Rzecz dla Teatru
Na tegorocznych, XV Warszawskich Spotkaniach Teatralnych występowały tylko trzy teatry: "Stary" z Krakowa, "Polski" z Wrocławia i gdański ."Teatr Wybrzeże". Teatr z Wrocławia pokazał dwa przedstawienia - "Koczowisko" i "Nie-boską", Stary Teatr - "Sen o Bezgrzesznej" a Teatr Wybrzeże - "Dziady". O wrocławskim spektaklu "Nie-boskiej" pisałem niedawno po premierze, o "Koczowisku" w trakcie Spotkań, ale oglądałem to przedstawienie wcześniej we Wrocławiu, o "Dziadach" pisał w "Literaturze" Andrzej Żurowski.
Najmniej ze wszystkich dotychczas obsadzone, były to zarazem nie tylko jedne z najciekawszych spotkań, ale miały też po raz pierwszy dość równy poziom. Wybrano cztery spośród spaktakli ostatniego sezonu, co więcej wybrano spektakle znajdujące się w najważniejszym i wciąż dominującym nurcie naszej sceny związanym z tradycją polskiego romantyzmu. "Dziady", "Nie-boska", Mickiewicz na scenie w antyromantycznym "Koczowisku" Łubieńskiego i wreszcie - z Żeromskiego wzięty "Sen o Bezgrzesznej" - widowisko o walce i odzyskaniu niepodległości.
Tak zestawiony program jubileuszowych Spotkań unaocznił niezaprzeczoną dominację takiego repertuaru i tematyki. Nie można jednak na podstawie pokazanych w Warszawie spektakli wyciągać jakichś ogólniejszych wniosków na temat stanu naszego teatru w ogóle. Nie było przedstawień zdecydowanie słabych, ale było też ich bardzo mało. Występowały tylko trzy teatry z trzech miast. Spotkania okazały się jeszcze raz bardzo ciekawym, mającym ogromne powodzenie festiwalem, z pewnością najlepszym spośród wielu, jakie się co roku w Polsce odbywają. A to dlatego, że starano się pokazać po prostu dobre przedstawienia. Szkoda, że wybrano tylko cztery.
Pokazany w salach wystawowych Pałacu Kultury "Sen o Bezgrzesznej" określony został w programie Starego Teatru jako: "Rzecz dla teatru ułożona przez Jerzego Jarockiego i Józefa Opalskiego na podstawie tekstów Stefana Żeromskiego, dokumentów epoki i cytatów literackich". Użyte tu określenie "rzecz dla teatru" jakkolwiek nieprecyzyjne jest w tym wypadku jak najbardziej właściwe. Wybrane cytaty literackie i dokumenty stanowią słowny materiał teatralnego widowiska, którego scenariusz nie ma nic wspólnego z "dramaturgią", ale jest inscenizowaną kroniką wydarzeń historycznych, obejmującą sporo ponad pół wieku (od Powstania Styczniowego po lata trzydzieste), ogromnie zróżnicowaną, zarówno od strony materiału, który został użyty do jej skomponowania, jak i w sposobach inscenizacyjnych. Zaczyna się ta kronika, od pokazu mody czy też techniczno-taktycznego opisu umundurowania, oporządzania i uzbrojenia piechurów trzech armii zaborczych - Austrii, Prus i Rosji, a kończy - występami międzynarodowego kabaretu, którego reżyserem i zapowiadaczem jest Jerzy Stuhr.
Ogólną zasadą przyjętą przy kompozycji wielkiego widowiska ze Starego Teatru jest programowa różnorodność, zmienność i zróżnicowanie materiału, środków inscenizacyjnych, miejsca, czasu, tempa nastroju, stosunku widowni i wykonawców. Wraz z widowiskiem-kroniką idzie się tu z sali do sali, raz się stoi, raz siedzi, ogląda się i słucha, albo też rozmawia z wykonawcami. Scena obrzędu żałobnego przypomina "Dziady" Swinarskiego, przede wszystkim jednak (zresztą podobnie jak w tamtym spektaklu) w "Śnie o Bezgrzesznej" widać wyraźnie wykorzystanie poszukiwań inscenizacyjnych teatru otwartego. Jarocki znalazł się wśród nielicznych reżyserów "zawodowych", którzy naprawdę potrafili do tych doświadczeń sięgnąć, i co więcej, Jarocki zrobił to w sposób zdecydowany, nie na zasadzie ściągania pomysłów, ale poprzez pełne przyjęcie nowej stylistyki widowiska adekwatnej wobec zadania, jakie podjął i funkcjonalnej w stosunku do zawartego w scenariuszu "Snu o Bezgrzesznej" materiału.
W przedstawieniu Jarockiego znaleźć można większość typowych elementów poetyki widowiska znanej z "nowego" czy też "otwartego" teatru. Miejsce gry nie jest związane z salą teatralną, podobnie jak w licznych spektaklach tego typu jest też ono zmienne - akcja dzieje się w różnych pomieszczeniach, o niejednakowej powierzchni i kształcie - związanych z charakterem poszczególnych etapów widowiska. Widzowie w różny sposób biorą udział w przedstawieniu: albo je oglądają, albo są biernymi uczestnikami (ale już nie oglądającymi a "współgrającymi") obrzędu czy "wykładu", albo też stają się uczestnikami czynnymi - kontaktują się bezpośrednio z aktorami. Całość ma pewien charakter kreacji zbiorowej poprzez równorzędne zaangażowanie całego zespołu i widoczny, przy dużej precyzji kompozycyjnej reżysera szeroki margines dla własnej inwencji poszczególnych wykonawców. Wreszcie, i to chyba najważniejsze - przyjęty w założeniu historyczno-publicystyczny charakter scenariusza decyduje o całym kształcie widowiska. Kronikarska "rzecz dla teatru" nie została wtłoczona w ramy konwencji określonej układem sceny i przyjętymi kanonami spektaklu teatralnego, ale wprost przeciwnie - zarówno miejsce (czy miejsca do gry), jak i kompozycja inscenizacji została dostosowana do materiału zawartego w scenariuszu i do tego, co przez jego realizację chciano wypowiedzieć.
Gdyby chciało się najkrócej określić to widowisko, trzeba by powiedzieć, że jest lekcją historii. Teatralną opowieścią, którą rozpoczyna elegia ostatniego dziewiętnastowiecznego powstania a zamyka przepowiednia klęski 1939 roku. Z Żeromskiego wzięty motyw marzenia o Niepodległej, której rzeczywistość okazała się zupełnie inna niż wyobrażenia tych co dla niej ginęli jest i myślą przewodnią i nadrzędnym motywem scenariusza, ale nie tylko ten motyw jest ważny. Obok cytatu literackiego, równorzędną rolę spełnia tu dokument. Przytoczone deklaracje Lenina i Wilsona, inscenizacje scen historycznych, manifesty trzech cesarzy, fragmenty artykułów, dzienników, a obok tego ikonografia: Grottger, Malczewski, historyczne zdjęcia i wreszcie - autentyczne przedmioty - rodzinne pamiątki związane z historią, które pokazują, o których opowiadają i rozmawiają z widzami aktorzy. Ta część widowiska z początku wydaje się najbardziej sztuczna i pretensjonalna. Nie chce się wierzyć, że aktorzy, których, dobrze znamy ze sceny, którzy tak pięknie dla nas udają rzeczywiście zaczną mówić coś od siebie - coś, co nie będzie nauczonym i opanowanym tekstem, opracowaną rolą, że pokażą i dadzą do ręki przedmiot, który nie jest teatralnym rekwizytem. Potem jednak i pamiątki, i rozmowy okazują się prawdziwe, a cała scena jest chyba rzeczywiście czymś więcej niż eksperymentem, gdzie została przełamana bariera dzieląca zawodowych aktorów od widzów.
Nieufność, która towarzyszy z początku tej części widowiska wynika zresztą ze stosunku do całości. "Sen o Bezgrzesznej" ogląda się (zanim się w niego wciągnie i zacznie w nim uczestniczyć) z rezerwą i niepokojem, pytając czy nie jest to przykład spożytkowania pomysłów i odkryć inscenizacyjnych teatru studenckiego, jakieś jeszcze jedno zręczne, profesjonalne opracowanie i wykorzystanie formy i sposobu wypowiedzi o charakterze spontanicznym, który tutaj, mimo fachowego wykonania i przetworzenia musi stracić wszelką autentyczność. Już jednak pierwsza scena przeglądu żołdackiej mody odgrywana w sali z gablotami, zawierającymi figury trzech cesarzy; pozwala wierzyć, że jest to prawdziwy teatr i widowisko, którego charakter, domagał się takiej właśnie a nie innej formy wypowiedzi, formy której Jarocki nie naśladuje, ale po którą sięga jak po coś naturalnego, po coś, co jest integralną częścią współczesnego teatru.
"Sen o Bezgrzesznej", to szczególna lekcja historii, która uczy nie zapamiętywania faktów i dat, ale ich odczuwania, przypomina, że, w nas samych i wokół nas są wspomnienia i sentymenty ważne i niezmienne, choc jak owe znalezione w szufladach pamiątki - głęboko ukryte i na co dzień nie wydobywane. Jest przez to całe widowisko Jarockiego poruszaniem pamięci, odgrzebywaniem starych fotografii i rycin, dat i wydarzeń, o których nieczęsto się mówi, a które można tu na nowo zobaczyć, przeżyć i odczuwać poprzez uczestnictwo w pochodzie snującym się po kolejnych salach, ze światła w ciemność, aż po upiornie śmieszny kabaret - zapowiedź tragedii, i przebudzenie ze snu. Przebieg tego widowiska, jego konstrukcję, zmienność i różnorodność można by odtworzyć tylko poprzez konfrontację scenariusza, i zawartych w nim tekstów ze szczegółowym opisem działania wykonawców i, odmian nastroju widza. Jedno obejrzenie, pozostawia w pamięci tylko atmosferę całości i poszczególne sceny: żałobny obrzęd, Konrad w celi więziennej, prelekcja ilustrowana obrazami Grottgera z Polonii, Manifest Rządu, Narodowego z r. 1863 o uwłaszczeniu, chłopów, bal na estradzie wśród widzów, deputacja u gubernatora Beselera, zbiorowa fotografia Legionistów, proces uczestników robotniczej demonstracji w Krakowie zakończony uniewinnieniem przez sąd II Rzeczpospolitej , i wreszcie tragiczny i świetny kabaret Dwudziestolecia z niesamowitą, powstałą w trzy lata po odzyskaniu wolności piosenką o Polsce, która, jest jak pociąg pędzący ku katastrofie.
Można w tym przedstawieniu podziwiać celową prostotę scenografii, surowość użytych środków, budowanie scen światłem, muzyką, a przede wszystkim nastrojem uzyskiwanym dzięki znakomitemu, zespołowemu aktorstwu. Jest to widowisko właściwie nierówne, chropowate, casem nawet jakby niedbałe, stylizowane na dokument, relacyjne, oschłe, to znowu patetyczne, gwałtowne i sentymentalne. Trudno o nim mówić w normalnych, kategoriach "ładności", "zręczności"' czy "doskonałości" teatralnej. I w tym właściwie chyba jest największy sukces Jarockiego który jak mało kto "wszystko niemal w dziedzinie reżyserii umie, i osiągnięcie najlepszego od lat aktorskiego, prawdziwie teatralnego zespołu w Polsce, że ich "rzecz dla teatru" jest taka "nieładna", "publicystyczna", "kronikarska" i "naiwna". Chce się wierzyć że taka powinna być, że są sprawy, o których tak musi mówić - za dramaturgów, za historyków, za publicystów - teatr. Taki teatr właśnie.