Artykuły

Jestem jak ta małpa

- Program ["Jak oni śpiewają"] dał mi niesamowitą odporność na stres przed występem przed kilkumilionową publicznością. Teraz występ estradowy dla trzystu osób wydaje mi się bardzo kameralny. Jakbym grał dla rodziny - mówi warszawski aktor PIOTR POLK.

KIM chciał być mały Piotruś Polk?

- Kiedy byłem bardzo mały, to marynarzem. Może dlatego, że Śląsk, z którego pochodzę, jest tak bardzo oddalony od Bałtyku. Malowałem zatem statek na ubitej drodze, oryginalnej wielkości, jak mi się wtedy wydawało. Zachowywałem się na nim raz jak kapitan, kiedy indziej jak majtek. Biegałem od dziobu aż do ruty, marząc o wielkim rejsie. Potem już chciałem być aktorem. Nikt w to nie wierzył, ale na szczęście rodzice nie zabraniali mi robić niczego, co by mnie zbliżało do tego zawodu. Choć dla nich słowo "aktor" brzmiało bardzo obco.

Kiedy przyjeżdża pan do rodzinnych Kalet to...

- Natychmiast zaczynam mówić z mamą gwarą.

A budzi pan sensację w rodzinnym miasteczku?

- Chyba większą w innych miejscowościach, gdzie nie pojawiam się co jakiś czas. W Kaletach raczej widzę uśmiechy na twarzach przesyłane w moim kierunku. Ale nie dostałem jeszcze tytułu honorowego obywatela. Żartuję, że taki tytuł wiąże się z tym, iż można jeździć za darmo komunikacją miejską.

Tymczasem w Kaletach nie ma żadnej komunikacji...

Często pan bywa w rodzinnej miejscowości?

- Niestety, niezbyt często, z braku czasu. Za to mama cieszyła się, kiedy widziała mnie co tydzień w telewizorze w "Jak oni śpiewają". Bo to tak, jak gdybym co tydzień przyjeżdżał do rodzinnego domu. Przywiozłem mamie kartonowego Polka, taką moją postać ze zdjęciem z programu "Jak oni śpiewają". Pierwsza rzecz, jaką robię po przyjeździe do mamy, to chowam mój kartonowy wizerunek za szafę. Mama się wtedy denerwuje. "Mamo, przecież przyjechał żywy syn" - przekonuję ją.

Pochodzi pan z muzykalnej rodziny?

- Ojciec grał na akordeonie, a dziadek na basie - takiej trąbie. Ale obaj traktowali to granie tylko jako hobby, ja również.

Na ilu instrumentach potrafi pan zagrać?

- Gram na fortepianie, akordeonie, gitarze oraz instrumentach perkusyjnych. Kiedyś nabrałem tych umiejętności, ale jestem tylko muzykantem po pięciu latach szkoły muzycznej. Pewnie gdybym chciał się nauczyć grać na kolejnych instrumentach, to dałbym radę, bo jestem jak ta małpa...

Kiedy narodził się pomysł nagrania przez pana płyty - podczas udziału w programie "Jak oni śpiewają" czy jeszcze przed?

- Pomysł nie narodził się w mojej głowie. Pierwsze takie propozycje dotarły do mnie około ósmego czy dziewiątego odcinka (wszystkich było trzynaście). Wtedy powiedziałem, że to przedwcześnie mówić o płycie. Kiedy pojawiły się ponowne propozycje - z kilku wytwórni, nie miałem wątpliwości, że chcę to zrobić.

Był pan zatem rozrywany przez wytwórnie fonograficzne?

- Byłem tym szczerze zaskoczony. Sam ten fakt był dla mnie nagrodą, niezależnie od finałowego wyniku programu. Ale kiedy dostałem te propozycje, byłem jeszcze skupiony na udziale w show Polsatu. Chciałem go dobrze zamknąć.

Kto był pierwszym recenzentem pana płyty?

- Oczywiście moja Magda (aktorka, Magda Wołłejko - przyp. MG). Ona twierdzi, że ja śpiewam dla kobiet... Gdybym moimi piosenkami chciał trafić do mężczyzn, to robiłbym pustaki albo pracowałbym w fabryce samochodów. Oczywiście żartuję. A mówiąc poważnie, to właśnie Magda kwalifikowała każdy utwór - czy chwyta za serce, czy raczej nie. I tym samym, czy może się znaleźć na płycie, czy też nie. Mam nadzieję, że ona ją rozpakowywała i odkładała rzeczy na właściwe półki. Nieprawdą jest to, co wypisywały niektóre gazety, jakobym nie miał w studiu dla kogo śpiewać. Tymczasem Magda była na widowni podczas wszystkich nagrań programu. Tyle że ona nie ma potrzeby pokazywania się w kamerze za wszelką cenę.

Ładnie pan mówi - moja Magda...

- Moja Magda wytrzymała ze mną przez te cztery miesiące trwania programu, otaczała mnie opieką i czułością, dzięki czemu wytrwałem do końca. A nie było to łatwe, bo jednocześnie miałem też premierę w teatrze. Najgorsze dla mnie były pierwsze programy. Najgorzej jest przecież spaść z małego konia... A poddawanie się takiej weryfikacji, jak w tym programie, jest bardzo trudne. Czasami miałem wszystkiego dość, ale Magda cały czas była przy mnie i ogromnie mnie wspierała. Stworzyła w domu wspaniałą atmosferę. Kiedy wtaczałem do domu tę walizę pełną stresów i problemów.

Pana płyta "Polk in Love" to, poza jednym utworem, zestaw standardów. Są na niej pana ulubione piosenki?

- Kiedy myślałem o własnej płycie, zdecydowałem, iż chcę nagrać teką, jakiej sam chciałbym słuchać i żeby ona miała pewną klasę. Stąd dobór utworów nie był łatwy, bo tych ulubionych piosenek mam całe mnóstwo.

Wśród nich jest piosenka "Friends" - nowa kompozycja, a brzmiąca jak cover...

- To był żart muzyczny, który nagrałem z moim przyjaciółmi - Wojtkiem Malajkatem i Zbyszkiem Zamachowskim. Tekst piosenki opowiada o nas samych, choć proszę go traktować z dużym dystansem. Jesteśmy oczywiście trójką śpiewających aktorów, ale żaden z nas Frank Sinatra, Dean Martin czy Sammy Davis Junior.

Słynna trójka jak z filmu "Ocean's Eleven"...

- Myślałem o takim projekcie...

?!

- Jak siebie znam, to pewnie doprowadzę w końcu do tego projektu. Więcej nie zdradzę...

Gdyby pana udział w programie Jak oni śpiewają" rozpatrywać w kategorii plusów i minusów to...

- To tych minusów było zdecydowanie mniej. Minusy to niepotrzebnie zrzucone kilogramy i posiwiałe włosy. Ale też trochę nieprzyjemny początek edycji programu, kiedy niektórzy koledzy stukali się w głowę: "po co ci to?!, po ci udział w komercyjnym programie?!". Te głosy szybko umilkły, gdy udawało mi się przechodzić z jednego odcinka do następnego. W kategorii plusów jest z pewnością moja płyta, jako następstwo programu. Poza tym, program dał mi niesamowitą odporność na stres przed występem przed kilkumilionową publicznością. Teraz występ estradowy dla trzystu osób wydaje mi się bardzo kameralny. Jakbym grał dla rodziny. Plusy to też fakt, że poznałem fantastycznych ludzi i tę całą komercyjną machinę telewizyjną.

Zaplanował pan swoje wakacje?

- Tak, choć jeszcze nie wiem, gdzie wyruszymy. Robię to dla Magdy, ale też dla siebie, bo jestem zmęczony. Chcę się zrelaksować, odetchnąć od codzienności. Podczas wakacji jednym razem lubię zwiedzać, kiedy indziej lubię nic nie robić. Wtedy nawet nie sięgam po książkę, ale patrzę tylko na morze. I chyba tak też będzie podczas tegorocznych wakacji.

Życzę zatem fantastycznego urlopu. Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji