Artykuły

Traktuję zawód bardzo poważnie

- w teatrze u Janka Maciejowskiego w Szczecinie w pewnym momencie zaproponowano mi rolę Hamleta, od której uciekłem do wojska. Bo tylko w ten sposób mogłem uniknąć tej roli, do której nie czułem pociągu, a poza tym czułem się wtedy wyeksploatowany i bałem się, że będę się powtarzał - mówi ANDRZEJ KOPICZYŃSKI, aktor Teatru Kwadrat w Warszawie.

Z ANDRZEJEM KOPICZYŃSKIM [na zdjęciu], aktorem teatralnym i filmowym, rozmawia Krzysztof Lubczyński:

Gratuluję jubileuszu 50-lecia pracy artystycznej...

- Nie w tym roku. Za rok, w 2009.

Przecież zadebiutował Pan na scenie w '58...

- Ale w Teatrze Rozmaitości zginęły mi kiedyś papiery, zginął jeden rok, więc będę jubileusz obchodził za rok. Nic nie dają świadkowie, koledzy, którzy byli ze mną przez rok w tym teatrze. Nie ma papierów, nie ma roku pracy.

Ukończył Pan łódzką szkołę filmową i to w czasach najbardziej dla niej legendarnych. To miłe wspomnienia?

- Ściśle biorąc szkołę aktorską, bo dopiero potem aktorska została połączona z reżyserską w jedno. Wspominam bardzo sympatycznie, choć mimo że dostałem się do niej dość łatwo, to trzy razy byłem wyrzucany...

Za co?

- Za brak zdolności. Co do legend, to one zwykle rodzą się po latach, ale nasze życie studenckie było bardzo biedne. Często przymieraliśmy głodem, zwłaszcza przez dwa pierwsze lata, kiedy nie miałem stypendium. Jeździliśmy więc często na wieś, pod Łódź, na jabłka, które potem piekliśmy i zaspokajaliśmy nimi głód. Staraliśmy się też wejść w dobre relacje z kucharkami. W końcu dostałem stypendium artystyczne, z którego pomagałem też kolegom, dzieliłem się z nimi. Jak bardzo byliśmy niedożywieni, świadczy fakt, że pewnego dnia na tańcach kilku kolegów zemdlało z głodu. Wśród moich najbardziej znanych kolegów w szkole był Roman Polański. Od tamtej pory mam wielki sentyment do Łodzi, do ulic Gdańskiej, Targowej, Piotrkowskiej.

Co Pan zrobił po ukończeniu szkoły?

- Emil Chaberski, mój rektor, został właśnie dyrektorem Teatru Klasycznego w Warszawie i zabrał ze sobą cały rocznik aktorski z wyjątkiem mnie.

Dlaczego?

- Nie przyjąłem propozycji. Wolałem pojechać na tzw. prowincję, żeby dużo grać i dużo się nauczyć. Byłem więc w Olsztynie u Aleksandra Sewruka, wspaniałego człowieka i aktora. Potem znalazłem się w Bydgoszczy. W tym czasie był taki Festiwal Teatrów Polski Północnej, w którym zacząłem zdobywać nagrody. Następnie byłem siedem lat u Janka Maciejowskiego w Szczecinie.

Tam zagrał Pan Kordiana i Konrada w "Dziadach", role marzeń aktorskich, wielką klasykę...

- Tak i w pewnym momencie zaproponowano mi rolę Hamleta, od której uciekłem do wojska.

Jak to, dlaczego?

- Bo tylko w ten sposób mogłem uniknąć tej roli, do której nie czułem pociągu, a poza tym czułem się wtedy wyeksploatowany i balem się, że będę się powtarzał.

Na długo Pan poszedł do tego wojska?

- Na trzy miesiące do Rembertowa. Zetknąłem się tam ze wspaniałym człowiekiem, jakim był generał Józef Kuropieska. Uwielbialiśmy go. Pozwolił nam chodzić do kasyna. Był dowcipny. Pewien kolega popił sobie na jakiejś zabawie i generał ogłosił na placu apelowym, że podchorąży taki to a taki został karnie usunięty z wojska. Nietrudno zgadnąć, że dla żołnierza z poboru taka "kara" była powodem do radości. Mnie z kolei generał wyekspediował na plan filmowy. Bardzo cenił sztukę, dużo czytał.

Tak Pan poważnie traktował swój zawód, że skoro czuł Pan, że nie chce się powtarzać, to postanowił Pan zrezygnować z roli-korony zawodu aktorskiego?

- Tak, traktuję zawód bardzo poważnie, jestem bardzo punktualny, nigdy nie pozwoliłbym sobie puścić roli.

Co Pana popchnęło do zawodu aktorskiego?

- Naprzeciwko Opery Wrocławskiej, a przez pewien czas mieszkałem we Wrocławiu, były zakłady zbożowe, w których pracował mój ojciec. Była tam też kawiarnia, w której siedzieli dobrze ubrani aktorzy popijając likiery i kawę. Patrzyłem na nich przez okno i myślałem że "takim to dobrze, pewnie dobrze zarabiają chyba ja powinienem się tym zająć". I tak to we mnie utkwiło. Pewnego dnia wracałem z warsztatu szkolnego i zajrzałem do tych zakładów zbożowych. Była tam taka kotara, a za nią scena i wtedy na tej scenie zobaczyłem mojego ojca. Okazało się, że trzymał w tajemnicy swój udział w teatrze amatorskim, w którym był malarzem bardzo utalentowanym, scenografem i reżyserem. I ja też się w to wciągnąłem a w teatrze ligi Kobiet zagrałem ,,Fircyka w zalotach". Zawód wydał mi się barwny, a ja chciałem, aby moje życie było inne od tego, jakie znałem To była ucieczka przed monotonią i nudą Nie żałuje Pan, że doszło u Pana do zmiany emploi z romantycznego, dramatycznego na komediowe?

- Zupełnie nie. Bardzo dobrze czuję się w repertuarze komediowym tu w Kwadracie.

Z Kwadratem zjeździłem cały świat, a z "Mężem i żoną" Fredry w reżyserii Gustawa Holoubka, w której grałem Alfreda, z Anną Dymną, Anną Seniuk i Markiem Kondratem grałem w USA. Wiem też, że Polonia bardzo pamięta inżyniera Karwowskiego.

Pana styl gry cechuje dystans do postaci, do roli. Pan nie wypruwa flaków, lecz raczej puszcza oko do widza. Nazywano Pana nawet polskim Davidem Nivenen.

- Miłe porównanie, choć nie wiem, skąd się wzięło. Wiem, że aby być śmiesznym nie wolno się wygłupiać. Efekt komizmu osiąga się przy dystansie.

Co Panu dał ten zawód jako człowiekowi?

- Możliwość poznania mnóstwa wspaniałych ludzi, podróże. Cenię sobie to, co o mnie mówią, że jestem normalny, a to nie zawsze łatwo w tym zawodzie zachować. Na pewno nie należę do aktorów nawiedzonych misją.

Wielką popularność zdobył Pan dzięki roli inżyniera Stefana Karwowskiego w "Czterdziestolatku". Jak Pan wspomina tę rolę?

- Zajęła mi kawał życia, a serial po latach stał się kultowy. Ileż czasu spędziłem na planie na budowie Dworca Centralnego, Trasy Łazienkowskiej i Toruńskiej. Świetnie pracowało się z reżyserem Jerzym Gruzą. Szkoda, że dziś nie ma takich seriali dających satyryczny przekrój społeczeństwa. Poza tym scenarzyści, czyli Gruza i Krzysztof Teodor Toeplitz, zrobili z tego serialu po prostu perełkę. Udało mi się też zagrać safandułę, poczciwego ofermę, którym w życiu nie jestem, a lubię grać wbrew prywatnym warunkom i predyspozycjom.

Dał Pan też twarz tytułowemu Mikołajowi Kopernikowi w filmie Ewy i Czesława Petelskich. To też chyba wbrew predyspozycjom... - Nie do końca byłem z niej zadowolony, wydawała mi się trochę mdła, a ten Mikołaj od dzieciństwa miał być w wyobrażeniu reżysera prawie święty. Chciałem tę postać ożywić, ale Petelski wyciął to ujęcie w montażu.

Nie żałuje Pan barwnych czasów SPATiF, tamtych biesiad artystów?

- Żałuję. Bywałem tam i dużo ciekawych scen widziałem, dużo ciekawych rozmów. Wszyscy się rozproszyli, wszyscy mają samochody, więc jak tu napić się w SPATiF-ie? To dziś nie do pomyślenia. Motoryzacja zabiła życie towarzyskie, a poza tym my, tamci biesiadnicy, już się postarzeliśmy.

Dziękuję za rozmowę.

ANDRZEJ KOPICZYŃSKI - ur. 15 kwietnia 1934 r. w Międzyrzecu Podl. Zadebiutował na ekranie w 1957 r. rolą młodego kapo w filmie Jerzego Kawalerowicza "Prawdziwy koniec wielkiej wojny". W latach 1958 -1960 występował w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. W latach 1960 -1961 aktor Teatru Współczesnego w Bydgoszczy, 1962 -1963 Teatru Bałtyckiego w Koszalinie, 1963 -1970 Teatru Dramatycznego w Szczecinie. Od 1970 r. występuje na scenach teatrów warszawskich, w latach 1970 -1979 aktor Teatru Narodowego, 1979-1982 teatru Rozmaitości, 1982 -1986 Teatru na Woli, a od roku 1986 do dziś występuje w teatrze Kwadrat, ważniejsze role teatralne to także Poeta w "Indyku" Mrożka, Książę Fryderyk w "Jak wam się podoba" Szekspira, Beranger w "Nosorożcu" Ionesco, Kirkor w "Balladynie" Słowackiego. Role filmowe: m.in. w "Świętej wojnie" (1965), "Kolumbach", "Motylem jestem, czyli romans 40-latka" (1976) - nagroda za najlepszą rolę męską na FPFF w Gdyni, w "Filipie z konopi" (1981), "Znachorze" (1976), "Korczaku", "Czterdziestolatku 20 lat później" (1993), "Ogniem i mieczem" (1999).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji