Artykuły

"0_1_0" Piotra Łazarkiewicza

Dobrze przyjęty we Wrocławiu "0_1_0" nie budzi jednak wyłącznie zachwytów. Bo to film zrobiony trochę w poprzek - niewygodny, odważny, również formalnie prowokacyjny. Łatwo spojrzeć na plejadę bohaterów jak na "onych". Ale Łazarkiewicz nie pokazuje dziwaków ani sytuacji patologicznych, choć razem z dramaturgiem i współscenarzystą Krzysztofem Biziem dokonuje swoistej kondensacji (fabularnym katalizatorem jest tu wypadek). Żeby przyjąć "0_1_0", trzeba jednak w tych "onych" zobaczyć coś innego niż zestaw "kontrowersji" - pisze Paweł T. Felis w Gazecie Wyborczej.

- Gdybym chciała coś o tym filmie powiedzieć, musiałabym się zdobyć na bardzo intymne wyznania, czego publicznie nie potrafię, bo jestem zamknięta - mówiła po premierowym pokazie "0_1_0" Piotra Łazarkiewicza młoda uczestniczka Era Nowych Horyzontów. - A właśnie o takim zamknięciu opowiada ten film.

Jest w "0_1_0" kapitalna scena, gdy młody prawnik (Rafał Maćkowiak) próbuje przekonać swoją dziewczynę (niezwykła rola Julii Kijowskiej), by poszła z nim na branżowe przyjęcie. Ale zamiast rozmowy w luksusowym apartamencie odbywa się bolesny teatr. Słowne zapasy dwojga młodych ludzi, którzy na zawołanie potrafią wejść w każdą rolę: wariatki skłonnej do samobójstwa i patriarchalnego samca wydającego kobiecie dyspozycje. Zapracowanego mężczyzny utrzymującego dom i nonszalanckiej buntowniczki reagującej alergicznie na prawniczą korporację. Farsa przechodzi w tragedię, dramat w groteskę.

Tak, Łazarkiewicz mówi o zamknięciu, ale nie poprzestaje na banale: "Jesteśmy nieautentyczni". Wszyscy jego bohaterowie są w jakimś sensie nadświadomi. Za ciasno im w mieszczańskich koleinach, brzydzą się konwencjonalną rolą męża-żony, chłopaka-dziewczyny, całym tym romantyczno-naiwnym, codziennym spektaklem rodem z "M jak miłość". Przeraźliwie boją się nudy i wszystkiego, co przewidywalne. Gonią za adrenaliną i ekstazą. Ale ta pogoń, pokazuje Łazarkiewicz, zamyka i boli. Jeśli ma być tylko intensywnie, skrajnie, zero-jedynkowo, każda rozmowa, relacja zmienia się w spektakl, żonglerkę konwencjami, teatr na granicy emocjonalnej histerii.

Bohaterowie "0_1_0" sami wprowadzają się w trans. "Czekaj, czekaj, luz - może trochę przesadziłam" - mówi Maria (świetna Magdalena Popławska), kiedy w perwersyjnej zabawie z wynajętym chłopakiem posuwa się za daleko. W każdym z epizodów Łazarkiewicz daje bohaterom szansę, by kurtyna opadła. Te momenty wyjścia z gry są subtelne, jak w scenie z Marią Seweryn i Tomaszem Tyndykiem. On zachowuje się jak gej, ona odgrywa przed nim spektakl uwodzenia. Ale gdy po jego dramatycznym wyznaniu kobieta zostaje w mieszkaniu, sam wyraz jej twarzy rozbraja emocjonalno-erotyczne podchody: jest miejsce na coś innego, co nie będzie już grą.

Dobrze przyjęty we Wrocławiu "0_1_0" nie budzi jednak wyłącznie zachwytów. Bo to film zrobiony trochę w poprzek - niewygodny, odważny, również formalnie prowokacyjny. Łatwo spojrzeć na plejadę bohaterów jak na "onych". Ale Łazarkiewicz nie pokazuje dziwaków ani sytuacji patologicznych, choć razem z dramaturgiem i współscenarzystą Krzysztofem Biziem dokonuje swoistej kondensacji (fabularnym katalizatorem jest tu wypadek). Żeby przyjąć "0_1_0", trzeba jednak w tych "onych" zobaczyć coś innego niż zestaw "kontrowersji". Odnaleźć mechanizmy zachowań, które nie dotyczą wyłącznie 30-latków. Nie przypadkiem Łazarkiewicz chciał po raz pierwszy pokazać ten film na festiwalu we Wrocławiu - tutejsza wyrobiona publiczność do takich wyzwań jest przyzwyczajona.

Największym wyzwaniem jest forma. "Już dawno znudziło Piotra kino, które opowiada linearne historie" - mówiła przed pokazem żona reżysera, Magdalena Łazarkiewicz. W "0_1_0" pojawia się perspektywa panoramiczna - świat oglądany z lotu ptaka, podpatrywany na ulicach i gdyńskiej plaży. Ale ten świat się wymyka, nie daje się ogarnąć jako całość. Łazarkiewicz wyłuskuje więc z niego pary, związki, relacje, emocje - siedem odrębnych, choć precyzyjnie zazębiających się epizodów rozgrywa się w zamkniętych, często ciasnych pomieszczeniach. Inaczej pracuje wtedy kamera, inaczej grają aktorzy. Ta umowność, którą niektórzy nazwą teatralnością, jest - mam wrażenie - świadoma. Zamiast realistycznego portretu pokolenia Łazarkiewicz zdaje się mówić: taki portret jest dziś niemożliwy.

W "0_1_0", robionym z wyjątkowo marnym budżetem, "sposobem", jak mówili we Wrocławiu realizatorzy, jest jednak coś więcej. To film podszyty śmiercią. W studiu radiowym siedzi DJ (Wiesław Komasa) - nie najmłodszy już trochę dziennikarz, trochę filozof, który nonszalancko odgarnia ręką długie włosy. "Mówią, że zmiecie nas huragan. Ale jak patrzę przez okno, to nic złego nie może się nam stać" - zaczyna audycję. Potem wspomina o swojej oryginalnej zabawie. "Czasami, jak idę po mieście i patrzę na człowieka, zastanawiam się, jakie miał życie. Patrzę na starszą kobietę: czy ma dzieci, męża? Widzę młodego mężczyznę. Czy on, właśnie on, mógłby zacząć zabijać? Czasem myślę: kto z nas umrze tej nocy?".

Gdy kończy się audycja, mówi krótko: "Czekam na następny sztorm. I żegnam was serdecznie. Pa!".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji