Artykuły

Wykorzenienie

"Anioły w Ameryce" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w TR Warszawa. Pisze Tomasz Cyz w Zeszytach Literackich.

Prawie sześciogodzinne "Anioły w Ameryce" Krzysztofa Warlikowskiego również naznacza temat AIDS. Choroba i umieranie. Miłość i rozpad, bliskość, oddalenie i odradzanie. Homoseksualizm i obcość. Wykorzenienie.

Już pierwsza scena jest wymowna. Mocna. Na fotelach umieszczonych z przodu sceny, tyłem do widowni, siadają pierwsi aktorzy (Tomasz Tyndyk - grający chorego na AIDS Priora; Jacek Poniedziałek - wcielający się w postać Louisa, kochanka Priora; Andrzej Chyra - fantastycznie rozgrywający partię Roya Cohna, prawnika-demiurga; Rafał Maćkowiak - zniewieściały Mister Sciemniacz, anioł-diabeł stróż).

Patrzą na widownię, zaczepnie; bezpośrednio. Gasną światła. Na ekranie umieszczonym na tylnej ścianie dedykacja. "Adasiowi Falkiewiczowi... naszemu Śpiewającemu Aniołowi...". I zdjęcie. Adam Falkiewicz był (jak to brzmi!) fantastycznie zapowiadającym się kompozytorem, którego pierwsze utwory (choćby Counterpoint Seven, Canto to Ezra Pound) wyrywały z obojętności, przewiercały duszę. Adam Falkiewicz napisał (i wykonywał live) songi do spektaklu Anioły w Ameryce (jakby w stylu Antony'ego, nieśmiało, lękliwie, w ukryciu). Adam był nosicielem wirusa HIV, był homoseksualistą. Rok temu popełnił samobójstwo. Życie dopisało teatrowi najtragiczniejszą pointę. (Może tu właśnie, w tej bolesnej, piekącej szczelinie, rodzi się nieskazitelne piękno teatru Warlikowskiego, którą aktorzy - wszyscy wspaniali, bez cienia fałszu, do bólu prawdziwi - i stali współpracownicy reżysera - scenografka Małgorzata Szczęśniak, kompozytor Paweł Mykietyn, reżyserka świateł Felice Ross - budują na scenie w uniesieniu, żarliwie, w zachwyceniu).

Tekst Tony'ego Kushnera (według którego świetny serial telewizyjny przed kilku laty zrealizował Mikę Nichols, w gwiazdorskiej obsadzie - z Meryl Streep, Emmą Thompson, Alem Pacino...) nie jest wybitną literaturą. Ale Warlikowski potrafi przekuć każdą pustą frazę w żywy, przerażająco dotkliwy teatr.

Wystarczy popatrzeć na dojmująco nieszczęśliwą Harper (Maja Ostaszewska) - żonę ukrytego geja Joego (Maciej Stuhr) - żyjącą w świecie urojeń, zmyśleń i marzeń, po drugiej stronie snu. Albo pogrążającego się w czystym złu Roya Cohna, którego nagle dosięga sprawiedliwość (pod postacią Ethel Rosenberg - Danuty Stenki), choroba (AIDS), fizyczny rozkład, nieludzkie ciemności, cierpienie, śmierć. Albo innych - nieumiejącego kochać Louisa; nieumiejącego być sobą, z sobą, z innymi Joego; szukającego lekarstwa w religijnej ekstazie Priora...

Patrzyłem i przypominałem sobie, co o tym spektaklu pisze w książce poświęconej teatrowi Krzysztofa Warlikowskiego (jednemu z najważniejszych teatrów dziś, tu, w Polsce, w Europie, na świecie...) Grzegorz Niziołek 1. "Jedna z pierwszych scen spektaklu przedstawia parę ludzi, mężczyznę i kobietę, Joego i Harper, siedzących w samym centrum sceny na fotelach, twarzami do widowni, trzymających się za ręce - to święty i mityczny obraz harmonii i więzi, wyobrażenie pierwszej ludzkiej pary, pierwszych rodziców, od których zaczynają się dzieje ludzkości. Obraz jest zwykły, prosty, bezpośredni i silny. Ale prostokątny kadr światła wydobywa tylko postać mężczyzny, kobieta pozostaje w cieniu: Joe spotyka się z Royem Cohnem i otrzymuje od niego propozycję świetnej posady w Waszyngtonie. Nagle sens obrazu całkowicie się zmienia: kobieta trzymająca go za rękę jest dla niego obciążeniem, przeszkodą w karierze oraz wyrzutem sumienia - Joe od lat ukrywa przed nią swoje homoseksualne skłonności. W następnej scenie kadr światła zostaje skierowany na Harper: znajdujemy się teraz w świecie jej myśli, fantazji, lęków, zjawia się też postać z jej halucynacji [...]. Siedząca obok, w cieniu, postać Joego jawi się jako ukryte, także jeszcze dla samej Harper, źródło jej cierpień, uczuciowego niezaspokojenia, uzależnienia od valium, kompensacyjnych halucynacji. Nagle ten czysty, święty, mityczny wizerunek zostaje przecięty, rozłamany w środku, staje się obrazem izolacji, samotności, przebywania w odległych od siebie światach i destrukcyjnego uwikłania". (Jak to jest tak pięknie, prosto, intensywnie pisać o tak skomplikowanej materii, jaką jest teatr Warlikowskiego?! Tak odsłaniać jego istotę, nie odzierając z tajemnicy?).

1 Tony Kushner Anioły w Ameryce. Reż. Krzysztof Warlikowski, Warszawa, TR Warszawa. Premiera 17 II 2007. spektakl 5 VII 2008 (Studio Rekording w Ursusie).

Grzegorz Niziołek. Warlikowski. Extra eclessiam. Kraków. Wydawnictwo Homini. 2008.

OM

Niziołek swojemu wielkiemu esejowi (na miarę opisów Jana Kotta o teatrze Kantora) nadaje tytuł Warlikowski. Extra ecclesiam. Nawiązuje tym samym do słynnej formuły św. Cypriana z Kartaginy, podkreślającej, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Poza Kościołem, czyli poza teatrem, poza spektaklem. Poza czasem spektaklu. Czasem świętym.

Patrzyłem i patrzyłem na te rozrzucone przez Warlikowskiego po scenie ludzkie losy, przypominałem sobie ekstatyczny i najczystszy taniec życia i śmierci Pippo Delbono i myślałem o tym, że teatr (jak muzyka, jak modlitwa) jest po to, by nie przestać żyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji