Artykuły

Romeo i suczki

"Romeo i Julia" w reż. Janusza Józefowicza Teatru Studio Buffo w Warszawie. Pisze Roman Pawłowski w stołecznym dodatku do Gazety Wyborczej.

Nowy musical Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy ma wszystko, czego oczekiwalibyśmy od popularnego teatru, a nawet więcej.

To w pierwszym rzędzie muzyka Stokłosy, która godzi współczesny gust i tradycyjną frazą musicalową. W partyturze "Romea i Julii" współgrają dramatyczne arie, rap, hard rock, a nawet chorał gregoriański. W pamięci pozostają wyraziste tematy, przede wszystkim duet młodych kochanków "Świetlista noc".

Inscenizacja, choć monumentalna, nie przytłacza przedstawienia, przeciwnie, nadaje znaczenie poszczególnym scenom. Spektakl nie toczy się od numeru do numeru, co było słabością "Metra", wszystko spaja wyraźna myśl reżyserska. Wreszcie są tu efekty, na które czeka publiczność: po scenie jeżdżą luksusowe auta i motory, aktorzy podczepieni na linach szybują w powietrzu, a pokazy walk kung-fu zapierają dech precyzją wykonania.

Gdyby jednak "Romeo i Julia" był jeszcze jednym komercyjnym przedsięwzięciem, które pod blichtrem skrywa pustkę intelektualną, nie warto byłoby poświęcać mu tyle uwagi. Jest inaczej: Józefowicz znów rozmawia z młodą publicznością o istotnych sprawach. W "Metrze" tym tematem był pęd młodych ludzi do kariery i pieniędzy. "Romeo i Julia" rozgrywa się w rzeczywistości, w której pieniądz stał się bogiem.

Zmianę widać w świetnej scenografii Andrzeja Worona przedstawiającej ruiny gotyckiej katedry przerobionej na nocny klub. Miarą upadku wartości jest sposób, w jaki zinterpretowano postać Ojca Laurentego. Zakonnik porzucił sutannę i został dilerem narkotykowym, kiedy młodzi proszą go, aby udzielił im ślubu, z trudnością przypomina sobie słowa ceremonii.

Jeszcze ostrzej reżyser potraktował rodzinę Julii. Kapuleti (Emilian Kamiński i Joanna Liszowska to karykatura dzisiejszych nowobogackich, którzy cynizmem zarażają córkę. Świat dorosłych odbija się w świecie dzieci, które oddają się zabawie i narkotykom. Miłosna historia staje się w rękach Józefowicza opowieścią o śmierci ideałów przeliczonych na pieniądze. Miejsca na miłość tu nie ma.

Niedosyt pozostawia aktorstwo. Zofia Nowakowska i Krzysztof Rymszewicz, którzy zagrali w premierowym przedstawieniu, okazali się lepszymi wokalistami niż aktorami, z trudnością odnajdują się na wielkiej scenie Torwaru, i nie było to tylko zagubienie młodych bohaterów. Jedynie Nowakowskiej udało się pokazać coś więcej niż młodzieńczą nieśmiałość: jej Julia buntuje się przeciw rodzicom i dojrzewa, podczas gdy Romeo pozostaje do końca dzieckiem. Uwagę przyciąga Małgorzata Duda-Kozera w brawurowej roli Piastunki - emigrantki ze Wschodu - i Jakub Szydłowski, który w postaci napalonego marihuaną byłego zakonnika odnajduje promień świętości.

Najbardziej jednak brakowało na Torwarze Szekspira. Autor dialogów Bartosz Wierzbięta z poczuciem humoru przełożył renesansowy język szekspirowski na dzisiejszą gwarę młodzieży, zamiast panów i panien w Weronie żyją "łosie", "suczki" i "łachy". Ale przy okazji wykastrowano poezję, której brakuje także w tekstach piosenek Jana Wermera. Metafory takie jak "noc, czysta jak łza" czy "nadziei znak, jak zorzy blask" nie wytrzymują konfrontacji z oryginałem.

Na zdjęciu scena z "Romea i Julii".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji