Artykuły

Kraków. Wieczór dla Haliny Wyrodek w STU

"Wieczór dla Haliny... bez Haliny" przygotowali w poniedziałek w Teatrze STU jej przyjaciele z Piwnicy pod Baranami. Bo też te dwa miejsca zrosły się ze zmarłą w sierpniu 62-letnią aktorką.

W tym teatrze zagrała wiele ról; kostiumy z "Wariata i zakonnicy" oraz "Markietanek" przypomniały dwie z nich, inne - w tym "Szaloną lokomotywę" - przywołał Krzysztof Jasiński, opowiadając, jak to Halina Wyrodek kupiła sobie dzięki temu niezwykle popularnemu musicalowi "malucha".

Tyle że potem - co dopowiedział gospodarz wieczoru, szef Piwnicy pod Baranami, Marek Pacuła - śpiesząc się, by odwieźć brata na dworzec, pojechała aktorka... Plantami, co zakończyło się odebraniem prawa jazdy.

I tak, pomiędzy wzruszeniem, a żartobliwymi anegdotami a tych o Halinie Wyrodek krąży multum, balansował ów wieczór zanurzony w czasie, o upływie którego tak przejmująco śpiewała m.in. słowami "Sonetu LXIV" Szekspira. Wysłuchaliśmy go, jak i wielu innych piosenek, z telewizyjnego recitalu artystki, zrealizowanego w 1982 r. przez Andrzeja Maja. Jakiż już wtedy miała talent! Dowiodła go jeszcze w czasie studiów, ukończonych z wyróżnieniem, o czym mówił kolega z tamtego czasu - Jerzy Fedorowicz, przypominając jej jakże dojrzałe już wówczas role - w tym Jewdochy w "Sędziach" Wyspiańskiego. Jak wspomniał, niewiele brakowało, a trafiłaby Halina Wyrodek do Starego Teatru, gdzie Konrad Swinarski zamierzał wystawić "Operę za trzy grosze" z Wyrodek jako Jenny. Czy zmieniłoby to jej artystyczne losy?

Ileż śmiechu wywołał telewizyjny program "Kawiarenka domowa", którego gościem była aktorka, opowiadając o swoich wypiekach, m.in. ciasta "fale Dunaju". Wybuch śmiechu wywołał też Zygmunt Konieczny wypowiedzią o zmarłej aktorce: - Miło się pracowało z nią, ona w przeciwieństwie do Ewy była taka łagodna. Po czym wyjaśnił, że Wyrodek była bardzo otwarta na wskazówki i uwagi kompozytora, no i miała piwniczny charakter, czyli "była miła w bankietowaniu".

Wzruszające były piosenki ze wspomnianego recitalu sprzed 26 lat, ale nade wszystko fragment filmu Andrzeja Warchała "Ta nasza młodość" z tego samego okresu; gdy po latach pokazano go w piwnicy kabaretu, Halina Wyrodek śpiewała ze sobą w duecie... Teraz już tylko z ekranu.

W duecie ze sobą mógł zaśpiewać w poniedziałek jedynie Jacek Wójcicki, spoglądając na ekran przywołujący brawurowy "numer" tej aktorki z jego udziałem - czyli "Szał". Jego inną wersję, eksportową, jak ongiś podczas festiwalu w Arezzo, na który Wyrodek "za karę" nie została zabrana, przedstawili Ewa Kolasińska i Kazimierz Madej.

O ile hymn "Ta nasza młodość" pewnie już odszedł z jego jedyną interpretatorką, o tyle inne wykonywane przez nią piosenki pewnie będą żyły nadal, śpiewane, jak w poniedziałek, przez Beatę Malczewską-Starowieyską ("Koniugacja") czy Ewę Wnuk ("Jaka szkoda"). Jak fragment z "Godzinek" Rilkego, który przywołał ich kompozytor Piotr "Kuba" Kubowicz.

Śpiewali poniedziałkowego wieczoru i inni artyści: Grzegorz Turnau, który ongiś, gdy przełamał strach przed starszą koleżanką, zaproponował jej udział w "Seansie spirytystycznym u państwa Siemiradzkich", i Tamara Kalinowska, i Beata Rybotycka, i Jacek Zieliński z córką Gabrielą, i Rafał Jędrzejczyk.

Zamknęła spotkanie "Dezyderata", śpiewana zawsze w programie Piwnicy po "Ta nasza młodość"; czarno-białe kadry filmu Andrzeja Warchała raz jeszcze ukazały moc wzruszania. I być może ostatni raz hymny te spotkały się na scenie. Bo czyż po wiersz Śliwiaka z muzyką Koniecznego ktoś jeszcze sięgnie? Ośmieli się zderzyć z jego interpretatorką jedyną i niepowtarzalną?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji