Artykuły

Gdańsk-Łódź. Kręcą musical Tymona Tymańskiego

Grzegorz Halama został menedżerem zespołu Tranzystory, a Robert Brylewski jest kierowcą busa, którym grupa jeździ na koncerty. Na szczęście nie jest to prawda, tylko filmowa fikcja powstającego obrazu "Polskie gówno" o polskim szołbiznesie.

Zdjęcia do musicalu zaczęły się w weekend w Gdańsku, skąd pochodzą Tranzystory. Zespół, którego liderem jest Tymon Tymański pod czujnym okiem kilku kamer (reżyseruje Grzegorz Jankowski) podróżuje busem po Polsce.

We wtorek późnym wieczorem ekipa dotarła do Łodzi. Mieli grać w Kaliskiej, ale koncert odwołano, bo nikt nie przyszedł. W tej sytuacji bywalec pubu - muzyk Jacek Bieleński zaprosił Tranzystory na domowy koncert do swojego mieszkania. Kilkoma telefonami zgromadził kilkunastoosobową publiczność. No i grupa rozstawiła wzmacniacze oraz perkusję w największym pokoju. Zagrali za pieniądze zebrane do kapelusza. Oczywiście całe zdarzenie zostało wyreżyserowane, ale większość scenariusza zawiera prawdziwe obserwacje z koncertowego życia Tymona i kolegów.

Tranzystory są sfrustrowane ciągłym brakiem popularności i uznania dziennikarzy. Pod koniec filmu mają się nawet rozwiązać, ale pojawia się jeszcze jedna szansa na szersze zaistnienie - konkurs na piosenkę otwierającą mistrzostwa Euro 2012. Czy wygrają ten casting do sławy? Okaże się na ekranach kin dopiero w przyszłym roku.

Film ma być gotowy na przyszłoroczny festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, a potem trafić do dystrybucji kinowej.

Rozmowa z Tymonem Tymańskim [na zdjęciu]:

Krzysztof Kowalewicz: Już w 2003 r. Sylwester Latkowski pokazał, jak funkcjonuje nasza branża realizując dokument "Nakręceni, czyli szołbiznes po polsku". Wasz film będzie jeszcze bardziej kontrowersyjny?

Tymon Tymański: - Obrazy Latkowskiego przesycone są goryczą i cynizmem. Nie chciałbym, żeby nasza produkcja była aż tak ciężka. Chciałbym jednak zachować równowagę elementów komicznych i dramatycznych. Nasze kino przeważnie u widza poczucie goryczy i beznadziei. My nie chcemy ludzi totalnie dołować. Oczywiście film jednym będzie się podobał, inni się na nas obrażą albo w ogóle niewiele zrozumieją. Na to nic nie poradzimy. Dla nas najważniejsze jest pokazanie prawdy. Ten film kipi od naszych prywatnych doświadczeń i przeżyć z 20 lat podróżowania busem po dziurawych drogach na trasie Gdańsk-Bolesławiec, Gdańsk-Sanok, Gdańsk-Augustów... Ile życia minęło mi w busie. Teraz wszyscy będą mogli poczuć ten klimat mizerii i wygnania, męskich rozmów w klaustrofobicznej atmosferze o kobietach, alkoholu, sztuce, Jamesie Joyce, Franzu Kafce, wystawach w Zachęcie, jak i debecie na koncie bankowym.

Czy kamera nie powinna raczej towarzyszyć młodemu zespołowi, a nie Tymonowi, który ma już pozycję na rynku i tłumy fanów?

- Młody zespół jedzie na koncert. Raz gra dla 5 osób, dzień później dla 15. Uważa, że tak musi być na początku. Ci muzycy są idealistami. Po prostu kochają grać. My również, tylko na naszych twarzach widać już gniew i rozpacz, a we fryzurach przebłyskuje siwizna. W radiu królują miałkie kawałki. Mało kogo interesują nasze ambitnie, trudne rzeczy. Dlatego w filmie pojawia się wokalistka Trzoda (Doda - wyj. kk) i popowa gwiazda Zombie (chodzi o Kombii - wyj. kk), wykonawcy mający swoich odpowiedników w naszej branży. Jesteśmy sfrustrowani z jeszcze jednego powodu. Egzystujemy w jakimś akwarium. Mamy swoją niszę. Na nasze koncerty przychodzi po sto, dwieście osób. Jednak chętnie pojechalibyśmy na jakiś festiwal do Francji czy Portugalii, a tak mamy poczucie, że ciągle odbijamy się od ściany. Jesteśmy w Unii, ale to niczego nie ułatwiło polskim muzykom. Dusimy się i umieramy. Nam już się nie uda wyrwać, ale może młodszy kapelom tak. Oczywiście wrócą do tego polskiego gówienka, bo takie jest ich przeznaczenie, ale przynajmniej poczują, poznają inny lepszy świat.

Ten film coś zmieni w układzie sił polskiej branży?

- Bardzo byśmy tego chcieli. Kręcimy za swoje prywatne pieniądze. Żadnego product placementu. Robimy, co chcemy. Cała branża może nam skoczyć. Oczywiście mamy świadomość, że stoimy na straconej pozycji. Po prostu ludzkie upodobania są mało wyszukane. Odbiorcy kultury wybierają łatwe rzeczy, które nie wymagają ani osłuchania ani wiedzy. Niestety takie podejście spowodowały media. Dlaczego wartościowe programy kulturalne nadawane są późno? Przecież w Polsce nie mieszkają tylko debile.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji