Artykuły

Droga indywidualnej tajemnicy

W poniedziałek [29 marca] w Teatrze Telewizji premiera "Hamleta" w reżyserii Łukasza Barczyka. - Umieściłem tę opowieść w scenerii metaforycznej, żeby skupić się na tym, co w utworze wieczne, na problematyce aktualnej niezależnie od czasów, w których żyjemy - mówi reżyser w rozmowie z Janem Bończą-Szabłowskim.

Rozmowa z Łukaszem Barczykiem, reżyserem najnowszej inscenizacji arcydramatu Williama Szekspira.

Jan Kott powiedział, że "Hamlet" niczym gąbka chłonie rzeczywistość. Był więc "Hamlet" po XX zjeździe, był "Hamlet" stanu wojennego. Jak określiłby pan swoją inscenizację?

ŁUKASZ BARCZYK: Nie uważam, by to arcydzieło Szekspira trzeba było osadzać w rzeczywistości, która nas otacza, by świat reklam, agencji towarzyskich, biedy, wojny w Iraku i narkotyków musiał znaleźć bezpośrednie odzwierciedlenie w sztuce napisanej czterysta lat temu. Umieściłem tę opowieść w scenerii metaforycznej, żeby skupić się na tym, co w utworze wieczne, na problematyce aktualnej niezależnie od czasów, w których żyjemy.

Dlaczego już w pierwszej scenie pada: "być albo nie być"?

Ten monolog zawsze wydawał mi się osobnym utworem. Jest w nim zapisane credo, filozofia Hamleta. Po scenie z aktorami traci na sile. Poza tym bardzo brakowało mi na początku dramatu sceny zapoznania się z głównym bohaterem, spotkania, które pozwoliłoby nawiązać z nim kontakt i śledzić późniejsze wydarzenia, wiedząc, kim jest. Hamlet w mojej inscenizacji nie zastanawia się - żyć czy nie żyć. Uważam, że nie ma myśli samobójczych. Jest człowiekiem aktywnym, poszukuje wciąż nowych rozwiązań. Ma dylemat, czy zaryzykować zderzenie ze światem, "czy znosić pociski zawistnego losu, czy też stawiwszy czoło morzu nędzy przez opór wybrnąć z niego". To nie jest litowanie się nad sobą, nad światem, to raczej wzruszenie się światem, rodzaj miłości do niego. W tym jest jakaś gigantyczna wiara i siła.

Ten duński książę wydaje się człowiekiem nie tylko samotnym, ale wręcz bezbronnym.

Moim zdaniem "Hamlet" to sztuka opisująca proces indywidualizacji głównego bohatera, stawania się sobą. Jednym ze sposobów "stawania się" jest uczestnictwo w tajemnicy. To ona wyodrębnia nas z rzeczywistości. Najtrudniejszą drogą, którą może wybrać sobie człowiek, jest droga indywidualnej tajemnicy. Droga ta bardzo rozwija wewnętrznie, a jednocześnie sprawia, że tracimy kontakt z otoczeniem. Uczestnictwo w tajemnicy, wiedza o śmierci ojca, którą duński książę otrzymuje od Ducha, to najgłębszy powód samotności Hamleta.

Pan pozbawił go właściwie więzi uczuciowych z matką. Zastanawiałem się, dlaczego w spektaklu, który zobaczymy w poniedziałek, Gertruda grana przez Grażynę Szapołowską nie ma emocjonalnego związku z synem. Jest kobietą piękną, która dobrze czuje się w luksusie królowej. I o ten luksus dba najbardziej.

Nie myślałem o niej w kategoriach poziomu życia, raczej przeżyć, których doznała do tej pory. Jej dotychczasowe życie z mężem było udręką. On - wojownik - traktował ją jak piękną zdobycz i po każdym powrocie z wojennej wyprawy robił z nią, co chciał. Ona, przesiadując na dworze, czuła się bardzo samotna. Mogła nawiązać kontakt tylko z Poloniuszem lub Klaudiuszem. Poloniusza nie znosiła, pozostał więc Klaudiusz. Starszy, nieco zniedołężniały (claudico, claudicare - kuleć), więc teoretycznie niezdolny i być może odsunięty od rządzenia, sporo czasu przebywał na zamku. Zapewne dużo czytał i misternie knuł intrygę. Do Gertrudy miał bardzo przyjazny stosunek. W jego towarzystwie czuła się dowartościowana. Klaudiusz pytał ją o zdanie, liczył się z nią, okazywał szacunek. Dawał ciepło, którego nie zaznała od dawna. Gertruda jest zakochana, mimo wyrzutów sumienia kwitnie. I po śmierci męża właśnie od Klaudiusza oczekuje wsparcia.

Jednak szybko odtrąciła Hamleta.

Mam wrażenie, że Gertruda nie spełniała się w macierzyństwie. Jako młoda matka traktowała Hamleta po partnersku, mówiła zapewne "mój mężczyzna", a nie "mój syn". Hamlet wyjechał z dworu jako dziecko, wrócił jako dorosły. Podczas nieobecności siłą rzeczy utracił kontakt emocjonalny z matką. Czuł tęsknotę za czasami, kiedy go przytulała. Przekonał się, że nie ma dla niego miejsca w łóżku rodziców, do którego wskakiwał, będąc dzieckiem. Fatalnie znosił to, że po jego powrocie czułość Gertrudy przeznaczona jest już dla innego mężczyzny.

Dość obcesowo też postąpił z miłością Ofelii.

Jeżeli kogoś naprawdę kochamy, chcemy uchronić go przed grożącym niebezpieczeństwem. Hamlet wiedział, że takim zagrożeniem dla Ofelii byłoby wciągnięcie jej w krąg jego tajemnicy. Dlatego właśnie postanowił się oddalić, odsunąć.

Gustaw Holoubek przyznał niedawno: "Z młodością w teatrze zawsze jest kłopot. Granie ról Hamleta, Kordiana czy Gustawa-Konrada przez aktorską młodzież jest zwyczajnie niemożliwe - udźwignąć je może jedynie dojrzały mężczyzna." Co pan na to?

Gdybym tak uważał, pewnie w roli Hamleta i Ofelii obsadziłbym czterdziestolatków. Ja zaufałem autorowi. Jeśli pisze, że Hamlet jest młody, to robi to z pełną świadomością i konsekwencjami. W tym utworze wyraźnie występuje zderzenie postaw. Dojrzałości z niedojrzałością. Nie mogą ich rzecznikami być osoby w podobnym wieku. Mądrość Hamleta wynika z jego przeczuć. Doceniają ją sześćdziesięciolatkowie, ale także dla dwudziestolatków jest całkowicie zrozumiała. Mając do dyspozycji dojrzałość bądź spontaniczność, postawiłem na to drugie. Młodość i wynikająca z niej nieprzewidywalność zachowań Hamleta to prawdziwe zagrożenie dla dojrzałych polityków - Klaudiusza i Poloniusza. Hamlet jest czysty i walczy o swoją czystość, przez to jest jak odbezpieczony granat. Może zniszczyć wszystko w imię zasad, którymi się kieruje. Takie działanie jest charakterystyczne dla ludzi młodych. Kompromis przychodzi z wiekiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji