Artykuły

Legenda szczecińskiego, a i polskiego teatru

- Ciągle uważam, że teatr to nie jest miejsce popisów plastycznych. Obraz to nie jest rzeczka, mostek i drzewko na środku. Obraz to jest cały prostokąt i w teatrze tak samo. Wszystko, co widać na scenie to jest ten sam obraz i trzeba dołożyć staranności żeby o to zadbać - mówił w wywiadzie dla Biuletyn Informacyjny ZASP JAN BANUCHA.

Legenda szczecińskiego, a i polskiego teatru

- Ciągle uważam, że teatr to nie jest miejsce popisów plastycznych. Obraz to nie jest rzeczka, mostek i drzewko na środku. Obraz to jest cały prostokąt i w teatrze tak samo. Wszystko, co widać na scenie to jest ten sam obraz i trzeba dołożyć staranności żeby o to zadbać - mówił w wywiadzie dla Biuletyn Informacyjny ZASP JAN BANUCHA.

Prezentujemy Państwu nowy Dział w naszym Biuletynie Informacyjnym poświęcony sylwetkom wybitnych artystów, którzy dziś może pozostając w cieniu przez ostatnie lata i dekady tworzyli Teatr w Polsce i na świecie w Jego najdoskonalszej odsłonie.

Jan Banucha znakomity scenograf, twórca oprawy plastycznej do około 500 spektakli, przygotowanych z czołowymi reżyserami w teatrach całej Polski, laureat Nagrody Artystycznej Miasta Szczecina i Oka Recenzenta plebiscytu Bursztynowy Pierścień, odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.

Legenda szczecińskiego, a i polskiego teatru - który - o czym wiedzą ludzie sceny i teatromani, znający zwyczaje Banuchy - na premierach, w których ma udział, zwykle się nie pojawia, a na scenę do oklasków nie wychodzi nigdy. Autor kostiumów do filmów:: ,,Lotna" 1959, ,,Rok pierwszy" 1960,,,Kwiecień" 1961, ,,Samson" 1961, ,,Milczące ślady" 1961, ,,Jadą goście jadą" 1962, ,,Dom bez okien" 1962, Teatrów Telewizji.

Jan Banucha: ... pamiętam dobrze pracę nad przedstawieniem telewizyjnym - "Poskromienie złośnicy" z Zygmuntem Hübnerem.

A.K-P: To słynne, wspaniałe przedstawienie z Magdaleną Zawadzką!

JB: Wymyślił to Tadeusz Łomnicki. Po Wołodyjowskim Łomnicki chciał zagrać koniecznie z Magdą Zawadzką w teatrze. Wtedy, wstyd powiedzieć, w czasie nagrania, po monologu Petruchia - pocałowałem w rękę pana Łomnickiego. Był żywiołowy, absolutnie wspaniały. W finale, jest scena uczty. W telewizji było ściśle wydzielane pożywienie. Głównie kupowało się kurczaki. Zapytałem rekwizytora - jak ty to robisz, że kurczaków wystarczy na planie i jeszcze mamy zakąskę na bankiet - bo ja w wojsku byłem kucharzem...

Jest nagranie sceny uczty, wśród biesiadników - postać wdowy, a aktorzy mają w sobie coś takiego, że jak grają, to zjedzą wszystko i dwa razy więcej - nie wiadomo dlaczego. Zaczyna się więc uczta - wdowa łapie udko i szybko wciska do ust - tylko nie zauważa, że ma długą, czarną woalkę, a kamera akurat jest na niej. Był na planie również, wówczas wznoszący się na fali młody zespół Hagat, z solistą Andrzejem Rosiewiczem. Zabawa była niezła.

Miałem parę ważnych spotkań w życiu - pracowałem z Zygmuntem Hübnerem, z Aleksandrem Bardinim, poznałem zdolnego, młodego Majora, w wielkiej formie, miałem szczęście pracować z Mikołajem Grabowskim i w związku z tym jestem z niedzisiejszego teatru, teatru, który się żywi literaturą, który się żywi myślą, który się wstydzi ekshibicjonizmu artystycznego .

Ciągle uważam, że teatr to nie jest miejsce popisów plastycznych.

Teraz bywa tak, że facet, który osiągnął wiele w polskim malarstwie, zajmuje się hodowlą kur karłowatych, bardzo zresztą pięknych i pewnie ma rację.

Obraz to nie jest rzeczka, mostek i drzewko na środku. Obraz to jest cały prostokąt i w teatrze tak samo.

Wszystko, co widać na scenie to jest ten sam obraz i trzeba dołożyć staranności żeby o to zadbać. Przekonać do tego współpracowników jest ciężko.

Jak ja się cieszyłem, kiedy Bogdan Cybulski został dyrektorem teatru w Opolu i zaproponował mi zrobienie Króla Edypa. Powiedziałem, stary, ale cały będzie z aluminium. Obok była huta "Ozimek" i załatwił to aluminium.

Jak się rozsunęła kurtyna, na tej olbrzymiej scenie opolskiej, ludzie zobaczyli kurtynę z blachy, która u podstawy miała osiemnaście metrów, sześć metrów wysokości. To było fajne, ale fajnie było też to oświetlić. Jak zapaliłaś zapałkę w ostatnim rzędzie, to odbijało się to w każdym arkusiku tego aluminium. Blacha pracowała jak papier - dźwięczała, szeleściła. Posadzkę też zrobiłem z blachy, potem wymieniłem na tekstylną.

Franek Starowieyski powiedział - fajny dekor żeś zrobił Jasio.

Lepszy komplement usłyszałem od maszynistów - jak robiłem "Operę za trzy grosze" w Jeleniej Górze. To był teatr objazdowy - dekoracje można było schować do skrzynki. Jak postawiłem swoją dekorację - maszyniści orzekli - ale po byku dekoracja panie Jasiu. Miała pięć metrów wysokości.

A.K-P: Janku, dekoracja, z której byłeś naprawdę dumny, która utkwiła ci pamięci...

JB: Przeglądam w głowie - gdzie było pusto...

Robiłem rozmaite rzeczy - za każdym razem wygłupiałem się inaczej. Nie robiłem, żeby mi się podobało, raczej żeby współgrało ze sztuką. Pewnie czasem chciałem się popisywać. Jak robiłem z Mikołajem Grabowskim - "Irydiona" w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie - przyszło mi do głowy, że pusta scena to jest działka chrześcijańska, a jak odwrócić w drugą stroną i spojrzeć na widownię, to jest działka upadającego Rzymu - złocenia, purpury... To mi się podobało.

Na środku widowni postawiłem olbrzymi podest, który Mikołaj skracał, skracał, bo chciał mieć więcej miejsc w teatrze. Po prostu odsłoniłem przestrzeń sceny - dwadzieścia kroków wzdłuż i wszerz, i odsłoniłem widownię.

A.K-P: Jakim materiałem wyjątkowo lubisz się posługiwać budując dekoracje?

JB: Raczej kolor mam ulubiony... Czarny...

Słuchaj, u Hübnera robiłem "Burzę" z Majorem. Miałem pomysł - teraz to wydaje mi się śmieszne - postanowiłem zrobić plażę. Piasek pod wpływem przypływu miał być karbowany. Przyjaciela stolarza, Andrzeja Gajczaka, zapytałem - czy możesz mi piasek z drewna wyrzeźbić? Odpowiedział - a jak to nie? I zrobiliśmy tę plażę z drewna.

A.K-P: Niesamowite! Wytłumacz mi, jak to robiliście?

JB: Były to kantówki - 14 na 14, leżały poziomami belki jedna obok drugiej. Rewelacja, ale po co to - ja nie wiem...

W trakcie pracy nad "Burzą", podchodzi do mnie Zygmunt Hübner i pyta, czy nie znam kogoś, kto mógłby zrobić scenografię do "Zemsty". Chciałbym, żeby to było w konwencji próby - bez niczego - powiedział. Była awantura, że teatr, który jest sumieniem narodu, będzie wystawiał "Zemstę" dla szkół.

Hübner odpowiedział - były święta, miałem chwilę czasu, przeczytałem "Zemstę" i tak wspaniałego, dowcipnego tekstu w języku polskim już więcej nie napisano i radzę kolegom przeczytać również to dzieło. Zagrali to cudownie.

No i kiedy zwrócił się do mnie, żebym mu kogoś polecił, zastanowiłem się chwilę i powiedziałem - Zygmunt, to ja ci to zrobię, a Hübner na to - przecież masz "Burzę - dekoracje, kostiumy... Powiedziałem, że mam chody w pracowniach, że dam radę. A On tylko na to czekał...

To było przedstawienie w konwencji próby, kostiumy fragmentaryczne, trzy meble, ale znaczące. Kupiłem fotel XVIII wieczny w Desie, a jak się kupuje w Desie, to trzeba wiedzieć, że się kupuje korniki, nie drewno. Fotel był zatem cały poskręcany kontownikami, płaskownikami. Na fotelu siadał na próbach Bronek Pawlik i rozwalał go ciągle.

Bardini po premierze mówi do mnie, a traktował mnie jak dziecko - ty, jakby dawali Nobla w dziedzinie teatru, to powinien go dostać Zygmunt Hübner za pomysł obsadzenia Andrzeja Wasilewicza w roli Wacława. Był to aktor wysoki, postury Perepeczki, powolny, misiowaty i z tego nijakiego Wacława, któremu również wiele brakowało w filmie Wajdy, Wasilewicz wydobył żywego mężczyznę - jak zobaczył Klarę, zaraz nią obracał.

Teksty zabrzmiały. Burza braw. Ktoś z recenzentów napisał - zgrabnie okrojona "Zemsta". Nie było skrótów, ale też nie było celebry - tempo i żywiołowość.

Po premierze, Szymon Kobyliński perorował - jakich wspaniały pomysł, żeby Papkin miał szpadę po prawej stronie. I rzeczywiście tak było. A to nie był pomysł, tylko konieczność - Wojtuś Pszoniak jest mańkutem.

Po raz pierwszy, w takiej konwencji, została wystawiona "Zemsta".

Takiej Podstoliny, jak Anka Seniuk chyba już nie będzie. Jak mówiła - "bo ja rzadko kiedy myślę, ale za tom chyża w dziele" to chłopów aż dreszcz przechodził. Była w najlepszym okresie, wiesz, zalotna, żywotna, wspaniała, super kobieta.

Hübner, w trakcie przygotowań powiedział - to my uszyjemy kostiumy, ubierzemy ich w te kostiumy, Renata Pajchel zrobi zdjęcie zespołowi i powiesimy portrety we foyer. I rzeczywiście, jak się wchodziło do teatru, witały widzów portrety Cześnika, Rejenta, w kontuszach, z wąsami, przy karabeli - jak Pan Bóg przykazał. Po czym na scenie, jedynie ściany były obite burgundowym aksamitem, ale postaci były rozmamłane, w koszulach, portkach.

Tak właśnie wspominam dekorację, której nie było. I tak powinno zawsze być.

Andrzej Wajda powiedział mi kiedyś, że teatr to jest aktor i świeczka, po chwili dodał - świeczkę można zgasić.

Robiłem też u Hübnera - "Przed wschodem słońca", reżyserował Szwed, którego nazwiska niestety nie pamiętam. Zrobiłem projekty takie, żeby wiedział, że potrafię - chciałem się chyba popisać. Teczkę pełną projektów kostiumów i dekoracji we Włocławku mi ukradziono.

"Czekając na Godota" w Teatrze Współczesnym w Szczecinie...

Pracę rozpoczął Hebanowski, ale zmarł, dokończył Major. To było wspaniałe przedstawienie. Ktoś ładnie powiedział o mojej dekoracji - dach świata. Przechylona płaszczyzna obita papą. Pojechałem w Polskę, był okres, kiedy nic nie było. Dostałem papę nowiuteńką, trzeba ją było spatynować.

Ale dach świata powstał...

A.K-P: Janie, jestem pod wrażeniem Twojej osoby, Twojego talentu, Twoich wspomnień, Twojego TEATRU.

Miałeś wątpliwości - komu potrzebne moje wynurzenia?

Długo Cię przekonywałam.

Jesteś ważną postacią polskiego teatru i telewizji. To szczęście - móc z Tobą obcować, pracować, uczyć się od Ciebie... Dziękuję...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji