Artykuły

Życie na gorąco

Podczas tegorocznej Talii śmiechu z życia, czyli życia, uczyć nas będą dramaturdzy z Rosji i Ukrainy, a materiału do pisania dostarczą mieszkańcy miasta i uczestnicy Festiwalu. Pomyślałem: Tarnów na fali - felieton byłego dyrektora Teatru im. Solskiego w Tarnowie Wojciecha Markiewicza.

W Tarnowie trwa XVI edycja Światowego Forum Mediów Polonijnych, dla których polskie realia stanowić mają wdzięczny i chwytliwy temat, więc nie wypada nie być. Z drugiej strony XII Talia z zabawą - konkursem dramaturgicznym tuż za progiem, więc wypada być. Teatr goni codzienność. Co z tego zostanie na życie "tu", czyli dla tych, którzy zdecydowali się zostać - zobaczymy. Na razie górą dziennikarze, bo dla nich tytułowy motyw może być na pewno hasłem przewodnim. Pamiętają Państwo zapewne serial - samograj pod tym tytułem.

A w Warszawie znany dramaturg Tadeusz Sło-bodzianek, po latach prowadzenia w stolicy Laboratorium Dramatu, zakłada pierwszą w Polsce szkołę dla przyszłych dramatopisarzy. Wśród różnych niepoważnych profesji autor dramatyczny brzmi bardzo abstrakcyjnie, choć jest zapewne jakimś echem amerykańskiego "creative writing", co oddaje ich skłonność do perfekcjonizmu i w tej dziedzinie. W Warszawie uczyć pisania będą twórcy przeróżnych profesji: pisarz Janusz Głowacki (był w Tarnowie w 2007 roku), reżyser, aktualnie dyrektor Teatru Ateneum w Warszawie Izabela Cywińska (była jurorem VI Talii w 2002 roku), scenograf Teatru Narodowego Jerzy Juk-Kowarski, aktor Zdzisław Wardejn (nadal gra w Tarnowie), reportażysta Marek Miller (autor legendarnego reportażu z czasów Solidarności "Kto tu wpuścił dziennikarzy") i wreszcie krytyk teatralny Gazety Wyborczej Roman Pawłowski.

Mnie męczy pytanie, skąd i dlaczego u nas nauczyciele-dramaturdzy Rosjanie i Ukraińcy?

Pewnie dlatego, że ostatnimi laty teatr lubi ostre i gorące tematy, a u nich stale wrze życie, w swojej prawdzie rozgrzane do czerwoności, a "życie na gorąco" to poniekąd nasza specjalność. Jak wypada to potem w kreatywnym pisaniu? Przejrzałem plon konkursu dramaturgicznego zorganizowanego podczas X Talii. Jury przewodniczył wówczas (2006 rok) wybitny reżyser teatralny, telewizyjny i filmowy, autor bajek dla dzieci, prozy satyrycznej i oczywiście dramatów Maciej Wojtyszko. Trzy nagrodzone wówczas teksty ("5/ M" Pawła Bitki, ze wspaniale zarysowaną bohaterką Gizelą, amatorką wysokiego obcasa; "Mąż umarł, ale już mi lepiej" Witolda Ślusarskiego - farsą z telewizją jako bohaterką i kościelnym morałem oraz "Ciao amore" Lucyny Mielczarek, ze znaczącym, wszystko mówiącym tytułem) dzieją się gdzieś w Polsce, a jeden nawet w Tarnowie. Wszystkie grzeszą wielosłowiem, atrakcyjnymi monologami, nierzadko oracjami.

Pokutuje najczęstszy grzech dramatopisarza: chęć zamknięcia wszystkiego w słowach, brak "słuchu" na rzeczywistość, wyczucia nastroju i odmienności. Jaki stąd wniosek? Zęby pisać, trzeba być w Polsce B albo przynajmniej mieć wyobrażenie, jak tam jest. A przed rozpoczęciem "dyktanda" z rzeczywistości z pokorą dźwigać swój "tobołek" wędrowca na plecach i pamiętać o korzeniach - skąd się jest.

PS. Ostatnia rada dla dramaturgów nie jest moja. Jej autorem jest Ludwik Flaszen, literacki i dramaturgiczny doradca, guru Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Powiedział te słowa podczas ćwiczeń z teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w połowie lat siedemdziesiątych, gdzie jako studenci wespół z Tadeuszem Słobodziankiem zapisywaliśmy, co robić, żeby zostać sławnym dramaturgiem, albo choć reżyserem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji