Artykuły

Z wizytą w Fabryce

Kilka stron dalej możecie przeczytać wywiad Łukasza Maciejewskiego z Krystianem Lupą opowiadającym o tym, jak go wyrzucili z łódzkiej Filmówki. Pozostaje mi zgodzić się z rozmówcami, że wszystkim - oprócz polskiego kina - wyszło to wyrzucenie na dobre. Bo cóż by Lupa mógł dzisiaj kręcić? "Katyń 2"? "Nie kłam, żabciu"? Pracowałby za granicą? - pyta Bartosz Żurawiecki w miesięczniku Film.

Albo, co bardzo prawdopodobne, dzieliłby los Andrzeja Barańskiego, któremu raz na ruski rok gruboskórni decydenci pozwalają łaskawie zrealizować za psi grosz jakiś film. To nie jest kraj dla wrażliwych ludzi.

Weźmy chociażby ostatni fascynujący eksperyment Lupy: spektakl "Factory 2" w Starym Teatrze. Prawie ośmiogodzinna wariacja na temat osób skupionych wokół Andy'ego Warhola. Nie wyobrażam sobie, by coś takiego mogło obecnie powstać w kinie. I to nie tylko polskim, ale nawet francuskim czy amerykańskim, tym (pozornie) niezależnym. Nikt by w coś takiego nie zainwestował. I nikt by nie chciał tego oglądać. Ja też nie. Tak się rozbestwiłem, że w kinie jestem w stanie wysiedzieć góra godzinę i czterdzieści minut. Teatr - zwłaszcza w wykonaniu Lupy - to co innego. To inny wymiar i inny stan skupienia. Do teatru to nawet inaczej się ubieramy. Jedni zakładają niedzielne koszule, drudzy wyzywające szale. Powtarzam truizmy, ale przecież w zetknięciu z żywą materią teatru te truizmy zmieniają się (fakt, nie zawsze) w doświadczenie i przeżycie. A ci, którzy przeżyją Lupę, niekoniecznie mają potem ochotę wracać do tzw. normalnych (prze)żyć. Pamiętajmy jednak o tym, że choć Warhol teatralizował życie swoje i swoich poddanych, to przede wszystkim zajmował się sztukami wizualnymi, więc także kinem. To on obalił konwencje, czy raczej zalał je magmą rzeczywistości. Bezwstydnie pokazał egzystencję z całą jej nudą, pustymi momentami wlokącymi się w nieskończoność, chaotycznym pulsowaniem emocji, poplątaną siecią napięć międzyludzkich. Zamiast usystematyzowanych, harmonijnych narracji rzucił na ekran opowieści ludzi fascynujących i żałosnych zarazem, odmieńców zawstydzonych sobą i z siebie dumnych, unaocznił ich kompleksy, rojenia, ułomności. Jeśli filmy Warhola są wciąż w nieodparty sposób nie do zniesienia, to dlatego, że życie jest nie do zniesienia. Zamykasz oczy, nie chcesz go widzieć, nie chcesz na nie patrzeć, ale ono trwa, a ty jesteś z nim związany relacją sado-maso.

Wtedy, w latach 60., twórczość Warhola była sensacją. Wtedy ludzie oglądali te jego filmy nie do oglądania. Ale wtedy w ogóle trzeszczało, pękało, znikały granice i stare, niewydolne narracje. Także w kinie. Przede wszystkim w kinie.

Kamera jest obecna w spektaklu Lupy. Prawa ręka Warhola Paul Morrissey rejestruje to, co się dzieje na scenie. Teatr spółkuje z filmem, tyle że bez perwersyjnego entuzjazmu lat 60. Bo, prawdę powiedziawszy, ta cyfrówka jest najbanalniejszym bohaterem "Factory". Kamerować to dzisiaj każdy głupi potrafi. Wyrzuciłbym ją na śmietnik i wrócił do bardziej bezpośrednich form komunikacji. Zwłaszcza że w spektaklu Lupy - przynajmniej w pierwszej części - trzeszczy czwarta ściana. Członki rwą się, by ją pokonać i razem z aktorami oddać się zbiorowej orgii (Fucktory), wpaść w trans lub jakoś jeszcze inaczej wziąć udział w tym eksperymencie. Niestety, wytresowana teatralna publiczność nie pozwoli sobie na taki gest. Nie dzisiaj. I nie w Krakowie, mieście papiesko-królewskim, gdzie pogrobowcom bohemy starcza odwagi na wypicie wódeczki. Ale chociaż jest potencja. Jest nadzieja, że kiedyś rampa pęknie. Że coś się stanie. W kinie tej nadziei już nie mam. Są różne trójwymiary i didżitale, ale co z tego, skoro myślowo i duchowo nie ma woli ani chęci przekraczania. Z żadnej i w żadną stronę. Poza wspomnianymi przez Lupę w wywiadzie nielicznymi reżyserami jak Chereau czy Van Sant, nie widzę twórców, którzy ryzykują, szukają, eksperymentują, przekraczają. Widownia zaś składa się dzisiaj w przytłaczającym stopniu z seryjnych jednostek czekających, aż im zblazowani, zmęczeni herosi odstawią kilka starych numerów. Współczesne kino i jego publiczność to też factory, lecz nie snów, nie ludzi, nawet nie sławy, a bardzo tanich reprodukcji, pod którymi Warhol pewnie by się nie podpisał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji