Artykuły

Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej. Odsłona czwarta

O Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Kanapa, stolik, zastawki markujące ściany oraz spora ilość wejść - taka scenografia budzi skojarzenia z farsą, a nie ze spektaklem teatru tańca. Już po kilku minutach skojarzenia okazują się w pewnym stopniu słuszne, bowiem "Amours et délices" szwajcarskiej grupy Compagnie Drift [na zdjęciu] jest komedią o miłości, tyle, że opowiedzianą za pomocą tańca.

Dwie kobiety i dwóch starających się o nie mężczyzn. Charaktery wprost ze "Ślubów panieńskich" Fredry: jeden - fircykowaty gaduła, drugi - nieśmiały jąkała. Obaj próbują pozyskać serca mieszkanek czerwonego pokoiku. Na krótką chwilę udaje im się zdobyć ciała pań, jednak każda z nich wydaje się być najbardziej zainteresowana koleżanką. Jedynie niemożność spełnienia pcha je w objęcia mężczyzn. A wszystko to opowiedziane perfekcyjnie przemyślanym i wykonanym ruchem (choreografia Béatrice Jaccard we współpracy z tancerzami). Wygląda na to, że reżyser Peter Schelling wespół z choreografką postanowili pokazać na scenie ruchy i gesty, które pozornie wydają się niewykonalne dla ludzkiego ciała (przynajmniej bez skomplikowanych złamań). Tancerze dekonstruują gesty, które wszyscy znamy i wykonujemy w życiu codziennym i tworzą z nich nowe kompilacje, często naznaczone dużą dawką absurdalnego humoru.

Compagnie Drift stale eksperymentują z formą swoich przedstawień wiele czerpiąc z teatru dramatycznego. Świadczy o tym chociażby wspomniana rozbudowana (jak na teatr tańca) scenografia, tworzenie konkretnych postaci o wyrazistym rysunku psychologicznym czy też spora dawka fabularności i przede wszystkim opary absurdalnego humoru unoszące się nad większością ich przedstawień. Wszystkie te rozwiązania sprawiają, że zespół uznawany jest za największą gwiazdę szwajcarskiej sceny tanecznej, co z kolei przyciąga tłumy widzów na ich przedstawienia. Na pewno rozczarowani nie będą ci, którzy w teatrze tańca szukają nie tylko tańca, ale również teatru.

Dzień później (4.07.) na bytomską scenę w swych pointach wskoczyli tancerze Liss Fain Dance. Cztery etiudy: "Crossing", "Line between night and day", "Looking looking" i "River at the end of the land" zaliczane są do nurtu nazywanego modern balet. Niestety w tym przypadku nazwa może być myląca, bo ze współczesnością spektakl niewiele miał wspólnego, co najwyżej część kostiumów. Zwiewne tancerki i smukli tancerze wykonują choreografie wprost z XIX wieku - jak gdyby czas i taniec zatrzymały się na baletach tańczonych do muzyki Czajkowskiego. "River at the end of the land" inspirowane wierszem amerykańskiego poety Wallace'a Stevensa przypominało roztańczoną karawanę albo rozrywki mieszkanek haremu jakiegoś sułtana z "Baśni z tysiąca i jednej nocy". Jednak największym kuriozum wieczoru okazała się etiuda "Looking, looking", która rzekomo powstała w wyniku podróży zespołu po wschodniej Europie. Mało tego, zdaniem Liss Fain etiuda doskonale obrazuje dziedzictwo tej części Europy, także Polski, połączone z jej współczesnością. Niestety, śladów kultury naszej i naszych najbliższych sąsiadów jest w tym fragmencie tyle, co alkoholu w mleku.

Oczywiście, w teatrze tańca jest miejsce na takie przedsięwzięcia jak spektakle Liss Faina Dance. Nie wątpię nawet, że wielu jest miłośników formacji o takim profilu - w końcu jedną z najważniejszych wartości sztuki jest różnorodność. Powstaje tylko pytanie - dlaczego taki zespół zaprasza się na festiwal, który dąży do pokazywania najważniejszych i najnowszych, często eksperymentalnych nurtów w teatrze tańca? Bądź co bądź, nazwa Konferencja Tańca Współczesnego zobowiązuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji