Artykuły

Magazyn z gwiazdą

"Figo-Fago" to serial, ale farbowany, nieprawdziwy. Gramy z Pawłem Małaszyńskim dwóch policjantów - partnerów w pracy i w łóżku. Czyli rozbijamy temat tabu, w Polsce nietykalny. A ponieważ nietykalny, to moim naturalnym odruchem jest go tknąć. Z natury jestem prowokatorem - mówi JAN PESZEK, aktor Starego Teatru w Krakowie

Damian Pałocion z serialu "Figo-Fago" to jego najnowsze wcielenie. Dlaczego rzucił wszystko, żeby zagrać w serialu u Szymona Majewskiego? I co sądzi o popkulturze, z którą od czasu do czasu wdaje się w zawodowy romans? Z Janem Peszkiem, aktorem i reżyserem, rozmawia Justyna Kościelna

Tykam rzeczy nietykalne

Podobno aktorzy, którzy pierwszy raz spotykają się z panem na scenie, boją się tej konfrontacji. Przyznaję, ja trochę też.

- Od peszenia się to jestem ja. Nie rozumiem takich obaw, nigdy nie chciałem wzbudzać respektu. Po prostu lubię pracować energicznie, do upadłego. Nie znoszę też tracić czasu.

I zawsze stawia pan na swoim?

- Od najwcześniejszych lat towarzyszyła mi silna wola. Idealnie grałem, to chyba wrodzona cecha. W przedszkolu na przykład uciekałem do Czarnej Danki.

Do kogo?

- To była dziewczynka, brunetka. Chodziłem do niej do domu, gdzie spędzaliśmy upojne chwile jako małe brzdące. Nie liczyło się wtedy nic, celem była wizyta. No i ten cel przez kilka dni osiągałem, dopóki rodzice nie dostali telefonu z przedszkola.

Jak się skończyło?

- Bardzo nieprzyjemnie. Było publiczne lanie. Moja matka przyszła i poprosiła siostry, które prowadziły przedszkole, żeby zebrały wszystkie dzieci. Dostałem w tyłek drapakiem. Moja koleżanka puściła nawet półgębkiem: "Ale czarownica". To było o mojej mamie. Ale ja zacisnąłem wargi, nie wydałem ani jednego pisku. Bo wiedziałam, że to ja mam rację.

Pomysł na studia też pan w podobny sposób przeforsował? Ojciec przecież chciał, żeby został pan dentystą.

- Tak, miałem przejąć po nim gabinet. Ale wcześniej niż na medycynę były egzaminy do szkoły aktorskiej. Złożyłem papiery. To naprawdę był przypadek. No i się dostałem. Ledwo. Pamiętam, że patrzyłem zafascynowany na ten całkowicie obcy mi świat, który zupełnie mnie nie dotyczył. Jedyną rzeczą, którą wiedziałem, jak zrobić, był egzamin pisemny. Stworzyłem bardzo długi elaborat na temat Wyspiańskiego. To wszystko. Pamiętam śmiech komisji, która wyczuła, że jestem z tak zwanego dobrego domu. Dziekan kazał mi kląć najgorzej, jak umiem. Oczywiście zacząłem krzyczeć. Wszystko, na co się zdobyłem, to: "Nie dam sobie w kaszę dmuchać". Chyba nawet przekręciłem i powiedziałem: "...w ucho dmuchać". Jednym słowem, wypadłem beznadziejnie. Komisja pokładała się ze śmiechu. No ale wiedzieli, z kim mają do czynienia, więc pewnie z litości mnie przyjęli.

Jak zareagował pana ojciec?

Był bardzo surowy i długo mnie namawiał na zmianę uczelni. Ale zostałem w szkole teatralnej. Zostałem i długo nie wiedziałem, co to znaczy być aktorem. Aż spotkałem Bogusława Schaeffera i to mi otworzyło oczy. To awangarda mnie, chłopca z prowincji, edukowała. Szkołę łączyłem z pracą, więc permanentnie nie spałem. Doskonale wiedziałem, że wszystko, co mi proponuje uczelnia, jest bardzo grzeczne. A awangarda dawała przede wszystkim ryzyko. Szalenie mnie to pociągało. Publiczność czasami pluła, czasami krzyczała "merd". Sami do końca nie wiedzieliśmy, co dokładnie robimy. Ale szło się w to jak w dym. A w szkole po bożemu: wierszyk, "Pan Tadeusz", sceny klasyczne, dykcja, emisja głosu. Dopiero awangarda założyła mi ostrogi. Dzięki niej jako aktor od zawsze byłem krnąbrny. Jeśli mi się źle pracowało z jakimś reżyserem, to mu to po prostu mówiłem. Zadawałem proste pytania, które często wzbudzały konsternację. We Wrocławiu dostałem kiedyś rolę, o której każdy młody aktor marzy. To był Hamlet. Reżyser bardzo dużo mówił o sumieniu. Mniej więcej wiedziałam, co to jest, ale chciałem się zorientować, co ma na myśli, mówiąc: sumienie Hamleta. Więc spytałem. Żachnął się: "Jak to, człowiek, który ma grać głównego bohatera, nie wie, czym jest jego sumienie?". Zaczął wprowadzać duble, spektakl nigdy się nie pokazał. Nie załamałem się. Gdybym przewidział, że to się tak skończy, to... zadałbym to pytanie jeszcze raz. Moja babcia Stefania zawsze powtarzała: "Janeczku, życie jest fantastyczne, ale krótkie jak przeciąg". Wziąłem to sobie do serca. Nie warto tracić czasu na głupstwa.

Czyli na przykład na granie w serialach? Znany jest pan z tego, że krytykuje nawet swoich przyjaciół, którzy zaprzedali się popkulturze.

- Wiem, że to zjawisko nieuchronne. Ale nikt nigdy nie był w stanie zmusić mnie, żebym je polubił. Uważam, że seriale są śmietnikiem.

Ale pan też z popkulturą w jakiś sposób kolaboruje.

- Rzeczywiście, przyjmuję propozycje, które mogą wydawać się prowokujące. Na przykład podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej na moich plecach siedziała Doda. Wzbudziło to niewiarygodne emocje, których skala mnie rozśmieszyła. Przecież od początku było wiadomo, że teatr Capitol nie jest miejscem dla tej pani i jej sztuki.

Sztuki?

- W jej mniemaniu na pewno. I w kontekście rynkowym też. Można powiedzieć, że świat zwariował i używa takiego słowa, określając jej twórczość. Ja zresztą też nie waham się tak powiedzieć, bo sam nie potrafiłbym robić czegoś takiego jak Doda. Pozwoliłem jej na sobie siedzieć, bo uznałem, że to ciekawy reżyserski pomysł. Doda została użyta w tym spektaklu jako jedno z mediów witkacowskich, jako jeden z kobietonów. I tylko w ten sposób trzeba było ten występ odebrać. Przy okazji okazało się, że ona wcale nie fałszuje, jest pracowita i punktualna. Dla mnie to był epizod, który przyjąłem bez zmrużenia oka. Do dzisiaj wspominam ten koncert bardzo sympatycznie, jako rodzaj zabawy i pastiszu.

Tak samo jak teraz występ w serialu "Figo-Fago" u Szymona Majewskiego?

- Tak. Bawi mnie konwencja, której Szymon Majewski używa w swoich programach. Jest osobą o ogromnym poczuciu humoru i wielkim talencie, którego czasami mu nawet zazdroszczę. To trochę taki polski Monty Pytnon. Jest odjechany, złośliwy, inteligentny. Kiedy mi zaproponowano udział w tym projekcie, w ogóle się nie zastanawiałem. Bo "Figo-Fago" to serial, ale farbowany, nieprawdziwy. Gramy z Pawłem Małaszyńskim dwóch policjantów - partnerów w pracy i w łóżku. Czyli rozbijamy temat tabu, w Polsce nietykalny. A ponieważ nietykalny, to moim naturalnym odruchem jest go tknąć. Z natury jestem prowokatorem. Jest zasadnicza różnica między zwykłym serialem a serialem u Majewskiego. Ten pierwszy jest śmiertelnie poważny. To właśnie jest w nim beznadziejne i zawsze mnie odpycha.

I pewnie dlatego nie czyta pan gazet i nie ogląda telewizji?

- Gazet nie czytam, ponieważ stały się jednym z elementów wolnego rynku, rywalizują o to, kto szybciej przerzuci wiadomość. Im bardziej jest okrutna, tym lepiej. Zniechęcił mnie zalew informacji i sposób pisania. Uznałem, że media to po prostu strata czasu. Jestem cholerykiem. Zaczynam się denerwować, patrząc na przykład na reprezentanta partii, której opinii nie podzielam. Gotów jestem wtedy pojechać do Warszawy i narobić głupstw. Lepiej poznaje się świat poprzez kontakt z innymi ludźmi. Przede wszystkim młodymi. Ilość informacji, jaką o świecie dają mi reżyserzy i aktorzy, w zupełności mi wystarcza - myślę, że jestem dobrze zorientowany. Ale oczywiście nie jestem mnichem. Czasami zdarza mi się coś obejrzeć. Zresztą fascynuje mnie pojęcie kiczu. Parę dni temu, skacząc po programach, trafiłem na ten taniec... taki z gwiazdami... po europejsku.

To była taneczna Eurowizja.

- Tak. Siedziałem z otwartymi ustami, patrząc na pewien fenomen. Zamurowało mnie. Ci uśmiechnięci prowadzący, te stroje, dekoracje... To mnie zachwyciło, tak jak może zachwycić kicz. Gapiłem się w telewizor niczym małe dziecko, które patrzy na kreskówkę. Połknąłem pastylkę, która mnie znieczuliła i pozwoliła dotrwać do końca programu. Zresztą chyba staję się coraz bardziej tolerancyjny dla zjawisk, z którymi jeszcze niedawno darłbym koty. One żyją swoim życiem, ja swoim, nie musimy się przecież ze sobą spotykać. Nie zamierzam toczyć wojny, bo mam kilka innych swoich wojen do wygrania. Kiedyś się zżymałem. Teraz myślę, że szkoda na to energii. Po prostu robię to, co umiem najlepiej.

I robi pan to perfekcyjnie.

- Nigdy nie miałem takiego poczucia i na takie określenia reaguję nerwowo.

W takim razie przepraszam, mistrzu.

- To też mnie strasznie deprymuje. Nie czuję się ani mistrzem, ani profesorem, bo to ktoś z olbrzymią wiedzą. A aktorzy są dyletantami, nigdy nie starcza im czasu, żeby coś naprawdę zgłębić. Zgłębiają tylko człowieka - przez to, że zbliżają się do ekstremalnych zachowań. Dlatego owszem, wiem, że umiem dużo, nawet bardzo. Ale nie jestem perfekcyjny.

Za to skromny.

- Nie, tak naprawdę to ja nie jestem skromny. Jestem wręcz nieskromny. Potrafię ocenić swoją wartość. Nie mam agenta. W rozmowach finansowych zawsze stawiam na swoim.

Może więc pan się tak zżyma na tego "mistrza", bo to określenie z zasady przypisywane jest niemłodym już ludziom?

- Pewnie też. Nie lubię być stary. Zawsze się dziwię swoim fotografiom. Patrzę na nie i mam poczucie, że to nie ja. Psychicznie jestem zupełnie kimś innym. Kiedy widzę się w lustrze podczas golenia, to nie zauważam starej, zmęczonej życiem twarzy. Sytuacja się zmienia, kiedy ta sama twarz zostaje sfotografowana i jest statyczna.

Co pan wtedy robi?

- Wtedy się z tym facetem na fotografii nie zgadzam. To nie jestem ja.

Idzie pan do kosmetyczki? Albo pobiegać?

- Nie. Po prostu odwracam oczy. Między innymi dlatego nie oglądam filmów, w których gram.

Jak pana słucham, to nie umiem sobie wyobrazić kontekstu, w którym wypowiedział pan słowa: "Jestem leniem i z tym ciągle walczę".

- W psychologii jest na to proste uzasadnienie - pracuję tak dużo, bo boję się, żeby leń nie wziął nade mną góry. Dlatego kiedy jadę na urlop...

...to po kilku dniach pan wraca. Do pracy. Jak w tym roku, żeby nakręcić "Figo-Fago".

- Bo ten projekt mnie naprawdę podniecił. Ale to jednostkowy przypadek.

Jasne!

- No nie, rzeczywiście, często mi się to zdarza. Ale mój dom na wsi jest dowodem na moje lenistwo. Mimo że pracuję w mieście, w krakowskim Starym Teatrze, lubię wpadać na obiad, bo żaden nie smakuje tak, jak mojej żony. Jak już zjem, to jest dramat - Teresa musi mnie czasami kopniakami wyganiać na spektakl. Często się zmuszam, żeby usiąść przy biurku i przygotować materiały. Robię to zawsze na ostatnią chwilę. Wcześniej chodzę, próbuję nalewki, podlewam ogród, idę na spacer z psem mojego syna. Jednym słowem, robię wszystko, żeby odłożyć obowiązki. Jednocześnie uwielbiam pracować. Ale zawsze jest moment krytyczny - w moim przypadku jest to nauka tekstu. Nienawidzę jej, to wymysł szatana. Kiedy to już za mną, uwielbiam udowadniać sobie, że to, co wymyśliłem, da się zrealizować. Bardzo lubię sprawdzać partnerów, prowokować ich na scenie. Nie mają ze mną łatwego życia.

I niektórzy pewnie boją się z panem grać, bo nie wiedzą, czego się spodziewać.

- Zawsze zmieniam swoją rolę, oczywiście w ramach kluczowych uzgodnień. W jednej z moich ostatnich ról mam taką partię: chodzę, tańczę, a wokół mnie jest siedemnastu półnagich chłopców, którzy mnie naśladują. Problem w tym, że nigdy nie wiedzą, co zrobię. Dzięki temu zachowują czujność, a ich granie jest cięgle świeże. Aktorstwo daje nieograniczone możliwości. Można konfabulować bez końca.

Wolny strzelec

Urodził się 13 lutego 1944 r. Aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, reżyser, pedagog Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Aktorstwa uczy także w Europie i Japonii. W bazie danych ZASP figuruje jako "bez etatu". Był związany z wieloma zespołami teatralnymi: m.in. ze Starym Teatrem w Krakowie i Teatrem Narodowym w Warszawie. Twierdzi jednak, że jako aktora ukształtowała go grupa eksperymentalna Bogusława Schaeffera MW2. "Okazało się, że można próbować mówić o człowieku kompletnie innym językiem, z nieznanej mi perspektywy. Świat u Schaeffera jest rozbity na mikroelementy, które dopiero złożone dają portret jakiejś sytuacji ludzkiej. Uznałem to za bardzo adekwatne do świata, w którym żyłem" - tłumaczył w jednym z wywiadów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji