Artykuły

Ten dziwny owoc gorzki ma smak

Przedstawienie mądre i przejmujące, zagrane z ogromną precyzją. Pełne emocji, ale bez taniego efekciarstwa i melodramatyczności - o spektaklu "Lady Day" w reż. Natalii Babińskiej w Teatrze Rozrywki w Chorzowie pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Billie Holiday - gwiazda amerykańskiej wokalistyki jazzowej, w znaczący sposób wpłynęła także na muzykę popową. Wprowadziła zmiany w traktowaniu brzmienia i tempa, spopularyzowała emocjonalne, bardzo intymne podejście do śpiewu, przez co w historii amerykańskiej muzyki zajmuje to samo miejsce, co Ella Fitzgerald.

Z tą legendą postanowiła się zmierzyć Anna Sroka, posiadająca równie intrygującą barwę głosu, co Holiday. Zauroczona tekstem Laniego Robertsona namówiła do współpracy reżyserkę Natalię Babińską, kompozytora Włodzimierza Nahornego (tutaj w roli akompaniatora i aktora) oraz Dariusza Miłkowskiego, który przyjął spektakl w gościnne progi Małej Sceny Teatru Rozrywki. Z tej współpracy powstało przedstawienie "Lady Day" - muzyczny monodram o ostatnich latach z życia wielkiej gwiazdy jazzu.

W scenerii małego klubu w Filadelfii poznajemy Lady Day, która w niczym nie przypomina Billie Holiday z czasów największej świetności. Przygarbiona postać w kapciach, rozciągniętych spodniach (przypominających piżamę) i zwykłym swetrze wkracza na scenę drobniutki kroczkami, co chwila szukając oparcia, czy to w ścianie czy w statywie mikrofonu. Ta przypominająca staruszkę postać, ma zaledwie czterdzieści kilka lat, ale pozostał jej już tylko rok życia. Długoletnie uzależnienie od narkotyków i alkoholu, mało higieniczny tryb życia - odciskają piętno na jej ciele, głosie, a wreszcie doprowadzą do smutnego końca. Jednak zanim to się stanie, poznamy historię Billie. Nie będzie to historia gwiazdy estrady, ale opowieść o losach czarnoskórej kobiety, której życie nie oszczędzało.

Sroka i Babińska pokazują Holiday od strony jej najczarniejszych doświadczeń: biedy, gwałtu w wieku jedenastu lat, pracy w burdelu, skłonności do wybierania niewłaściwych mężczyzn, uzależnienia od narkotyków i alkoholu i wynikających z tego konfliktów z prawem. Przede wszystkim jednak obcujemy z kobietą, która na każdym kroku spotyka się z dotkliwymi przejawami rasizmu amerykańskiego społeczeństwa, czasami doprowadzonymi do granic absurdu, jak niemożność skorzystania z toalety.

Anna Sroka nie tylko skupia na sobie uwagę widzów przez cały czas trwania spektaklu, ale także nieustannie generuje emocje. Z jednej strony za pomocą piosenek Holiday - połączenie przejmujących tekstów w tłumaczeniu Wiesławy Sujkowskiej i niepowtarzalnego wokalu Sroki, niejednokrotnie wywołuje ciarki na plecach. Z drugiej strony - aktorska interpretacja Sroki chwyta za gardło, powodując wzruszenie. Aktorka doskonale dozuje poziom intensywności przeżyć - zaczyna delikatnie od zwierzeń zapomnianej gwiazdy, by skończyć jako kobieta głęboko nieszczęśliwa, której nie udało się zdobyć jedynego, czego w życiu tak naprawdę pragnęła - małego domku i gromadki dzieci. Sroka osiąga mistrzostwo w bezpośrednim kontakcie z publicznością, kiedy siada pomiędzy widzami, by zwierzyć się z największych upokorzeń, jakich w życiu doznała. Wyśpiewana między widzami piosenka "Strange fruit" na długo pozostaje w pamięci, a jej refren chyba najlepiej oddaje historię życia Billie Holiday - "ten dziwny owoc gorzki smak ma".

"Lady Day" to przedstawienie równie niezwykłe jak losy jego bohaterki. To przedstawienie mądre i przejmujące, zagrane z ogromną precyzją. Pełne emocji, ale bez taniego efekciarstwa i melodramatyczności. To przedstawienie, w którym opowiadana historia i fascynująca muzyka wzajemnie się inspirują i uzupełniają. Takiego teatru chcę!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji