Artykuły

Czarny pierrot jest kobietą

"Noc z Wertyńskim" Oleny Leonenko w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Kijowska kompozytorka mieszkająca w Polsce wybrała kilkanaście romansów Wertyńskiego i zaśpiewała je na maleńkiej scence Ateneum. Olena Leonenko [na zdjęciu] stworzyła z nich przejmującą opowieść o życiu tego artysty.

Aleksander Wertyński - postać już z legendy, bo przecież nieobecna w dzisiejszej sztuce, idol mas, a przede wszystkim ulubieniec kobiet. Gdy śpiewał, one omdlewały ze szczęścia. Z recitalami objechał świat i choć w jego duszę, o której rozterkach opowiadał, potrafili zajrzeć jedynie Rosjanie, odnosił sukcesy w Polsce, Niemczech, Francji czy USA. Nie bacząc na sławę, uprosił sowiecką władzę, by po latach emigracji pozwoliła mu wrócić do ojczyzny. I tam śpiewał dalej, aż do śmierci w 1957 r., ciesząc się uznaniem rodaków, którzy tyle lat na niego czekali, i znosząc w pokorze szykany komunistycznych biurokratów.

Kiedy słuchamy oryginalnych nagrań Wertyńskiego, trudno nam zrozumieć fenomen tej popularności. Głos miał nieduży i niezbyt ciekawy, melodie komponował proste. Ponoć trzeba było zobaczyć go na scenie, gdy jednym ruchem ręki, pauzą, zawieszeniem głosu dodawał treści tekstom, których bohaterem był on sam, ukryty w kostiumie czarnego pierrota. I trzeba z pewnością znać język rosyjski, by zrozumieć, jak ważnych spraw dotykał.

Olena Leonenko ma także głos niezbyt duży, romansów Wertyńskiego nie stara się na siłę uatrakcyjnić. Śpiewa jedynie z akompaniamentem gitarzysty Marka Walawandera, który z lekka je uwspółcześnił. Przypomina najważniejsze fakty z życia artysty i opowiada treść piosenek, bo w Ateneum język rosyjski zna dziś jedynie najbardziej dojrzała część publiczności. Pomysł na recital prosty, a powstał fascynujący spektakl.

Przed widzami stoi bowiem artystka, która tak jak jej bohater jednym gestem swoich pięknych dłoni potrafi dopisać nowe znaczenia do tekstu. W staroświeckich romansach odnajduje dawną rosyjską elegancję, a przede wszystkim życiową tragedię ich narratora. Wertyński śpiewał o kobietach, które go kochały - polskiej hrabinie Irenie, Marlenie Dietrich, o balerinach i artystkach cyrkowych, o liliowym Negrze i clownach, ale cały czas opowiadał o sobie. O swojej samotności i tęsknocie, o niespełnionych marzeniach i straconych uczuciach. We wszystkich tekstach obecne jest niezadane na głos pytanie - jak żyć? I Olena Leonenko je dostrzega. Nie przestając być współczesną kobietą, utożsamia się z Wertyńskim i przedstawia widzom jego życiowy melodramat. Na scenie lub ekranie ten gatunek bywa śmieszny, w życiu wciąż porusza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji