Artykuły

To nie są czasy na miłość

"Romeo i Julia" w reż. Janusza Józefowicza Teatru Studio Buffo w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Micalowa wersja "Romea i Julii" [na zdjęciu scena ze spektaklu] jest jak wydmuszka - efektowna, ale pusta w środku.

Przeprowadziłem kilkakrotnie bilans zalet i wad widowiska Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy i wychodzi mi wciąż ten sam wynik: wad jest w nim znacznie więcej.

Obaj twórcy chcieliby zapewne nawiązać do sukcesu swego "Metra", ale wiedzą, że proste powtórki są niemożliwe. Tamten musical przecierał nowe ścieżki w teatrze, ten - jest sprawnie zrobioną, komercyjną produkcją. "Metro" zrodziło się z zapału i wiary w sukces, ta premiera powstawała, nie licząc się z kosztami, bo i tak zapłacą sponsorzy.

Od strony widowiskowej jest na co popatrzeć, ale to typowy przerost formy nad treścią. Każda scena "Romea i Julii" ma swój gadżet: samochody oraz motocykle, prawdziwy pływający jacht i autentyczny deszcz, sztuczne ognie oraz podniebne akrobacje, walki wschodnie i breakdance. Nadmiar atrakcji nie wzbogaca jednak samego teatru, lecz go zubaża. Na tle inscenizacyjnych fajerwerków reżyserskie i choreograficzne pomysły Janusza Józefowicza prezentują się nieciekawie. Dynamicznie poprowadzona scena balu u Capulettich ze świetnym "Tangiem elity" Janusza Stokłosy w teatrze byłaby majstersztykiem. Tu dopiero dodanie kilkunastu kelnerów-wrotkarzy sprawia, że nabiera życia, bo przypomina stosowną do miejsca amerykańską rewię na lodzie.

Na dodatek w ogromnej hali Torwaru dialogi przemieniają się w słowne deklaracje. Znacznie lepiej prezentują się nastoletni odtwórcy tytułowych ról Zofia Nowakowska i Krzysztof Rymszewicz - bo przynajmniej zachowują się naturalnie. Zawodowcy, zwłaszcza Joanna Liszowska i Emilian Kamiński - wypadają jak amatorzy. Wyjątek, jakim jest Małgorzata Duda-Kozera świetna jako piastunka Marta - jedynie potwierdza regułę.

To ma być spektakl adresowany przede wszystkim do ludzi młodych. Jego twórcy chcą im powiedzieć coś ważnego: że dzisiaj, kiedy "to nie są czasy na wielką miłość", jak śpiewa jedna z postaci, prawdziwe uczucia są możliwe. Warto na nie czekać, a przede wszystkim - należy o nie walczyć. W halach widowiskowych, gdzie musical może być wystawiany, nie ma jednak warunków do rozmowy z widzem. Zamierzone przesłanie ginie przytłoczone nadmiarem trików, efektów, sztuczek i pomysłów. Jest perfekcyjnie, efektownie i ładnie, ale bezrefleksyjnie. Odrobiny zadumy nikt zresztą nie oczekuje, premierowa, nastoletnia publiczność śmiała się głośno, gdy Tybalt kopnął Mercutia w tyłek. Za chwilę wydarzy się tragedia, ale kto przejąłby się śmiercią człowieka? To przecież tylko show...

Może i dobrze, że młody widz nie ma warunków do wgłębiania się w sam tekst. Mogłoby się bowiem okazać, że warto skorzystać z pomocy narkotykowego dilera, w którego przemienił się ojciec Laurenty, by wymigać się od bezsensownych wymagań rodziców. Finałowa śmierć bohaterów wydaje się być bowiem bardziej efektem przypadku niż największą ofiarą, jaką można złożyć miłości. W sprawnych dialogach i banalnych piosenkach nie ma ducha Szekspirowskiej poezji, a zwłaszcza jego wiedzy o tym, co kryją dusze ludzkie.

Szekspira zresztą nikt nie wspomina. Na afiszach i w programach wśród licznego grona realizatorów, wykonawców i darczyńców, to nazwisko się nie pojawia. Cóż, dawno wygasły prawa autorskie, można więc bezpłatnie korzystać z jego bohaterów i wymyślonej przez niego akcji.

"Romeo i Julia". Libretto, choreografia i reżyseria Janusz Józefowicz, muzyka Janusz Stokłosa, teksty piosenek Jan Wermer, dialogi Bartosz Wierzbięta, scenografia Andrzej Woron, Marek Chowaniec, kostiumy Kikimora. Studio Buffo, premiera prasowa 5 listopada, Hala Torwar, Warszawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji