Artykuły

Prawo koniugacji

Pamiętam - marzec 2006 r., wystawa "Halina Wyrodek. Życie sceniczne, życie piwniczne..." w krakowskim Domu Pod Krzyżem Muzeum Historycznego... Ona źle wyglądająca, słaba, mimo to jakiś żart rzuciła. Ale potem znowu było lepiej - śpiewała, występowała; tylko peruki wskazywały kolejne etapy walki z chorobą - zmarłą wczoraj artystkę wspomina Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Nie zaśpiewa już nam Halina Wyrodek przejmującego hymnu "Ta nasza młodość", nie wzruszy "Koniugacją", nie stanie na estradzie, by zainscenizować "Szał" Podkowińskiego. Wczoraj zmarła. Miała 62 lata. Pokonała ją okrutna choroba.

Pamiętam - marzec 2006 r., wystawa "Halina Wyrodek. Życie sceniczne, życie piwniczne..." w krakowskim Domu Pod Krzyżem Muzeum Historycznego... Ona źle wyglądająca, słaba, mimo to jakiś żart rzuciła. Ale potem znowu było lepiej - śpiewała, występowała; tylko peruki wskazywały kolejne etapy walki z chorobą. I pamiętam nasze długie spotkanie sprzed półtora roku do cyklu i książki "Głowy piwniczne"; nawet parę koniaków wypiliśmy. Halina nigdy nie skrywała, że lubi alkohol. Pewnie, gdyby nie on, gdyby nie jej rogata dusza, więcej by zagrała w teatrze, więcej miała ról filmowych. A może byłoby wręcz przeciwnie...

Na pewno była bardzo zdolna - co potwierdziła dyplomem krakowskiej PWST z wynikiem "bardzo dobrym z wyróżnieniem", wieloma rolami i śpiewem. Było tych ról około pół setki - by przypomnieć Manię z Gombrowiczowskiego "Ślubu", Rozalię z "Szalonej lokomotywy" Witkacego (w Teatrze STU, w którym wystąpiła m.in. w "Wariacie i zakonnicy") czy Sonię z "Czwartkowych dam" Bellona - ale i tak wszystkie przesłoniły piosenki, w tym ta o młodości, "co z czasu kpi", o młodości, "co nie ustoi w miejscu zbyt długo...". Dał ją aktorce bodaj w 1980 r., oprawiwszy muzyką wiersz Tadeusza Śliwiaka, Zygmunt Konieczny.

Do Piwnicy, w której wcześniej nigdy nie była, trafiła w 1974 r. z Teatru im. J. Słowackiego, do którego zaangażował ją Bronisław Dąbrowski. Po ponad 20 latach rozstała się z teatrem i była głównie artystką piwniczną. Wielką artystką i niezgorszą skandalistką. "Ja bardzo lubię skandale" - powiedziała mi przekornie i szczerze. Podobnie szczerze nie skrywała, zwłaszcza po paru kieliszkach, kogo z koleżanek i kolegów nie lubi.

Jej zatargi, także z Piotrem Skrzyneckim, obrosły anegdotami. Prawdziwymi, jak Halina Wyrodek.

Kiedyś sama w wywiadzie nazwała swój charakterek chuligańskim; przy okazji wspomnianej książki nie chciała już tego przymiotnika przywoływać.

Piotr Skrzynecki tak wspominał: "...Halinka przybyła do nas z ówczesnym mężem, Marianem Dziędzielem. Była wtedy skromną i delikatną osobą, potem stała się taka intensywna i impulsywna. Ale to świetna artystka". Za tę impulsywność ceną było niezabieranie aktorki na niektóre wyjazdy zagraniczne i czasowe rozstanie z kabaretem.

W 1982 r. Andrzej Warchał uwieczniał "Tę naszą młodość" w filmie; też niewiele brakowało, by nie znalazła się w tym obrazie...

Ale te wszelkie epizody i zdarzenia nie zmieniały faktu najważniejszego - Halina Wyrodek była gwiazdą Piwnicy pod Baranami. Skupiającą uwagę kilkoma frazami, wywołującą wzruszenie. W kraju, wśród Polonii. To Andrzej Czeczot, tak obrazoburczy i zdawałoby się oskorupiony satyryk, zgłosił się w Nowym Jorku za kulisy z pretensjami: "Nienawidzę pani...! Bo mnie pani zmusiła do płaczu...".

Tak; żadna piwniczna pieśń nie miała w sobie takiej mocy wzruszania.

Taka była siła Haliny Wyrodek, takie pasma swej wrażliwości i kruchości przenosiła na nas, co, bywało, przypłacała w życiu demonami przybierającymi maski oschłości, szorstkości czy nawet wulgarności. Może dlatego tak wspaniale współodczuwała z Wiesławem Dymnym...?

"Mimo choroby wciąż mam wielką ochotę do życia i się nie daję" - mówiła mi w styczniu ubiegłego roku zgoła wojowniczo, gdy przyszło jej doświadczać słów swej dawnej "Ballady o żołnierzu i śmierci": "Odczep się kochanie /ja nie chcę razem z tobą być /odczep się kochanie /ja mam ochotę jeszcze żyć".

A teraz, w kilka godzin po telefonie, że Halina Wyrodek nie żyje, ja odmieniam w myślach wersy "Koniugacji" Poświatowskiej, które z tak dojmującym dramatyzmem śpiewała Halina: "ja minę /ty miniesz /on minie /mijamy - (...) a zawsze samotnie...".

Halinko, choć samotni, bez Ciebie, mamy Twoje piosenki... One zostały "nad nami /nad wodą /nad ziemią".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji