Artykuły

Legenda "boskiej Sary"

"Uwielbiam przyjmować gości, nie znoszę odwiedzać innych. Uwielbiam otrzymywać listy, czytać je, komento­wać, nienawidzę pisać listów. Niena­widzę uczęszczanych promenad, uwielbiam drogi opustoszałe, zakątki odludne. Uwielbiam dawać rady, nie znoszą przyjmowć rad i nigdy od razu nie stosuję się do rozsądnej rady".

TE ZDANIA z pamiętników Henriette Rosine Bernard, znanej jako "boska Sarah Bernhardt" wyrażają jej osobo­wość pełniej może niż wszelkie opisy. Była wielką aktorką, jedną z najwybit­niejszych postaci w historii teatru, ubó­stwianą i lżoną, porywającą i dziwaczną, której pozasceniczne życie oparte było na tych dwóch biegunowych odczuciach: "uwielbiam" i "nienawidzę". Uwielbiano ją za role w "Adriannie Lecouvreur", "Fedrze", "Hernanim", "Damie Kameliowej" gdzie czarowała widzów swym "złotym głosem" i nieporównanym dra­matyzmem gestu, podziwiano jej patrio­tyzm podczas wojny francusko-pruskiej, wyśmiewano szczupłość figury i ekscen­tryczne pomysły: spanie w trumnie, wy­cieczki balonem, wyprawy do wodospadu Niagara, nie znoszono za wybuchy furii i histerię, niekontrolowane reakcje, jak­że dalekie do kanonów obowiązującego savoir-vivre'u. W legendzie Sary było zawsze coś dwuznacznego, nawet w naj­większych uniesieniach publiczności i krytyki pobrzmiewało owe "mimo wszy­stko" - młodzieńcza dewiza Bernhardt, która w latach późniejszych stała się dra­matycznym wyrazem jej witalności i wewnętrznego hartu.

Mit boskiej Sary, mit teatralnej gwiaz­dy nie wziął się z powietrza. Złożyły się nań ekscentryczne wyskoki i nieporów­nana umiejętność robienia sobie reklamy. Ale czymże byłoby to wszystko bez jej ogromnego talentu, bez owej aktorskiej niepowtarzalności, która - sama w so­bie - starczała na stworzenie legendy?

NIE OD DZIŚ wiadomo, że biografie lu­dzi wielkich czy wybitnych zawsze cieszą się zainteresowaniem ich współcze­snych czy potomnych. Toteż pomysł Johna Murrella - kanadyjskiego pisarza, aktora i reżysera, który zdecydował się sfabularyzować życie Sary Bernhardt, jest tylko, zdyskontowaniem tej prostej prawdy.

Murrel wybrał przy tym w swoim "Wspomnieniu" drogę tyleż trudną co efektowną - zdecydował się ukazać losy aktorki w ostatnich miesiącach jej ży­cia, w okresie, gdy wzięła ona już roz­brat ze sceną, gdy przestała czarować urodą i głosem. Bohaterką jego sztuki jest więc stara kobieta z drewnianą nogą, ko­bieta, której los zabrał prawie wszystko, co było kiedyś jej udziałem - miłość i podziw koronowanych głów i zwykłych śmiertelników, sławę i urok. Samotna i chora Sara rozgrywa swą ostatnią ży­ciową rolę przed jedynym widzem, jaki jej pozostał - spisującym jej wspomnie­nia sekretarzem Georgem Pitou. I roz­grywa ją po mistrzowsku - roztaczając całą świetność swej indywidualności - od ekstrawagancji, póz i kaprysów, aż po epatowanie własną słabością i nieszczęściem.

EFEKTOWNY to pomysł teatralny, sztuka napisana z wyczuciem aktor­skiego zawodu, po prostu - koncert na jedną strunę, kameralny dramat, które­mu powodzenie zapewnić mogą wyłącz­nie aktorzy. I tak też potraktowano "Wspomnienie" Murrella w toruńskim teatrze. Reżyser Marek Wilewski, poza zrozumieniem prostej prawdy, iż forsowanie inwencji inscenizatorskiej by­łoby tu nie na miejscu, niczym szczegól­nym nie zabłysnął. Zaproponował bardzo prosty układ sytuacji, opatrzył całość wątpliwymi efektami dźwiękowymi, sku­piając uwagę, - i słusznie - wyłącznie

na zestrojeniu gry dwojga aktorów - Grażyny Korsakow (Sara Bernhardt) i Jerzego Glińskiego (George Pitou). Reszta - zależała od odtwórczyni głów­nej roli. Gdyby bowiem nastąpiła we "Wspomnieniu" jakakolwiek pomyłka obsadowa, sztuka musiałaby zejść ze sceny tuż po premierze. Bo choć tworzywo li­terackie jest tu dość efektowne (wyją­wszy może nieco pretensjonalną pointę), to jednak egzystuje ono w pełni dopiero poprzez kreację aktorki.

Grażyna Korsakow zagrała rolę Sary brawurowo, wypracowując charaktery­styczną dla swej bohaterki linię psycho­logiczną, wyrażającą się afirmacją wital­nych sił kobiety przeciwstawiającej się wszelkim tragediom. Sara Grażyny Kor­sakow jest nadal wielka artystką, chociaż pole jej oddziaływania skurczyło się do czterech ścian pokoju i fotela na tarasie. Jest na przemian kokieteryjna i władcza, uparta i uległa, doskonale ope­ruje całą gamą kobiecych (i aktorskich) sztuczek, góruje, nad swym partnerem siłą intelektu i woli. Grażyna Korsakow nadaje tym różnorodnym, żonglersko zmienianym nastrojom istotną wiarygod­ność, ma równą siłę w scenach lirycz­nych i dramatycznych, potrafi być złośli­wa i wulgarna, a w następnym momencie - przejmująca (opowieść o wypadku, w którym Sara straciła nogę). Nie boi się nawet efektów z pozoru nieestetycz­nych (choćby świetnie zagrana scena flir­tu; z Oscarem Wilde na plaży), jeśli słu­żą one podkreśleniu charakteru i sytuacji bohaterki - wydobyciu tego magicz­nego uroku, działającego "mimo wszyst­ko"; mimo wieku, drewnianej nogi, świadomości zbliżającej się śmierci. Pięk­na to i bardzo preeyzyjnie skonstruowa­na rola.

Grażynie Korsakow partneruje Jerzy Gliński - najlepszy w scenach komedio­wych, słabszy jakby tam, gdzie rola wy­maga od niego dramatycznego efektu. Ale wynika to po trosze także z pomysłu literackiego. Bo Pitou - w tekście i na scenie - jest tylko partnerem "boskiej Sary", tłem dla jej ostatniej wielkiej - tym razem już życiowej - roli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji