Artykuły

Ifigenia postpolityczna Michała Zadary

"Ifigenia nowa tragedia (według wersji Racine'a)" w reż. Michała Zadary w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Najnowsza produkcja Starego Teatru ma moc, jakiej od dawna brakowało w produkcjach Michała Zadary, i literacki rozmach, jaki rozwijał się u Pawła Demirskiego ze spektaklu na spektakl.

Podczas gdy nowojorczycy mogą oglądać u podnóża mostu Brooklińskiego superprodukcję Grzegorza Jarzyny "2007: Macbeth" (TR Warszawa), krakowskim widzom pozostaje inna klasyczna tragedia przeniesiona do sfer wojskowych - "Ifigenia" Michała Zadary i Pawła Demirskiego (wg Racine'a).

Oba spektakle są analizą (u Jarzyny niebezpiecznie ciążącą w stronę Hollywoodzkiego show) medialnego obrazu misji w Iraku. Bo też Irak był pierwszym miejscem, z którego dostawaliśmy skrupulatne, kolorowe relacje o "naszych dzielnych chłopcach", o ich świętach z dala od rodziny, o ich sukcesach, błędach i zgonach. Korespondenci stawali się bohaterami zbiorowej wyobraźni (czasem tragicznymi, jak Waldemar Milewicz). Zdjęcia przemierzających pustynię transporterów - odrealnione i efektownie sfilmowane - układały się w amerykański serial sensacyjny z wielką polityką w tle. Taki był też "Makbet" Jarzyny. Akcja "Ifigenii" Zadary i Demirskiego również dzieje się w bazie wojskowej na Bliskim Wschodzie (Troja, którą oblegały w dramacie wojska Greków, leży na terenie dzisiejszej Turcji). Problem pozostaje ten sam co w wersji Eurypidesa i Racine'a. Z powodu pogody (tym razem nie braku wiatru, lecz huraganu) dowódcy sił sprzymierzonych Agamemnon (Jan Peszek) i Achilles (Arkadiusz Brykalski) nie mogą rozpocząć ataku na Troję. W sprawę wtrąca się kapłan lokalnego kultu Kalchas, twierdząc, że jedynie ofiara z Ifigenii (Barbara Wysocka), córki Agamemnona i Klitajmestry (Anna Radwan-Gancarczyk), może przynieść poprawę aury. Agamemnon się zgadza.

Zadara zastosował prosty zabieg - przeniósł akcję w przestrzeń przypominającą studio telewizyjne. Wszechobecne promptery (największy na biegnącej w głąb sceny dwumetrowej ścianie - jedynym elemencie scenografii) podrzucają tekst artystom, powielają ich słowa, tworzą wizualne echa. Czasem zastępują aktorów, gdy ci stają się niewidoczni i niesłyszalni z powodu huczącego huraganu. Przedstawienie staje się przez to feerią tekstu, barokowym monstrum oznajmiania, artykułowania, twierdzenia. Przez tę nadprodukcję języka twórcy zachowali wierność Racine'owi balansującemu między barokiem a klasycyzmem. Postaci nie dialogują, ale wygłaszają monologi pełne figur retorycznych, wezwań i deklaracji.

Telewizyjność spektaklu i sprowadzanie większości kwestii do medialnie skrojonych wystąpień to jednocześnie mocny prztyczek dany polityce militarnej zachodu. Pomagamy, by pomóc czy żeby pokazać, jak pomagamy? W tekście nieustannie pojawiają się odniesienia do "relacjonujących relacji", "transmisji w mediach" itd. Postaci nie mówią już o swoim honorze czy godności, ale o pozycji i prestiżu, cechach opartych na autopromocji i kreacji. Nawet idąc na śmierć, Ifigenia przejmuje się doborem stroju - filmiki z jej egzekucji na pewno trafią przecież do YouTube.

Demirski i Zadara diagnozują, że to, co u Racine'a i starożytnych mogło być jeszcze dramatem racji, dziś skarlało do poziomu konfliktu interesów i walki wizerunków. To cyniczna postpolityka, której ucieleśnieniem jest Agamemnon Peszka - po każdym świństwie wycierający sobie twarz "europejskością" i nawołujący do kompromisów w stylu "ty się poświęcasz, ja korzystam".

Paweł Demirski ma już na koncie okołoiracki dramat "Padnij" o sytuacji żon polskich żołnierzy uczestniczących w misji. Pokazał w nim nie tylko dramat czekających kobiet, ale też ich materialistyczne podejście do pracy mężów ("A nie mogliby pacyfikować gdzieś na Bahamach? Można by wpaść...", "Niech mnie bije, byle przynosił generalską pensję") i pogardę dla mieszkańców pacyfikowanych terenów. Jego nowa wersja "Ifigenii" także koncentruje się na kobietach. Najciekawszy nie jest wcale wątek Ifigenii, histerycznej córeczki wysoko postawionego tatusia, ale Eryfili (Ewa Kaim) i Doris (Małgorzata Zawadzka), branek Achillesa. Młody dowódca wziął je sobie po wymordowaniu ich rodzinnego Lesbos, po czym wielokrotnie gwałcił, bił i poniżał. Po "Otellu" Agnieszki Olsten (Teatr Narodowy) to kolejny spektakl tak silnie eksponujący motyw mizoginizmu i kosztów, jakie ponoszą kobiety, gdy chłopcy bawią się karabinami.

U Demirskiego i Zadary dochodzi do tego wątek praw człowieka i misji "pokojowych", które nie tylko nie poprawiają sytuacji ofiar konfliktów, ale także - sprytnie wykorzystane - pozwalają płacić ich życiem za prestiż generałów, polityków, szefów korporacji. Eryfila i Doris są u Zadary uchodźcami bez żadnych praw poza prawami człowieka. Na problem bezpaństwowców wskazywało wielu współczesnych filozofów od Hannah Arendt po Giorgio Agambena. Twierdzili m.in., że sposób traktowania uchodźców - ludzi w postaci czystej - jest miarą traktowania człowieczeństwa w ogóle. Na tym tle wizja Zadary i Demirskiego nie wypada optymistycznie.

Spektakl ze świetnymi rolami Anny Radwan-Gancarczyk, Jana Peszka, Barbary Wysockiej i z rozbrajającym finałem Romana Gancarczyka (Ulisses) należy do najważniejszych osiągnięć w dorobku obu autorów. Pokazuje, że kolejne pokolenie reżyserów i dramaturgów nie bawi się już w wojnę jak starsi koledzy, ale potrafi głęboko uzasadnić swoje pacyfistyczne poglądy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji