Artykuły

Lem solenny, ale dęty

"Bajki robotów" w reż. Marii Ciunelis w Teatrze Capitol w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.

W nowo otwartym prywatnym teatrze Capitol wrażenia sceniczne przegrywają, niestety, boleśnie z aparaturą scenizacyjną. Na przykład klozet męski. Zbudowano go z luster, więc człek, sikając, ogląda swą sikawkę na wszystkich ścianach tudzież na suficie. Trudno potem skupić się na akcji scenicznej. A ta jest - w kontraście do ultrakiczowatego wystroju gmachu - ambitnie solenna, a jednocześnie nieoczekiwanie męcząca. Aktorka Maria Ciunelis, reżyserując własną adaptację Lema, włożyła w przedstawienie mnóstwo widowiskowej inwencji: efekty z czarnego teatru i z animacji lalkowej, a także dymy, lustra, songi, aluzje do motywów popkultury. Rzetelności niepodobna twórcom odmówić. Nie doszli tylko do tego, gdzie w kosmicznej aparaturze jest ów pstryczek-elektryczek, który uruchamia to, co w starutkich "Bajkach robotów" najżywsze: żywioł parodii, dowcipna gra bajkowo-fantastycznymi stereotypami, feeria mądrych paradoksów. Inflacja pomysłów nie przełożyła się na wspólnotę inteligentnej zabawy. W rezultacie nawet całkiem śmieszne gagi Jacka Kawalca idą przy akompaniamencie ledwie grzecznych chichotków.

Bajki stały się dosłowne i dęte, a cudacznie infantylny patos finału odjechał już lata świetlne od Lemowskich zabaw - choćby pysznej "cybernetycznej" przeróbki ludowej pieśni "Hej, przeleciał robot, wydał cichy chrobot, siwe śrubki na nim zadrżały..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji