Artykuły

Mam dość tłumoków

- Żyjemy w piekielnie demoralizujących czasach, gdy wzorcami do naśladowania stali się bohaterowie sznurowatych seriali telewizyjnych, w których jakieś zupełne miernoty aktorskie opowiadają totalne banialuki o życiu, zyskując w zamian uwielbienie milionów widzów. Zapanowała niewyobrażalna bylejakość mojej profesji - JAN NOWICKI w rozmowie z Anną Szulc.

W listopadzie stuknie Panu 65 lat życia. Śmiał się Pan będzie, czy płakał?

- Nad czym tu płakać, skoro nie ma nic do śmiechu. Na przemijanie nie mamy przecież żadnego wpływu. Ludzie robią wszystko, by zatrzymać czas, ale to często przybiera żałosne formy. Te wszystkie tupeciki, farbowane siwizny, wizyty w solariach, salonach piękności i klinikach odmładzania to zwykła .groteska. Przecież to banalnie proste, że po wiośnie, lecie i jesieni musi w końcu nadejść zima. A zima to przerzedzone włosy, dziurawe zęby, a w końcu i wieko trumny. No cóż, czasem trudno się z tym pogodzić.

Zwłaszcza, jak się wydaje, aktorowi, któremu przez lata towarzyszyła sława uwodziciela i amanta, którego pokolenia Polaków, a zwłaszcza Polek zapamiętały jako pięknego Wielkiego Księcia, a potem jako kolekcjonera kobiet i karciarza - Wielkiego Szu.

- O Boże, grywałem pięknych chłopców i równie pięknych mężczyzn. I co z tego? Przez prawdziwe życie trzeba przejść ze śmiercią w tle, i to niezależnie od tego w jakim się jest wieku i jaką się miewa slawę. Pierwsz moją potyczkę z czasem miałem zaraz po dwudziestce. Byłem wtedy przecież młody, atrakcyjny - jak wieść niosła. Podobałem się pannom i mężatkom. Ale właśnie wówczas poczułem po raz pierwszy, że młodość jest tylko chwilą, że zaraz przeminę, zniknę, przestanę istnieć. Ta świadomość tak mocno mnie wówczas poraziła, że przez wiele miesięcy nie mogłem pozbierać. Teraz już się z tą myślą ładnie oswoiłem, nawet często dochodzę do wniosku, że życie człowieka bardzo długo trwa. Za długo.

Niektórzy uważają, że za krótko.

- Oczywiście, można się ścigać z owczarzem z Kaukazu, który żyje sto dziesięć lat, tylko po co? Dla samego trwania i ucieczki przed tym, co i tak musi nastąpić? Dochodzę do wniosku, że przez to, iż ludzie nie uświadamiają sobie końca, mamy ogrom zła na świecie. Starają się być bogaci ponad ludzką miarę, kolekcjonują samochody, domy, stając się niewolnikami zakupionych przez siebie sprzętów. A czy nam się to podoba czy nie, człowiek jest ograniczony przez jedno życie. Jego mózg i żołądek wcale nie tak wiele mogą przetrawić. Zbyt wiele przyjemności na raz spowodować może wyłącznie wymioty. A po co fundować sobie kłopoty trawienne, skoro wszyscy skończymy tak samo, niezależnie, czy prowadziliśmy życie kloszarda czy Rockefellera?

Nie ma Pan najlepszego zdania o ludziach.

- Ludzie żyją tak, jakby nigdy nie mieli umrzeć, w związku z czym bywają okrutni, podstępni i durni. Są beznadziejne. Wywołują wojny, sieją zniszczenie, wyżywają się na innych. Bywa, że im są starsi, tym więcej noszą w sobie zazdrości i podłości. A przecież starość, zbliżenie się do śmierci może być jednym z najbogatszych i najpełniejszych doświadczeń życia. Zagrałem niedawno w "TuliPanach", miłym filmie o problemach podstarzałych panów, którym śmierć zagląda w oczy, ale ich nie oślepia. Wciąż kochają, marzą, odczuwają. Filmie nakręconym przez fajnego, młodego faceta Jacka

Borcucha, który nawet nie był mi w stanie zapłacić za pociąg do Warszawy. Sypiałem w mieszkaniu reżysera, na łóżku bez prześcieradła. Ale była to dla mnie cudowna przygoda, rodzaj terapii, odpoczynku, to były wczasy w Ciechocinku.

Po czym Pan tak intensywnie odpoczywał?

- Po tym, co przeżyłem kilka miesięcy wcześniej. Zagrałem bowiem w "Niepochowanym", w filmie mojej żony (węgierskiej reżyserki Marty Mesza-ros) o rewolucji węgierskiej w 1956 roku. Wcieliłem się w nim w postać Imre Nagy'ego, charyzmatycznego przywódcy powstania na Węgrzech. To było trudne i wyjątkowe wyzwanie, schudłem 20 kilogramów. Jednak była to niewielka cena za to, że znów mogłem zagrać kogoś, kto mnie zachwycił, zainteresował: człowieka tworzącego historię. Historię, która w pewnym sensie działa się także na moich oczach. Jako młody chłopak sam oddawałem na ulicy krew dla Węgrów, oczywiście nie dlatego, że byli dla mnie tacy ważni, tylko, że dostawałem za to bułkę z szynką i sok pomidorowy. Teraz świadomie, nie z powodu bułki, ale z poczucia, że to istotne, zagrałem prawdziwego bohatera. I polityka, który od dał życie w imię prawdy, miłości i lepszego jutra dla swojego narodu. Jakże miałcy i beznadziejni wydają się z tej perspektywy nasi obecni politycy. Te istoty nadęte, pazerne i śmieszne.

Znowu przemawia przez Pana rozczarowanie.

- Bo jestem rozczarowany. Stanem polskiej polityki i polskiej kultury. Czasem zdarza mi się usłyszeć pytanie, dlaczego wśród polskich aktorów nie ma kogoś na miarę Anthony Hopkinsa, Dustina Hoffmana czy Marlona Brando? A my przecież mamy takich aktorów, chodzą po ulicach Krakowa, Rzeszowa czy Łodzi. Tylko że oni nie mają gdzie i co grać! Coraz rzadziej otrzymujemy propozycje, które nie uwłaczają naszej inteligencji, godności i predyspozycjom.

Ale zgadzacie się na te propozycje. Sam zagrał Pan w telewizyjnym serialu o wymownym tytule "Wybór miss".

- Zagrałem, zagrałem. Bo piękny był Zalew Zegrzyński, ładne i sympatyczne były dziewuszki, bo ostatecznie kocham ten zawód i od czasu do czasu, z tej miłości godzę się na kompromisy. I od czasu do czasu z tej właśnie przyczyny wezmę udział w jakimś mniejszym lub większym gównie. Ale gdzieś się przeciw temu cholernie buntuję. Żyjemy w piekielnie demoralizujących czasach, gdy wzorcami do naśladowania stali się bohaterowie sznurowatych seriali telewizyjnych, w których jakieś zupełne miernoty aktorskie opowiadają totalne banialuki o życiu, zyskując w zamian uwielbienie milionów widzów. Zapanowała niewyobrażalna bylejakość mojej profesji.

Jednak większość aktorów nie ma podobnych dylematów.

- Mój wielki przyjaciel i wielki czarodziej Piotr Skrzynecki zadał mi kiedyś pytanie: Panie Janie, po co Panu charakter? Pan jest aktorem, aktora się podziwia, ale rzadko zaprasza go na kolację, by podyskutować o przykazaniach. Jesteśmy fantastyczną hołotą, na usługach literatury, reżyserów, jesteśmy uzależnieni od kaprysów tych, którzy nas oglądają. Jest tylko jeden warunek - aktor musi być artystą. Nie wyrobnikiem, który recytuje tekst w 358. odcinku telenoweli. A że nazwisko wyrobnika częściej pojawia się w mediach niż aktorów Teatru Powszechnego z Warszawy czy krakowskiego Starego Teatru? Zawdzięczamy to w dużym stopniu kolorowym gazetom. Nie dowiemy się z nich jakie plany artystyczne ma Teresa Budzisz-Krzyżanowska, dowiemy się za to, co jadają na obiad odtwórcy ról w "Plebanii" i dlaczego bohater "Klanu" rozstał się z czwartą z kolei żoną. Albo o tym, że córka byłego premiera i podobno aktorka Agata Buzek nie może przestać myśleć o seksie...

To ciekawe, wydawałoby się, że kogo jak kogo, ale wytrawnego kobieciarza Jana Nowickie-go myśli o seksie nie powinny oburzać.

- Erotyka jest szczególną sferą życia człowieka. Jest rodzajem poezji, która łączy dwoje ludzi; wyzuta z tajemnicy, intymnego kamuflażu przestaje podniecać, staje się czymś brzydkim, płaskim, jarmarcznym. Z tego też powodu panna B. opowiadając publicznie o tym, jak bardzo lubi uprawiać seks, nie ma już dla mnie za grosz kobiecego powabu. Może jest jeszcze zbyt młoda, by to zrozumieć. Tylko, że młodość nie jest wcale wytłumaczeniem dla głupoty. Szczerze mówiąc, coraz mniej lubię młodych ludzi. To okropne tlumoki, większość z nich nie wie nawet, kto to Dostojewski. Nudzą mnie, są tak naprawdę niemłodzi, nie rozmawiają ze sobą, nie piszą wierszy, nie śpiewają, nie tańczą. Wątpię nawet, czy się pieprzą - może tylko o tym dużo i głośno gadają. Wiele rzeczy mnie zdumiewa. Choćby to, że młodzi Polacy na swoich narządach płciowych częściej niż dłoń ukochanej osoby trzymają teraz komórki, z których nieustająco wysyłają i odbierają esemesy. Możecie posądzić mnie teraz o starcze ględzenie, ale takie tylko potrafię wysnuć wnioski z obserwowania młodości. Na Kujawach, gdzie jest mój drugi dom, organizuję czasem ogniska dla bliższych i dalszych przyjaciół. Przyjeżdżają całe rodziny z dziećmi. Przyjeżdżają młodzi i starzy. Ale naprawdę bawią się, piją wino i rozmawiają ze sobą tylko najstarsi, ci siwiejący, łysiejący, bezzębni.

Może to normalne? Przecież tak zwana dzisiejsza młodzież nigdy nie podobała się starszym, nawet wtedy, gdy Pan był młody.

- Nie wiem, może. Ale szczerze mówiąc, mam to chyba w dupie. Nie zależy mi wcale, by zrozumieć młodzież. Mnie zależy na tym, żeby napisać dobre zdanie, choćby w comiesięcznym felietonie. Pisanie jest chyba największą moją namiętnością, czasem myślę, że większą niż aktorstwo. Ja przez swoje aktorstwo gorzej piszę, bardziej efekciarsko niż powinienem. O efektach zapominam tylko, gdy rządzą mną emocje. A to zdarza się coraz rzadziej. Tak niewątpliwie było, gdy na linii ziemia - niebo pisałem listy do Piotra Skrzyneckiego, zaraz po tym, jak znalazł swoje miejsce wśród aniołów. Wtedy napędzała mnie tylko tęsknota za zmarłym przyjacielem.

I znów wracamy do przemijania.

- No tak, ale proszę mi wierzyć, można się z nim oswoić, w końcu śmierci uczą nas właśnie nieoczekiwane odejścia bliskich nam ludzi. Najpierw człowiek się buntuje, bo trudno jest tak zwyczajnie pogodzić się, że już nigdy nie pójdzie się na spacer czy na wódkę z kimś najdroższym w świecie. Ale potem pojawia się refleksja, że tak właśnie miało być, że nie mogło być inaczej. I to właściwie jest piękne, ta nieuchronność zdarzeń. Jednak jest jeszcze przecież uroda wspomnień, świadomość, że dopóki my istniejemy, istnieje także pamięć o tych, którzy już przeszli na drugą stronę. I, w co mocno wierzę, żyją sobie szczęśliwie w znacznie lepszym świecie. Dla mnie w ogóle istnieje tylko ziemia i niebo, nie ma nic pośredniego, żadnych czyśćców, czeluści i diabłów.

A czy w tym mniej szczęśliwym świecie można jeszcze żyć szczęśliwie?

- Ja jestem szczęśliwym człowiekiem. Starość ma jedną wspaniałą zaletę: coraz mniej wymaga. Im jestem starszy, tym mniej mi się chce jeść, nie marzę o nowych willach i lepszym samochodzie, który nigdy nie był dla mnie przedłużeniem "ptaka". Wystarczy mi kawałek domu na rodzinnych Kujawach, dla którego chciałbym w końcu, po wielu latach, zostawić Kraków. Powalczyć z naturą, pokłócić się o bzdurę z sąsiadem Grzesiem, albo pogadać z nim o rybach, przebrać się dla tamtejszych dzieciaków za świętego Mikołaja, napisać książkę. Częściej bywałem wierny niż niewierny sobie, wszystkiego, co mam dorobiłem się z własnej pracy, w dodatku nie musiałem z tego powodu grywać w reklamach ani recytować głupich wierszy w remizach strażackich. Czy to mało?

Ale starość to także niedołężność i coraz większe kłopoty i uwodzeniem.

- Atrakcyjność nie ma wiele wspólnego z wiekiem. Atrakcyjność to stan umysłu, poczucie humoru, wrażliwość i pragnienie życia. To błysk w oku. Jeśli oczy nam błyszczą, wciąż jesteśmy młodzieniaszkami. I wciąż mamy płeć. Nie ma nic gorszego niż utrata płci, a zwłaszcza umysłowa impotencja. To impotenci wywołują wojny, robią wszystko, by świat wyleciał w końcu w powietrze. Nie wolno być impotentem, to wielkie nieszczęście. Jak tylko się da, trzeba być królem życia. Dotyczy to wszystkich, mężczyzn i kobiet. Moja żona Marta skończyła 72 lata, a to jest ciągle dziewczynka, która ma plany na jakieś dwieście, trzysta lat. Ja może nie mam wobec siebie aż tak wielkich wymagań. Wciąż jednak zamierzam czerpać z życia do obłędu, kochać, marzyć, pić wino i żyć w zgodzie z własnym ciałem, godzić się na to, że nie jest już tak sprawne jak kiedyś, ale wciąż męczyć je wysiłkiem. To jedna z największych rozkoszy świata - uchodzić się do utraty tchu, pobiec gdzieś bez żadnej przyczyny, zmęczyć się do granicy wytrzymałości i zamęczyć się w... trupa. I czytać, ciągle czytać. Książka, dobra książka jak nic innego odciąga człowieka od jego wielkich i małych strachów. Dla mnie dobra książka to piękna, zmysłowa kobieta. To najdoskonalsza recepta na lęk przed umieraniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji