Artykuły

Wybrzeże sztuką stoi

- Gdy przyjeżdżałem do Gdańska, nie miałem żadnej wizji festiwalu. Ale rozumiem, że takie były oczekiwania. Początkowo poznawałem działania artystyczne gdańskich instytucji, cykl wydarzeń wakacyjnych i różne eventowe imprezy. Pod hasłem Wybrzeże Sztuki chcieliśmy zintegrować kilka różnych, działających tu imprez. Myśleliśmy o rozpoznawalnym letnim festiwalu kojarzonym z Gdańskiem - mówi Adam Orzechowski o nowym festiwalu Teatru Wybrzeże.

Mirosław Baran: W chwili, gdy obejmował pan funkcję dyrektora Wybrzeża, pewnie istniał już pomysł na nowy festiwal. Czy festiwal Wybrzeże Sztuki w obecnej formie to to, o czym pan myślał, czy koncepcja z czasem się zmieniła?

Adam Orzechowski: Gdy przyjeżdżałem do Gdańska, nie miałem żadnej wizji festiwalu. Ale rozumiem, że takie były oczekiwania. Początkowo poznawałem działania artystyczne gdańskich instytucji, cykl wydarzeń wakacyjnych i różne eventowe imprezy. Pod hasłem Wybrzeże Sztuki chcieliśmy zintegrować kilka różnych, działających tu imprez. Myśleliśmy o rozpoznawalnym letnim festiwalu kojarzonym z Gdańskiem - mówi Adam Orzechowski o nowym festiwalu Teatru Wybrzeże.

Początkowo poznawałem działania artystyczne gdańskich instytucji, cykl wydarzeń wakacyjnych i różne eventowe imprezy. Jest ich dużo i wszystkie są wspaniałe. Nie wykorzystujemy jednak możliwości wspólnej reklamy i sposobów komunikowania się z potencjalnym widzem. Jestem zwolennikiem czegoś, co można nazwać szerokim polem działania dla wspólnego dobra. Pod hasłem Wybrzeże Sztuki chcieliśmy zintegrować kilka różnych, działających tu imprez. Myśleliśmy o rozpoznawalnym letnim festiwalu kojarzonym z Gdańskiem.

Nasze miasto jest wspaniałą areną dla rozmaitych form sztuki: plastycznych, muzycznych, teatralnych i filmowych. Wszyscy, którzy pojawiają się w Gdańsku, mówią o ogromnym potencjale i niezłym zapleczu. W Krakowie czy Wrocławiu już integruje się i koordynuje różne działania festiwalowe pod wspólnym hasłem. My tymczasem jesteśmy w sytuacji, którą można by nazwać przejściową: przyglądamy się sobie, budujemy wzajemne zaufanie. Zdecydowałem jednak, że startujemy z festiwalem już w tym roku, w takim zakresie, na jaki nas stać. Realizujemy program, skupiający się wokół teatru. Pierwsze Wybrzeże Sztuki z jednej strony bazuje na naszych premierach mijającego sezonu, z drugiej - na imprezach premierowych zrealizowanych na nasze zamówienie. Nasze intencje się nie zmieniły, jesteśmy otwarci.... Może za rok?

Mówi pan o współpracy. A termin festiwalu Wybrzeże Sztuki pokrywa się częściowo z Fetą. Czy nie boi się pan, że nawzajem odbierzecie sobie widzów?

- Nie sądzę, żebyśmy wchodzili sobie wdrogę. To mit, że działania w kulturze są konkurencyjne, one tak naprawdę napędzają koniunkturę. Obawiano się kiedyś, że telewizja zabije kino, a teraz to ona produkuje filmy kinowe. Staraliśmy się zresztą tak dobrać godziny wydarzeń, aby nikomu nie przeszkadzać. Program festiwalu Wybrzeże Sztuki wygląda jak kulturalna wizytówka Gdańska: mamy spektakle Teatru Wybrzeże, przedstawicieli trójmiejskiej sceny teatru tańca i muzycznej sceny jazzowej.

Czy festiwal skierowany jest do mieszkańców Trójmiasta, czy turystów?

- Mieszkańcy Gdańska też mają urlopy i często spędzają je na miejscu. Korzystają wtedy chętnie, jak wynika z naszych badań, z możliwości teatralnych. Często słyszałem narzekania, że w wakacje teatry są zamknięte i nie ma czego oglądać. Mamy jednak to szczęście, że przyjeżdża do nas wielu turystów, warto więc też korzystnie się pokazać.

Praktycznie wszystkie elementy programu to produkcje twórców z Trójmiasta.

- Ale oczekiwania rosną z czasem. Dobrze by było, byśmy mogli się konfrontować z innymi artystycznymi działaniami, krajowymi i zagranicznymi. Marzymy, byśmy za rok, obok nowego spektaklu Dada von Bzdulów Leszka Bzdyla, mogli zaprosić Pinę Bausch czy Sashę Waltz.

Festiwal już ma charakter multimedialny. Czy planuje pan w przyszłości dołączenie kolejnych form, na przykład filmu?

- Trzeba to przemyśleć, również z powodów finansowych.

Mówiąc o festiwalu Wybrzeże Sztuki, powoływał się pan na wzorce imprez w Edynburgu czy Awinionie.

- Uważam, że do tego powinniśmy dążyć. Te festiwale zaczynały skromnie, a swój prestiż budowały latami. Dziś oba miasta właśnie z nich są znane w świecie. Teraz mamy do czynienia z istnym wysypem festiwali, ale w wielu przypadkach ich formuła szybko się wyczerpuje. Nowoczesny, progresywny festiwal wymaga również inwestycji finansowych. Ale dożyliśmy na szczęście czasów, kiedy dobre pomysły mają szansę na zdobycie funduszy. Taką mam nadzieję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji