Artykuły

Rytuał zaczyna się w Afryce

Ocena występów przywołanych grup jest zupełnie niepotrzebna, choć oczywiście elementy jednych ceremonii fascynowały widzów bardziej, a inne mniej. Obce kultury warto obserwować, a nie oceniać. Brave Festiwal we Wrocławiu podsumowuje Aleksandra Konopko z Nowej Siły Krytycznej.

Tradycja, tożsamość i odwaga to hasła określające już czwartą z kolei edycję Brave Festival. Wrocławski projekt koordynowany przez Teatr Pieśni Kozła kieruje się ideą "przeciw wypędzeniom z kultury". Stając w obronie kultur marginalizowanych daje szansę grupom z rozmaitych stron świata zaprezentowania własnych ginących lub zapomnianych tradycji. Przywraca im ważność i miejsce w świecie oraz udowadnia, że mogą być dla innych prawdziwie interesujące. Dlatego właśnie odwaga krzewienia, podtrzymywania i życia w zgodzie z obyczajowością własnej społeczności, okazuje się we współczesnej rzeczywistości niezwykle cenna. Brave to opowieść o ludziach na co dzień kierujących się właśnie taką odwagą. Festiwal burzy nasze europejskie przyzwyczajenia i standardowe wyobrażenia na temat przeglądów teatralnych, choć Grzegorz Bral - dyrektor artystyczny tego przedsięwzięcia - chce, aby tak Brave postrzegać. Próżno tu szukać spektakli, czy przedstawień w takim rozumieniu, do jakiego jesteśmy w naszym kręgu kulturowym przyzwyczajeni. Występy, które można było oglądać wymykały się wszelkim teatrologicznym kategoryzacjom. Nie na miejscu wydaje się wobec tego próba artystycznej oceny zaprezentowanych pokazów. Nie można i nie powinno się jej podejmować, bo jak ocenić fragmenty wycięte z codziennego życia, cytaty obyczajowości i tradycji? Tworzenie pejoratywnych porównań czy kulturowych hierarchii nie jest celem wrocławskiego przeglądu. W tym przypadku potrzebna jest raczej otwartość i chęć poznania. Ciekawość pomaga "wynieść" z tego festiwalu najwięcej - wzbogacić swoją wrażliwość, a także wyraźnie poszerzyć wiedzę na temat danych kultur i regionów świata.

Tegoroczna edycja Brave Festival otrzymała podtytuł "Rytuał zaczyna się w Afryce". Właśnie wokół tego mocno zróżnicowanego i postrzeganego przez pryzmat mitów i stereotypów kontynentu zbudowano program festiwalu. Gośćmi z Czarnego Lądu byli przedstawiciele czterech różnych plemion. Fulanie z Nigru zaprezentowali taniec męskiej urody. Ten wojowniczy lud do dziś zachował cechy plemienia koczowniczo-pasterskiego. Specyfikę ich bogatej kultury, wśród której szczególną rolę odgrywają tańce i pieśni przybliżyła nam grupa Aourinde działająca od 2000 roku. Tańce były wykonywane jedynie przez mężczyzn, bo wśród Fulanów to przede wszystkim ich przywilej. Do takiej grupy są wybierani tylko najprzystojniejsi chłopcy z plemienia. O tym, kto będzie reprezentował dany ród decyduje starszyzna. Liczy się nie tylko wdzięk oraz taneczne umiejętności, ale również bardzo konkretne cechy wyglądu, takie jak: wąskie ramiona i dłonie, delikatne usta, jasny kolor skóry, długa szyja, szlachetna linia nosa, okrągłe i o subtelnym kształcie stopy. Artyści, którzy przyjechali do Wrocławia to pasterze krów zebu, czyli Fulanie Bororo (lub Wodoaabe). Najwięcej z ich tanecznej tradycji łączy się z "czasem święta", który przypada po porze deszczowej. Wówczas mężczyźni oddają się uwodzeniu kobiet, co czynią za pomocą zaprezentowanego na Brave tańca yaaké. Polega on na wyolbrzymionym, wręcz teatralnym prezentowaniu atutów własnej urody, którą ma podkreślić specyficzna mimika - nienaturalnie mocno otwarte oczy, przewracanie białkami ocznymi, szeroki uśmiech ukazujący biel zębów, przechylanie głowy na lewo i prawo. Inne ważne przywołane układy to taniec roumi będący dziękczynieniem za obfite plony i dobry wypas bydła oraz mossi - taniec poświęcony bóstwom opiekuńczym - jedyny, w którym mogą uczestniczyć kobiety.

Tradycję Muheme mogliśmy poznać dzięki tanzańskiemu plemieniu Wagogo. Żywiołowe piosenki wykonywane przez grupę kobiet przy akompaniamencie bębnów basowych (ng'oma za hasi nongozi), altowym (ng'oma za hasi kejete) i sopranowym (ng'oma ya nghomango), choć od XIX wieku ulegały ciągłej ewolucji zmieniając swój charakter, wciąż są żywą tradycją. Początkowo towarzyszyły rytuałom obrzezania i inicjacji kobiet, a dziś stały się pieśniami przypisanymi kościelnym nabożeństwom.

Kolejnym afrykańskim akcentem był breakdance z Ugandy. W tym wypadku nie chodziło o rytuał, ale o interesujący społeczny projekt wspierający pokrzywdzone przez los dzieci i młodzież (z niepełnych rodzin, domów dziecka, czy wychowujące się na ulicy). Inicjatorami projektu są ugandyjscy artyści hip-hopu i breakdance'a Abrazm i Antonio oraz irlandzki breakdancer Emile Dineen. Tancerze dwa razy w tygodniu prowadzą darmowe warsztaty zarażając swoją pasją młodych ludzi w całym kraju. W efekcie powstają imponujące artystycznie, nowoczesne taneczne widowiska. Jedno z nich zostało pokazane na wrocławskiej scenie Brave.

Czwarty afrykański występ miał się odnosić do jednych z najbardziej fascynujących rytuałów Masek. Taniec Masek mieli zaprezentować tancerze z Zawara należący pod względem etnicznym do grupy Nuna z plemienia Gurunsi. Ich występ, będący przykładem wcielania się tancerza w ducha mieszkającego w Masce, nie odbył się zgodnie z palem. Grupa Nuna, której członkowie po raz pierwszy opuścili swoją małą, położoną w buszu wioskę, zostali zatrzymani na granicy swojego kraju. Organizatorzy natychmiast podjęli odpowiednie kroki, by pomóc zaproszonym gościom i najprawdopodobniej rytualne cytaty z tańców Nuna będzie można obejrzeć we Wrocławiu już po zakończeniu festiwalu.

Mimo festiwalowego hasła, obcowanie z prawdziwym rytuałem przystosowanym do formy widowiska, okazało się niemożliwe. Udało się przybliżyć jedynie cytaty i fragmenty. Pokazano pewne ramy, zasady i prawidłowości. Nie wszystkie łatwe do zrozumienia dla europejskiego widza. Niektóre zadziwiające i niepojęte, ale zawsze fascynujące swoją "odmiennością" i różnorodnością. Brave Festival nie mógł stać się odzwierciedleniem afrykańskiej kultury. Mógł jedynie (i wydaje się, że spełnił to zadanie) przybliżyć nam "okruchy" Afryki i otworzyć swoją publiczność na poznawanie i rozumienie innej kultury. Ocena występów przywołanych grup - jak już wspomniałam - jest zupełnie niepotrzebna, choć oczywiście elementy jednych ceremonii fascynowały widzów bardziej, a inne mniej. Obce kultury warto obserwować, a nie oceniać.

Tym razem główny nurt afrykański został wzbogacony dodatkowo przez konteksty spoza Czarnego Lądu. Całe wydarzenie zainaugurował koncert pakistańskich wyznawców sufizmu, którzy poprzez pieśni qawwali (w dużej mierze oparte na improwizacji) próbują doświadczyć zjednoczenia z Bogiem. Ponadto pojawiły się trzy europejskie akcenty. Pierwszy z nich to poruszający, łączący atmosferę sacrum i profanum koncert pieśni wielogłosowych a cappella, prosto z Korsyki. Zespół A Filetta znalazł złoty środek na połączenie tradycji i nowoczesnych aranżacji. Oprócz korsykańskiej grupy pojawiły się dwa bardziej tradycyjnie rozumiane i starannie wyreżyserowane spektakle - grecki Wyjazd córki zbudowany w oparciu o tradycję opłakiwania zmarłych w Epirze w reżyserii Mirki Yemendzakis oraz reprezentująca Polskę - tak jak rok wcześniej - Lacrimosa Grzegorza Brala. Cały Brave Festival został zakończony energetycznym występem Czarny ogień romskiej grupy RomaFest skupiającej najwybitniejszych tancerzy z całej Transylwanii.

O "wypędzeniach z kultury" opowiadały także bogate bloki filmowe (przewaga obrazów dokumentalnych i etnodokumentów) przywołujące rozmaite zwyczaje nie tylko państw afrykańskich, ale krajów z różnych stron świata.

Tegoroczne pokazy wzbudzały jednak znacznie więcej wątpliwości niż ubiegłoroczne koncerty "Zatopionych pieśni". Rytuały są ściśle związane z kulturą, w której powstały. Zamienienie ich w pozbawione rodzimego kontekstu widowisko rodzi niebezpieczeństwo stworzenia jedynie masowego show. Ustawienie ludzi pokazujących "fragment swojego życia" na teatralnej scenie pełnej mikrofonów i kolorowych świateł utrudnia dodatkowo zachowanie odpowiednich granic.

Mimo to trudno odmówić temu wydarzeniu szczególnego miejsca na mapie polskich festiwali. Organizatorzy Brave Festival udowodnili po raz kolejny, że tworzą festiwal ważny, wielobarwny i skłaniający wszystkich uczestników do dużej otwartości. Warto też pamiętać, że jest to jednocześnie przedsięwzięcie charytatywne. Dochód z biletów został przeznaczony na pomoc dla osieroconych dzieci z Tybetu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji