Artykuły

Serce zostało w Nowym Jorku

- Zrobiło na mnie wrażenie to, że na spektakl ["Krum"] przyszedł... Harvey Keitel. Gratulował nam, był autentycznie wzruszony. Mieszka na Brooklynie, wpadł do teatru po sąsiedzku, a ponieważ mu się spodobało, postanowił - jako kolega po fachu - zajrzeć do garderoby i podziękować - mówi REDBAD KLIJNSTRA, aktor Nowego Teatru w Warszawie.

Redbad Klijnstra, reżyser, aktor*: - Serce zostało w Nowym Jorku

Trafiłem tam...

jak śliwka w kompot. "Krum" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego został zaproszony na prestiżowy festiwal teatralny BAM - i pojechaliśmy. To był mój drugi pobyt w Nowym Jorku (wiele lat temu byliśmy tam ze szkołą teatralną na tzw. wymianie uczelni), ale pierwszy świadomy. Dopiero teraz poczułem NYC. Człowiek chodzi tu cały czas nabuzowany energią do działania! To podobno efekt usytuowania miasta na uskoku tektonicznym.

Nowy Jork na swój sposób przypomina mój rodzinny Amsterdam, tylko jakby w "wystrzałowym" wydaniu [śmiech]. Widać zresztą ślady pozostawione przez holenderskich przodków. Chodziłem szlakami Petera Stuyvesanta, jak i ja Fryzyjczyka, ostatniego holenderskiego administratora Nowego Amsterdamu. Np. słynna Wall Street to nic innego jak ulica Wałowa. Powstała na wale, który zapobiegliwy Stuyvesant kazał usypać. Skrót Holandii, NL, często tłumaczy się jako "no limits", a w Nowym Jorku mówi się "the sky is the limit". Wolę to drugie. Tu zjeżdżają się utalentowani ludzie z wszystkich dziedzin i próbują swych sił. I najbystrzejszy wygrywa! Nie ma etaciku, nie ma "dorobku". Albo masz coś do powiedzenia, albo do widzenia. Niestety, na własnej skórze nie odczułem tego klimatu aż tak - byliśmy otoczeni nieustającą opieką organizatorów BAM oraz Instytutu Polskiego. Natomiast zrobiło na mnie wrażenie to, że na spektakl przyszedł... Harvey Keitel. Gratulował nam, był autentycznie wzruszony. Mieszka na Brooklynie, wpadł do teatru po sąsiedzku, a ponieważ mu się spodobało, postanowił - jako kolega po fachu - zajrzeć do garderoby i podziękować. Takie coś może zdarzyć się tylko tutaj. Idziesz ulicą, a tu Woody Allen wychodzi z kawiarni...

W Nowym Jorku ludzie myślą pozytywnie. Masz pomysł - OK, natychmiast znajdzie się ktoś, kto w ciebie zainwestuje. Albo przynajmniej na tyle się w ten pomysł wczuje, że coś ciekawego ci doradzi. Scenografka Ola Maslik, którą tam poznałem, od razu zgodziła się zrobić ze mną sztukę na małej scenie w Krakowie, mimo iż za chwilę miała wystawę w Muzeum Guggenheima. Krótko mówiąc, tak się tam nakręciłem, że jeszcze dobry tydzień po powrocie żyłem na nowojorskiej energii. Potem, niestety, wszystko wróciło do normy, do naszego - ale-jak-ty-chcesz-to-zrobić - warszawskiego tempa.

Podoba mi się również, że w Nowym Jorku prawie wszyscy są emigrantami. Nie ma znaczenia, skąd jesteś. Bo jednak i w Polsce, w której mieszkam od kilkunastu lat, i w Holandii, w której się urodziłem i wychowałem, nie czuję się tak do końca "swój". Tu jestem bardziej Holendrem, tam Polakiem. A w Nowym Jorku byłem po prostu cudzoziemcem.

W podróż zawsze zabieram...

aparat fotograficzny i notes. Co fotografuję? Lubię obiekty i budowle, które zmieniły funkcję. Budka celnika na granicy, która już nie istnieje. Tory tramwajowe, które nagle się kończą na środku ulicy. Ogrodzony kawałek chodnika przed jakąś ambasadą, który zaczyna kwitnąć. Interesuje mnie to, w jaki sposób cierpliwa i nieustępliwa natura zawsze przejmuje władzę nad tym, co stworzył człowiek. Mam mnóstwo takich fotografii z podróży. Część z nich chciałbym pokazać na mojej stronie, która - mam nadzieję - już niedługo ruszy (Redbad.pl).

Ale był taki okres, kiedy w ogóle nie fotografowałem, tylko nagrywałem dźwięki z wakacji. Mam np. nagraną ulewną burzę w Ticino, wiedeńską kawiarnię i dzień królowej w Amsterdamie. Inaczej brzmi metro nowojorskie, inaczej paryskie. Polecam takie nagrania. Bardzo się miło przy nich zasypia [śmiech]. Za sprawą dźwięków wspomnienia z wakacji są o wiele barwniejsze. Wystarczy zamknąć oczy...

W notesie zapisywałem natomiast dziwne zdania, czasem oderwane słowa. To takie moje "słowne zdjęcia" z czasów, kiedy nie stać mnie było na aparat i w ten sposób starałem się zatrzymać obrazy z podróży. Taki zapis nikomu nic nie powie, a mnie przypomina konkretny smak, jakiś pejzaż z południa Francji czy plac w Sienie.

Niezwykłą przygodę przeżyłem...

w Kapadocji, spędzając noc w grocie pierwszych chrześcijan.

Miejsce, do którego nigdy nie wrócę...

to Berlin Wschodni jako Hauptstadt der DDR. Przejeżdżałem tamtędy z rodzicami, będąc dzieckiem. I pamiętam same przykrości, jakie spotykały nas ze strony celników, zwłaszcza rewizję. Wszyscy musieli wysiąść z pociągu, wagon został niemalże rozkręcony i przeszukany, pod pociąg wpuszczono psy. Było to poniżające.

Nie podobała mi się też Moskwa. Choć może miałem za mało czasu, by ją naprawdę poznać. Rosjanie mówią, że z Moskwą jak z Warszawą - trzeba ją sobie po swojemu ułożyć. I w Moskwie, i w Petersburgu, gdzie byliśmy z teatrem, irytowały mnie skrajności, kontrast pomiędzy biedą i bogactwem. Nie mogłem znieść tego, że bawię się na wystawnym bankiecie teatralnym, a za oknem widzę żebraków, których mijają limuzyny bez tablic rejestracyjnych. I nikogo to nie dziwi! Nie wyobrażam sobie, jak w takiej sytuacji można spokojnie zwiedzać Ermitaż?

Niebo w gębie poczułem...

w koreańskim Seulu. Jest tam mnóstwo maleńkich restauracyjek, które zajmują czasem nie więcej niż 3-4 m kw., a kuchnia działa np. w nieczynnej klatce schodowej jakiegoś domu. Podobało mi się, że już rankiem, kiedy szedłem na spacer, słychać było, jak siekają warzywa, które potem wpadały do bulionu. Lubię kuchnię Wschodu. Myślę, że prawdziwe niebo w gębie poczuję, kiedy w końcu uda mi się dotrzeć do Wietnamu czy Tajlandii.

Najwspanialszy hotel, w którym mieszkałem...

znajduje się na południu Francji. Jest skromny, niewielki, prowadzi go francuska rodzina, która dba o detale (stąd domowa atmosfera). Kiedy rano otwierałem okno, czułem wspaniały zapach lawendy. Znam też miejsce, w którym chciałbym spędzić noc poślubną - to uroczy apartament w Holandii urządzony na samej górze latarni morskiej otoczonej wodą.

Wkrótce będę w drodze do...

Grecji, Szkocji i na Wyspy Fryzyjskie.

Chciałbym wybrać się...

na Ukrainę. Myślę też o podróży na Syberię. A z moim ojcem planujemy wyprawę koleją transsyberyjską.

* Redbad Klijnstra urodził się w 1969 r. w Amsterdamie, syn Polki i Holendra. Zaraz po studiach w warszawskiej Akademii Teatralnej zagrał główną rolę w "Grach ulicznych" Krzysztofa Krauzego. Najważniejsze role teatralne stworzył w spektaklach Krzysztofa Warlikowskiego: seryjny morderca Roberto Zucco w sztuce Bernarda-Marie Koltesa, Ferdynand w "Burzy" Szekspira, Graham w "Oczyszczonych" Sarah Kane, Tugati w "Krumie" Hanocha Levina. Jako reżyser zwykle sięga po teksty współczesne, m.in. "Made in China" Marka O'Rowe'a, "Gry" Edny Mazyi, "111" Tomasza Mana, "Bliżej" Patricka Marbera. Telewidzom znany z seriali "Na dobre i na złe" i "Pitbull"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji