Artykuły

Wojciech Dzieduszycki Tunio. Pożegnanie

Nigdy nie sądziłem, że będę Cię żegnał u kresu Twej ziemskiej wędrówki. Kiedy jednak wracam wspomnieniami do przeszłości, dochodzę do wniosku, że było mi to pisane. Było mi pisane, abym mógł Ci podziękować za długie lata znajomości, a potem serdecznej przyjaźni, którą mnie obdarowałeś - WOJCIECHA DZIEDUSZYCKEGO żegna Janusz Degler.

Drogi Tuniu,

Historia zatoczyła dla mnie koło. Po raz pierwszy zobaczyłem Cię sześćdziesiąt lat temu na koncercie w dużym studio Polskiego Radia. Na organach cudownie grał młody Oćwieja, prowadziłeś konferansjerkę i śpiewałeś znane pieśni oraz arie operetkowe. Tych koncertów było wiele. Dla mnie stanowiły one pierwsze wtajemniczenie w świat muzyki. Nauczyłeś mnie kochać tę najpiękniejszą dziedzinę sztuki. Bardzo Ci za to dziękuję.

Wdzięczny Ci jestem za wtajemniczenie w nieznany mi świat Lwowa, jego niepowtarzalną atmosferę i urok miejskiego folkloru. Pamiętam wieczory u naszych sąsiadów, podczas których razem z Tadeuszem Banasiem snuliście opowieści o magicznych miejscach tego miasta i jego wspaniałych ludziach. Moja rodzina nigdy nie miała żadnych związków z kresami, ale dzięki Tobie mam poczucie emocjonalnej więzi z nimi. Byłeś żywą legendą polskiego Lwowa. Nikt chyba nie zrobił równie dużo dla pamięci o nim i utrwalenia jego tradycji. Za to kochali Cię ci, którzy tam pozostali, i ci, którzy tu przybyli.

Dla wszystkich, którzy znaleźli się na Ziemiach Zachodnich, byłeś arką przymierza między dawnymi i młodszymi laty. Od początku, gdy w 1946 roku osiadłeś we Wrocławiu, przystąpiłeś z niezwykłą energią i pasją do oswajania tego obcego, zdruzgotanego miasta, do tworzenia zrębów polskości. Wrocław na pewno byłby innym miastem, gdyby w okresie pionierskim nie działali tu Tadeusz Mikulski, Hugo Steinhaus, Maria Dąbrowska, Ludwik Hirszfeld, Kazimierz Wiłkomirski, Jan Kott, Wojciech Dzieduszycki oraz wielu innych wybitnych uczonych i artystów. To oni w istotny sposób określili jego tożsamość, charakter, atmosferę, wpisując się na trwałe w powojenną historię miasta.

Dawałeś wtedy ludziom to, czego najbardziej potrzebowali - chleb (pieczony z mąki wrocławskiej według Twojej receptury) i strawę duchową, wiedząc, że ta zbieranina ludzi ze wszystkich stron Polski, różniących się tradycją, obyczajami, nawykami, mentalnością, może się stać zintegrowaną społecznością tylko dzięki kulturze. Wystarczyło niespełna dziesięć lat, aby to się dokonało.

Trudno wyliczyć wszystkie Twoje pomysły, inicjatywy, przedsięwzięcia. Byłeś wszędzie tam, gdzie tworzyło się coś nowego. Przyczyniłeś się do powstania Wrocławskiej Orkiestry Symfonicznej (1954) i Filharmonii (1958), Operetki Dolnośląskiej (1955) i wrocławskiego ośrodka telewizyjnego (1957), "Nowych Sygnałów" i "Odry", Klubu Muzyki i Literatury, w którym przez kilka lat regularnie co dwa tygodnie prowadziłeś z Haliną niezapomniane wieczory poezji i muzyki. Byłeś współzałożycielem w lutym 1946 roku Dolnośląskiego Towarzystwa Muzycznego, które pod Twoim kierownictwem przyczyniło się do rozwoju szkolnictwa muzycznego we Wrocławiu.

Nikt nie jest w stanie pomniejszyć Twoich zasług. Rodacy winni Ci wdzięczność przede wszystkim za Chopina. Dzięki Tobie Duszniki od ponad sześćdziesięciu lat stają się każdego roku światowym centrum wykonawstwa jego muzyki. Długa jest lista największych pianistów, którzy tu grali. Nie ma potrzeby dowodzić, jakie to miało znaczenie dla poznania i upowszechnienia twórczości Chopina. Jeśli go spotkasz tam, w zaświatach, na pewno Ci za wszystko podziękuje. Także za pomnik w ulubionym Parku Południowym, choć może nieśmiało doda, że wolałby na nim nieco lepiej wyglądać, ale przy którym zawsze będzie rozbrzmiewać jego muzyka.

Chciałbym Ci podziękować za siedemnaście lat "Dymku z Papierosa". W ponurych czasach gomułkowskich była to nie tylko kontynuacja najlepszych tradycji przedwojennego kabaretu, ale i enklawa humoru i wyrafinowanego żartu, czyli wolności, bo śmiech to niezawodny sposób, aby poczuć jej utracony smak.

I wreszcie pragnę Ci podziękować za lata współpracy w Towarzystwie Przyjaciół Teatru, którego byłeś jednym z założycieli i prezesem. Wiele się od Ciebie nauczyłem. Przede wszystkim tolerancji. Często się spieraliśmy o ocenę niektórych przedstawień. Łagodziłeś moje sądy, wskazując, że jednak w jakimś spektaklu była udana rola lub dobra scenografia. Miałeś do sztuki stosunek życzliwy, wiedząc z własnego doświadczenia, jaką krzywdę można wyrządzić artyście nazbyt surową lub pochopną oceną. Na Twoich recenzjach, a zwłaszcza na trzech wieloletnich cyklach felietonów publikowanych w "Odrze" ("Co o tym myślę", "Listy o muzyce" i "Trąby jerychońskie"), wychowało się kilka pokoleń czytelników. Gdyby zebrać wszystko, co napisałeś, powstałaby kilkutomowa kronika życia muzycznego i teatralnego we Wrocławiu.

Bóg obdarzył Cię długim życiem. Zaznałeś w nim wiele szczęścia, miłości, zaszczytów, sławy i powodzenia u publiczności. Ale historia okrutnego XX wieku była korektorką losów Twego pokolenia. Nie oszczędziła Ci cierpień i dramatycznych przeżyć. Konspiracja, aresztowanie przez gestapo i więzienie na Montelupich, dwa obozy koncentracyjne, śmierć pierwszej żony, opuszczenie gniazda rodzinnego i umiłowanego Lwowa.

Bóg dał Ci długie życie, dzięki czemu dożyłeś tego, o co walczyło Twoje pokolenie - niepodległej Polski. Ale wraz z nią przyszły nowe wyzwania i trudne, gorzkie doświadczenia. Jak w Upiorach Ibsena, powrotną falą wróciła przeszłość. Przeszłość bolesna, bo obarczona ciężką winą. Musiałeś się z nią zmierzyć. Wyszedłeś z tej najtrudniejszej próby w życiu z godnością. Wszyscy jesteśmy Ci za to wdzięczni.

Sądy współczesnych nie są wyrokami. Jako chrześcijanie powinniśmy pamiętać o słowach naszego Pana: Me sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Albowiem, którym byście sądem sądzili, sądzeni będziecie, i którą miarą mierzyć będziecie, odmierzą wam. Tylko Bóg jest sędzią sprawiedliwym. On odda każdemu według uczynków jego, bezstronnie oceni nasze dobre i złe postępki, nasze zasługi i winy. Nie mam wątpliwości, jaka szala przeważy w Twoim wypadku.

Drogi Tuniu, za chwilę spoczniesz we wrocławskiej ziemi, którą ukochałeś jak ziemię ojczystą. Niech Cię ona przytuli do swego łona i ukołysze do snu wiecznego.

Żegnaj.

Janusz Degler

Mowa wygłoszona w kościele św. Wawrzyńca podczas pogrzebu Wojciecha Dzieduszyckiego 9 maja 2008.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji