Artykuły

Edynburg recenzuje Polaków

Dziewięć polskich spektakli w najbardziej teatralnym mieście na świecie to nasz rekord. Czy za sukcesem frekwencyjnym idą jednak sukcesy artystyczne? Z jakim przyjęciem spotykają się polscy artyści w Edynburgu? - pyta Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Tegoroczny Edinburgh International Festival (8-31 sierpnia), jeden z najbardziej prestiżowych festiwali teatralnych na świecie, to dla promocji polskiej kultury wydarzenie bez precedensu. Jonathan Mills, po raz drugi sprawujący funkcję dyrektora, postanowił poświęcić EIF Polsce i innym nowym krajom Unii Europejskiej. Do Edynburga zaprosił więc aż trzy polskie spektakle: "Dybuka" Krzysztofa Warlikowskiego i ".48 Psyhosis" Grzegorza Jarzyny z TR Warszawa oraz operę "Król Roger" Karola Szymanowskiego w reżyserii Mariusza Trelińskiego (zrealizowanego we współpracy z Teatrem Maryjnym). Dodatkowo sześć polskich spektakli zakwalifikowało się do odbywającego się w tym samym czasie Edinburgh Fringe - największego na świecie przeglądu teatrów alternatywnych.

Teatr Provisorium i Kompania Teatr z Lublina, zwycięzcy Fringe'u sprzed lat, pokazały swoją sztandarową pozycję: "Do piachu" wg Różewicza. Białostocka Kompania Doomsday zawiozła "Baldanders", świetny spektakl lalkowy, wyróżniony m.in. w XIII Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Teatr Wiczy z Torunia wyruszył swoim słynnym dostawczym vanem, w którym dla 11-osobowej publiczności odgrywa "Emigrantów" Mrożka, zabierając jednocześnie wielką lalkę Marleny Dietrich do spektaklu "Złamane paznokcie" [na zdjęciu], o ostatnich latach życia gwiazdy.

Do Szkocji zjechały także przedstawienia o najbardziej międzynarodowym, uniwersalnym charakterze - bez słów. Teatr K3 z Białegostoku przedstawiał trzyosobowe widowisko "...etcetera...", a polski mim Ireneusz Krosny "Pantomimę do śmiechu".

Sześć z dziewięciu spektakli pokazano dzięki wsparciu Instytutu Adama Mickiewicza, w ramach przygotowań do Sezonu Polskiego w Wielkiej Brytanii 2009-10.

Najazd polskich artystów dostrzegły brytyjskie media. "The Guardian" przygotował na swojej stronie internetowej specjalny klip poświęcony wyłącznie naszej obecności na festiwalach. Oprócz zamieszczenia fragmentów spektakli oraz rozmów z Magdaleną Cielecką czy Martą Rau (Teatr K3), realizatorzy podkreślali, jak wielka jest społeczność polska w Wielkiej Brytanii i jakie znaczenie ma tam prezentacja polskiej sztuki.

Motyw naszej emigracji przewijał się także w recenzjach, które wcale nie były tak entuzjastyczne i bezkrytyczne, jak w poprzednich latach. Mark Fisher z "Guardiana" zarzucał Teatrowi Wiczy, że wystawiając "Emigrantów", pozostał przy problemach i realiach z lat 70., gdy powstawała sztuka Sławomira Mrożka. Artyści zarysowali konflikt inteligencji i klasy robotniczej, pokazali dramatyzm poszukiwania wolności, zupełnie pominęli natomiast temat współczesnej fali emigracji ekonomicznej.

Fisher chwalił aktorów za zdolności komediowe, zwłaszcza zaś za ich angielską wymowę a la Borat.

"Dybuk" - nasz pewniak na wszystkich festiwalach świata - wyjątkowo podzielił brytyjską prasę. "Guardian" przyznał mu jedynie dwie gwiazdki (mniej niż pantomimie Krosnego), krytykując - co raczej zaskakujące w przypadku mistycznej żydowskiej historii - brak klarowności i niejasne zwroty akcji, np. dlaczego Andrzej Chyra i Jacek Poniedziałek grający studentów jesziwy zaczynają bójkę w łaźni, a mnich z drugiej części spektaklu tłumaczy swoje przejście na buddyzm: "żydowski bóg nie umiał wytłumaczyć Treblinki". "Poza całym horrorem z ambicjami znaczenie tej prostej historii o duchach przepadło w tłumaczeniu" - pisze Andrew Dickson. Bardziej łaskawy był dla "Dybuka" "The Scotsman". Magdalena Cielecka zebrała pochwały za nadanie opętaniu Lei "przeszywających serce tonów XXI-wiecznych horrorów", a Chyra za mistrzowską grę. "Dzieło Krzysztofa Warlikowskiego (w jego własnej adaptacji) jest intensywne, tli się powoli, jest zanurzone w języku teologii i mistycyzmu, niezmiernie bogate i satysfakcjonujące" - zachęca Joyce McMillan.

Brytyjskim krytykom przypadły do gustu także "Baldanders" ("ciemne, gotyckie, głębokie przedstawienie Kompanii Doomsday może być zaskoczeniem dla tych, którzy uważają teatr lalek za dziecięca zabawę") i "Złamane paznokcie" (zachwyty nad Anną Skubik). Ireneusza Krosnego jednogłośnie uznano za bardzo utalentowanego mima, który jednak prezentuje mało odkrywcze i nazbyt długie skecze.

Polskie spektakle oceniane są ostro, bez taryfy ulgowej. W recenzjach czuć także wielkie oczekiwania, z jakimi krytycy podchodzili do każdego z naszych spektakli. Polska w Edynburgu to marka. Czy zdołamy ją utrzymać?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji