Artykuły

Do teatru jak na szychtę

- Do aktorstwa przeniósł nawyki regionalne, bo uznał, że to praca jak każda. Chodzi do teatru jak na szychtę do kopalni. Robi swoje i wraca do domu. Zawsze daje z siebie tyle, ile od niego żądają. Nie ma fałszywych ambicji i potrzeby udawania - o FRANCISZKU PIECZCE mówi Kazimierz Kutz.

Znaczona świetnymi rolami kariera Franciszka Pieczki trwa już ponad 50 lat, a mimo to niełatwo opisać jego aktorstwo. Teraz zobaczymy artystę w "Słonecznych chłopcach" [na zdjęciu] Simona w warszawskim Teatrze Powszechnym. Premiera 19 września.

A może Pieczka nieprzypadkowo pozostaje w cieniu? "Aktor jest chyba ciekawszy dla widzów, gdy go aż tak dobrze nie znają" - uważa. I sprawia, że nawet koledzy ze sceny mają problem ze stworzeniem jego portretu. - Nie stroni od towarzystwa, ale niechętnie przyłącza się do grupy. Sprawia wrażenie obserwatora, który uważnie patrzy z boku. Jest osobny - mówi Janusz Gajos. Ewa Dałkowska dodaje: - Franek Pieczka nie wygląda na aktora, ale na solidnego, zasadniczego, trochę sztywnego ojca rodziny. Takiemu nie w głowie żadne wygłupy; nie przenosi aktorskiej pozy do prawdziwego życia. Dlatego widza ogarnia zdumienie, kiedy Franek na scenie czy w filmie pokazuje najszerszą paletę plastyczności aktorskiej i cudowne poczucie humoru. Może zagrać wszystko. Mógłby wiarygodnie wcielić się w każdego amanta i żałuję, że żadnemu reżyserowi nie przyszło to do głowy.

W Teatrze Powszechnym Franciszek Pieczka zagra ze Zbigniewem Zapasiewiczem w "Słonecznych chłopcach" Neila Simona, współczesnym amerykańskim komediodramacie autora chętnie porównywanego do Woodyogo Allena.

- Między naszymi bohaterami: Willym i Alem, parą starych bezrobotnych aktorów, istnieje głęboka więź zawodowa i emocjonalna. Obaj panowie pozornie się nienawidzą, ale w rzeczywistości bardzo się kochają i nie potrafią bez siebie żyć

- opowiada Zapasiewicz. Dwa lata temu obaj wystąpili razem w "Johnie Gabrielu Borkmanie" Henrika Ibsena. Grali parę zdziwaczałych życiowych bankrutów, którzy spotykali się w celu podtrzymywania snów o przeszłej mitycznej potędze. Ale Foldala Pieczki różniło od zgorzkniałego i ponurego Borkmana Zapasiewicza jasne spojrzenie na świat i na własne nie-

udane życie. Pogodna aura rozświetla wielu bohaterów Pieczki, aktor obdarza ciepłem balansujących między światem realnym a marzeniami lub chorobą dziwnych i śmiesznych "innych", bo w takich rolach najczęściej jest obsadzany. Ta inność jest znakiem szczególnym w biografii artystycznej Franciszka Pieczki, buduje jego legendę. Już u progu kariery aktor zagrał Lennie'ego Smalla w "Myszach i ludziach" Johna Steinbecka w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie (1956), upośledzonego umysłowo "ogromnego mężczyznę o bezkształtnej twarzy, wielkich bladych oczach i szerokich, opadających ramionach". Potem stworzył w teatrze co najmniej dwie wybitne role outsiderów: tytułowego Woyzecka z dramatu Buchnera w głośnej inscenizacji Konrada Swinarskiego w krakowskim Starym Teatrze (1966) i indiańskiego Wodza Bromdena w "Locie nad kukułczym gniazdem" Keseya w reżyserii Zygmunta Hubnera w Teatrze Powszechnym w Warszawie (1977). Najgłośniejszym z filmowych odmieńców Pieczki był tytułowy bohater "Zywotu Mateusza" (1968) Witolda Leszczyńskiego. Nadwrażliwy Matis, umiejscowiony na obrzeżach kultury i społeczeństwa, blisko związany z naturą i ukochanymi ptakami, ponosił klęskę za swoje nieprzystosowanie. W oglądanym po latach filmie uderza oszczędność środków aktorskich Pieczki i piękny paradoks: aktor nie uzewnętrznia kłębiących się w nim emocji i chociaż dramat bohatera jest głęboko ukryty, Matis pozostaje żywym do bólu, gorącym człowiekiem. Blisko ćwierć wieku po tamtej premierze Franciszek Pieczka stał się ikoną filmowego świata Jana Jakuba Kolskiego, nie tak znowu odległego od wizji Leszczyńskiego. Krytyka ukuje dla niego nazwę "Jańcioland" - od tytułowego "Jańcia Wodnika" (1993), postaci granej przez Pieczkę. W "Jańciolandzie", miejscu osobnym i niezwykłym, rytm życia i śmierci regulują prawa przyrody, a chłopi są blisko świata magicznego, jak Jańcio, który ma władzę nad wodą i może uzdrawiać ludzi. - Rodzaj aktorstwa, jakie on uprawia, nazywam natchnionym, czyli takim, w którym warsztat jest rzeczą drugorzędną, a istotne są emocje, wewnętrzne rozwibrowanie - mówi o aktorze Jan Jakub Kolski. Janusz Gajos zaznacza:

- Wiedza o warsztacie zawodowym powinna być w aktorze zakodowana w ten sposób, żeby stała się częścią jego podświadomości. Świadomy aktor zajmuje się problemami i prawdą postaci, będąc pewnym, że warsztat sam upomni się o swoje prawa. W tym sensie Franek jest i nie jest artystą naiwnym, ponieważ nigdy nie przestaje myśleć jako aktor. Franek w aktorstwie dużo czerpie z siebie: ze swojego temperamentu, z racjonalnego podejścia do świata. Pochodzi przecież z twardej górniczej rodziny, i to ma pewnie niemały wpływ na jego postrzeganie rzeczywistości.

Śląski rodowód aktora niewątpliwie znajduje odbicie w jego twórczości. - Ślązakiem pozostanę na zawsze i na zawsze zapamiętam widok z okna w moim rodzinnym Godowie położonym między Wodzisławiem Śląskim a Cieszynem - zarzeka się Franciszek Pieczka. - Dorastałem na pograniczu kultur: niemieckiej, polskiej, czeskiej. Moja matka jest Polką z czeskiej strony. Do Raciborza, gdzie przed wojną biegła granica, było od nas zaledwie 20 kilometrów. Czterech braci mojego ojca zginęło podczas I wojny, walcząc w armii Kajzera. Ojciec był powstańcem śląskim, a jego rodzony brat walczył po przeciwnej stronie. Zawikłane życiorysy ludzi wywodzących się z małych społeczności, mniejszości etnicznych i religijnych, przedstawiał Pieczka w rolach filmowych, które należą już dziś do klasyki: Sierszy w "Perle w koronie" Kazimierza Kutza (1972), nuwory-szowskiego niemieckiego fabrykanta w "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy (1975) czy filozofującego żydowskiego karczmarza Taga w "Austerii" Jerzego Kawalerowicza (1982). - Do aktorstwa przeniósł nawyki regionalne, bo uznał, że to praca jak każda. Chodzi do teatru jak na szychtę do kopalni. Robi swoje i wraca do domu. Zawsze daje z siebie tyle, ile od niego żądają. Nie ma fałszywych ambicji i potrzeby udawania - opisuje aktora krajan Kazimierz Kutz ("Klapsy i ścinki. Mój alfabet filmowy i nie tylko". Kraków 1999). Zbigniew Zapasiewicz podkreśla: - To jest zawód niepoważny, dlatego powinien być traktowany z najwyższą odpowiedzialnością, która nie wyklucza poczucia humoru. W przeciwnym wypadku człowiek marnuje życie. Franek swojego życia nie zmarnował.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji