Artykuły

Błogosławiony opętaniem

Po premierze "Giordana" niektórzy krytycy okrzyknęli go następcą Ryszarda Cieślaka z Teatru Laboratorium. Tak się nie stało. Andrzej Rzepecki zginął w wypadku za Berlinem 3 sierpnia 1994 roku - o aktorze Teatru Biuro Podróży z Poznania pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

W teatr alternatywny wpisane jest niebezpieczeństwo. Tu się nie udaje, nie odgrywa, tu się jest, często narażając swoje ciało. Aktorzy mają tego świadomość. Niejeden z nich otarł się o śmierć. Andrzej Rzepecki grając Giordana [na zdjęciu], wiele razy umierał. Ale 3 sierpnia śmierć dopadła go naprawdę, nie w teatrze, ale na drodze. - Bardzo rzadko o nim mówię. Był moim jedynym przyjacielem, świetnym aktorem. Jego śmierć wszystko zmieniła w moim życiu. Kiedy zginął w wypadku, skończyła się moja młodość - opowiada Paweł Szkotak. - Po raz pierwszy dotknąłem czegoś, co nieodwracalne. Jechaliśmy wtedy na festiwal do Edynburga ze spektaklem "Giordano", który opowiadał historię skazanego przez inkwizycję Giordana Bruna. Andrzej grał Giordana. Tego dnia życie pomieszało się z teatrem - aktor, który w spektaklu grał śmierć i zabijał Giordana, prowadził samochód, który się rozbił. To było takie doświadczenie, które dla nas wszystkich stało się cezurą. Nie było powodów do tego wypadku. Może byliśmy trochę zdenerwowani, bo chwilę wcześniej strzelali do nas jacyś naziści. Pewnie dlatego, że zobaczyli polską rejestrację. Ale nikomu nic się nie stało. Jechaliśmy zresztą powoli, niecałe 80 km na godzinę. Nie padał deszcz, był pogodny dzień. Początkowo mieliśmy nadzieję, że Andrzej żyje, jest w innym szpitalu. Niestety.

Jurodiwyj

Wiadomość o śmierci Andrzeja Rzepeckiego wstrząsnęła nie tylko teatralnym Poznaniem. Minęło 14 lat, Teatr Biuro Podróży, który współtworzył przez cztery lata, działa i jest wierny zasadom, które wtedy, na początku wypracowali. - Do dzisiaj nie pijemy alkoholu przed spektaklem, czym wywołujemy bardzo często zdziwienie na Zachodzie - mówi Szkotak. - Ale to jedna z tych zasad, które zaproponował na początku Andrzej.

Stan wojenny w Poznaniu. Andrzej rozpoczyna studia na polonistyce. Pamiętam, jak chodził z rozwianym włosem, w białej koszuli po korytarzach Collegium Novum. Z czasem zaczął mi się kojarzyć z plecakiem wypchanym puszkami z filmami. Prowadził świetny DKF Novum, Teatr Jan, Teatr Biuro Podróży...

- W stanie wojennym, kiedy Maski były zamknięte, postanowiliśmy prowadzić warsztaty w naszych mieszkaniach, takie komplety teatralne - wspomina Jerzy Moszkowicz, ówczesny szef Teatru Jan. - Na jednym z nich pojawił się Andrzej. Debiutował w spektaklu "Cicha ceremonia żałobna". Zapamiętałem przede wszystkim energię, która z niego emanowała. Jak nic nie mówił, to i tak energia z niego biła. Kiedy się pojawił, sprawiał wrażenie błogosławionego opętaniem, jakie niektórzy artyści mają w sobie. On przyjechał z małego miasteczka i był trochę pozamykany. Niewinność skrzyżowana z naiwnością. Teatr był jednym z miejsc, gdzie uczył się uzewnętrzniać swoje emocje. Do niego idealnie pasowałoby rosyjskie określenie "jurodiwyj". Z czasem stawał się coraz bardziej ekstrawertyczny. Odszedł od nas pod koniec lat 80. bo interesował go nieco inny rodzaj teatru. Bliżej mu było do Grotowskiego niż nam.

Krew w Warszawie

Równolegle z działalnością w Teatrze Jan, Rzepecki objawił się jako wokalista zespołu Krew. - Lilę, frontmana zespołu Krew, poznałem w połowie lat 80. Może to było na słynnym czwartym piętrze w Domu Studenckim Zbyszko - opowiada Adam Pawłowski, redaktor naczelny "Polski Głos Wielkopolski". - Miał taką ksywę, bo jak głosiła legenda - nosił kiedyś różowe spodnie. - Krew i Pidżama Porno powstały z podziału zespołu Ręce Do Góry - dopowiada Krzysztof Grabowski-Grabaż. - Na pozór byliśmy konkurentami, ale tak naprawdę byliśmy cały czas kumplami. Mieszkaliśmy w akademiku Zbyszko. Andrzej był niewątpliwie człowiekiem renesansu, co w latach 80. należało do rzadkości. Krew miała dwóch frontmanów: jeden tylko recytował i krzyczał - Rysio Gromadzki i drugi - Andrzej Rzepecki, który właściwie śpiewał swoje wokalizy. Bodajże w 1987 roku Krew miała wystąpić na Festiwalu Poza Kontrolą w Warszawie. W dniu wyjazdu Rysiu doszedł do wniosku, że rokendrol go znudził i powiedział, że na festiwal nie jedzie. Wtedy Rzepecki stanął przed nie lada wyzwaniem. Musiał ten koncert udźwignąć sam. Choć Gromadzkiego nikt nie był w stanie zastąpić, Andrzej próbował ten koncert uratować. W końcu miał nieźle ustawiony głos.

Adam Pawłowski pojechał na koncert Krwi do Warszawy. - To było w warszawskim Remoncie. To był ich pierwszy duży koncert poza Poznaniem. Andrzej do swoich wokaliz dodał teatralną ekspresję. Krew zmiotła jak tajfun całą festiwalową energię, a przed nimi i po nich grały takie zespoły jak choćby Kult czy Tilt.

Pierwsze zaproszenie

W 1988 roku w Poznaniu pojawił się Paweł Szkotak, który zaczął tworzyć nowy teatr. - Znałem Andrzeja z warsztatów i Teatru Jan. Zaprosiłem go do współpracy w powstającym właśnie Teatrze Biuro Podróży - opowiada Szkotak. - Był człowiekiem, którego wszyscy lubili. Budził sympatię ludzi, zwierząt, drzew. Miał w sobie wewnętrzne ciepło i dar opiekowania się innymi. Do legendy przeszły kolacje, które organizował dla rzeszy przyjaciół. Ludzie lgnęli do niego. Był sercem zespołu.

W Teatrze Biuro Podróży Andrzej Rzepecki zagrał w czterech przedstawieniach: "Einmal ist keinmal", "Łagodny Koniec", "Giordano" i "Carmen funebre". Po premierze "Giordana" Katarzyna Gruszczyńska-Jesień napisała: "Rzepecki w roli Giordana jest tak wiarygodny, że ludzie reagują łzami, okrzykami. Jego poniżone ciało wleczone przez oprawców po bruku, torturowane ogniem i wodą, przez swą bezbronną nagość pozostaje wyzywająco czyste i święte".

Pamiętam premierę w Poznaniu. Pamiętam twarz Andrzeja, ponieważ kilka razy byłem bardzo blisko pola gry. - Byłem na tym samym przedstawieniu - dodaje Pawłowski. - To było fascynujące, jak mój kolega przeistacza się w aktora. Było wtedy bardzo zimno, a on niemalże nagi na bruku Starego Rynku był prawie torturowany. To zaangażowanie porażało mnie. Aż trudno mi było uwierzyć, że kilka dni wcześniej każdy z nas smażył jakieś naleśniki w akademiku w Jowicie.

W 1994 roku Biuro Podróży po raz pierwszy otrzymało zaproszenie na międzynarodowy festiwal do Edynburga. W drodze na występy samochód wiozący artystów rozbił się o drzewo, Andrzej Rzepecki zginał na miejscu. Zespół nigdy więcej nie zagrał "Giordana".

- Straciliśmy przyjaciela, dobytek. Ludzie się rozpierzchli. Ale pamięć o Andrzeju jest cały czas w zespole - mówi Szkotak. - Andrzej miał entuzjazm i chęć do pracy. Był świetnie wyszkolony. Ba, sam prowadził warsztaty dla młodszych kolegów. To, co wnosił do zespołu, to etos grania w każdych warunkach, poświęcenie zdrowia... I to zostało w naszym teatrze.

Wokół Andrzeja Rzepeckiego koncentrowało się życie kulturalne poznańskich studentów. On mieszkał w akademiku nawet podczas wakacji. Na przełomie lat 80. i 90. prowadził w OT Maski księgarnię, w której można było kupić rozmaite książki niszowe oraz takie, które przechodziły z drugiego obiegu do obiegu oficjalnego. Sprzedawał także papierosy, pocztówki... Wątpliwe, aby był to interes dochodowy.

- Był ważną postacią dla kultury studenckiej tamtego okresu - twierdzi Grabaż. - Był człowiekiem o pozytywnej energii, zawsze uśmiechnięty. Miał w sobie luz, a zarazem dystans do tego, co się wokół niego działo - dodaje Pawłowski.

- Był atrakcyjnym mężczyzną. Podobał się kobietom - domyka portret artysty Szkotak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji