Artykuły

Hit na wakacje u Jandy

"Grube ryby"w reż. Krystyny Jandy w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

"Grube ryby" Bałuckiego to pozycja typowa dla teatru krakowskiego: śmieszna i zakurzona. W warszawskiej Polonii kurs na galicyjska staroświecczyznę staje się odważnym gestem artystycznym.

Krystyna Janda bywa mistrzem podstępu - zwłaszcza w przełamywaniu uprzedzeń publiczności. W "Darkroom", komedii z elementami drag queen show, przemycała sceny z codziennego życia "tych strasznych homoseksualistów". W zabawnych "Kobietach w sytuacji krytycznej" krył się manifest feministyczny, a w wielu lekkich spektaklach z gwiazdami można było odkryć zakonspirowaną obronę wolności słowa, apele o szacunek dla starości, oddemonizowany obraz chorób psychicznych, bezrobocia, ubóstwa. A wszystko w ekskluzywnej atmosferze wydarzenia dla VIP-ów, podwieczorku u "tej słynnej aktorki".

Styl dyrektorski Jandy jest więc teatralnym odpowiednikiem "Seksu w wielkim mieście" - niby ploteczki, moda, wielki świat, ale jednocześnie oswajamy widzów z trudnymi tematami. Czyżby niewinnymi "Grubymi rybami" dyrektor Polonii zamierzała rozmontować po cichu odwieczne napięcie Warszawa - Kraków (cóż bardziej krakowskiego niż XIX-wieczna komedia krakowskiego Michała Bałuckiego pokazująca krakowskich mieszczan w krakowskim salonie)? A może to kolejny po "Skoku z wysokości" hit na lato, komercyjny majstersztyk Jandy?

Niewykluczone, że jedno i drugie. "Grube ryby" to komedia dobrze skrojona, stylowa, elegancka literacko, ale bez ambicji do miana sztuki wysokiej. Bałucki był człowiekiem przemysłu rozrywkowego, a nie wieszczem. Nazywany galicyjskim Dickensem, świetnie podpatrywał przywary ówczesnej klasy średniej. Stworzone przez niego role z każdego aktora o minimalnych predyspozycjach komediowych czynią mistrza gatunku. A Janda, komponując obsadę spektaklu, nie brała pod uwagę żadnych wersji minimum. Stąd w głównych rolach Ignacy Gogolewski i Wiesława Mazurkiewicz, a w "charakterystycznych" Artur Barciś, Krzysztof Kiersznowski i Sławomir Orzechowski (na zmianę z Cezarym Żakiem).

Intryga sztuki Bałuckiego nie należy do skomplikowanych. Dom sędziwego małżeństwa Ciaputkiewiczów (Gogolewski, Mazurkiewicz) to oaza mieszczańskiego konwenansu. Wśród kotar, stoliczków, kanap, kredensików kwitnie senna miłość staruszków. Tam tez wpadają na wista zaprzysięgli starzy kawalerowie Wistowski (Orzechowski) i Pagatowicz (Barciś). Gdy w tę atmosferę pogodnej apatii wpadają wnuczka (Wanda - Małgorzata Kocik) i chrześniaczka (Helena - Justyna Kulig) Ciaputkiewiczów, mieszczański salon zmienia się w strefę wojny podjazdowej. Wistowski i Pagatowicz święcie wierzą bowiem, ze przybyłe z pensji panny będą nastawać na ich cnotę, stan cywilny i majątek. Nie wiedzą jednak, jak bardzo się mylą co do zamiarów Wandzi i Helci.

Spektakl Jandy przypomina seans ze Złotą Setką Teatru Telewizji, zachowuje bowiem styl i klimat takich hitów, jak "Damy i huzary" Olgi Lipińskiej, "Moralność pani Dulskiej" Tomasza Zygadło czy "Ożenek" Ewy Bonackiej. Zwłaszcza jeśli chodzi o aktorstwo. Sceny małżeńskiego przekomarzania się Ciaputkiewiczów są ciepłe aż do wzruszenia. Dziewczyny bezbłędnie opanowały sztukę przebiegania sceny w kółko w ciągu ułamka sekundy i ogłuszającego trajkotania na jednym oddechu. Orzechowski konspiruje i puszy się, Barciś przechodzi imponująca przemianę z hipochondryka w Don Juana. Kiersznowski świetnie odnajduje się w roli skąpca o manierach wojaka. A wszystko przerysowane, lekkie, wzięte w nawias. Wakacyjny hit z pewnością się udał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji