przez izraelską grupę Clipa Theatre i poznańską Strefę Ciszy. Od dawna wyczekiwano owoców tej współpracy. Zupełnie nowatorskim przedsięwzięciem będzie EkoMalta. Jestem pewien, że będzie cieszyć się dużym zainteresowaniem. Długo by wymieniać - w tym roku będzie można obejrzeć ponad 140 interesujących spektakli.

Co uznałby pan za największy dotąd sukces Marty?

- Cóż, rozpoczynamy właśnie 18. edycję festiwalu.

* Michał Merczyński - od 1991 r. jest dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta. U zarania swej pracy zawodowej był m.in. menedżerem Orkiestry Ósmego Dnia, później dyrektorował warszawskiemu Teatrowi Rozmaitości. Został również dyrektorem Polskiego Wydawnictwa Audiowizualnego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji