Musztarda po Lewiatanie (fragm.)
Niewątpliwie największym ewenementem festiwalu była sztuka M.V. Gazzo "Kapelusz pełen deszczu" w inscenizacji Teatru "Wybrzeże". Sama sztuka mie ma specjalnych zalet dramaturgicznych. Jej konstrukcja mało zwarta, niezbyt ekonomiczna i nie zawsze konsekwentna; dialog przegadany, z fotograficzną dokładnością relacjonuje sposób wyrażania się i reakcje wzięte z codziennego życia.
Idea moralitetu - konfrontująca rozmaite rodzaje miłości i moralności - jest dość pospolita, za to rysunek psychologiczny zadziwia wręcz obsesyjną wiernością wystudiowania. Sztuka M.V. Gazzo jest mało dojrzała jako utwór teatralny; można więc powiedzieć, że jest mało teatralna, jeśli pod pojęciem teatru rozumiemy specyficzny rodzaj syntezy nie tylko myśli, ale i formy. W każdym jednak razie daje nieograniczone wprost pole do rozwinięcia kunsztu aktorskiego. Wiąże się to z jej genezą, z faktem, że Gazzo pisząc ją w Actor's studio, cały jej kształt pomyślał jako funkcję zadań aktora.
Każda konwencja doprowadzona do obsesji staje się sztuką. Utwór Gazzo, konsekwentny jako etiuda aktorska, nabiera walorów artystycznych.
Gdański "Kapelusz" był debiutem A. Wajdy w dziedzinie reżyserii teatralnej. Debiutem znakomitym. Rysunek sytuacji i nakreślenie reakcji bezdialogowych były tak bogate, że całkowicie znosiły supremacje dialogu. Nie odczuwaliśmy jego przegadania, długie skądinąd widowisko cały czas trzymało nas w napięciu. Inscenizacja miała więcej zalet konstrukcyjnych jak sztuka, więcej nawet elementu teatralnego, mimo że Wajda spożytkował - co zresztą było chyba niezbędnym - swoje doświadczenia filmowe. Uwidoczniało się to w daleko posuniętym umiarze, nawet w statyce gry, w której teatralność gestu zastąpiona została przez kontaktowanie psychiczne i pełne napięcie wewnętrzne aktora.
Filmowość inscenizacji przejawiła się również w psychologicznej zmienności planów. Plan pełny, pół-pełny czy detal uzyskiwany był przez różnicowanie statyki gestu, przez umiejętność koncentrowania uwagi na tej czy innej relacji, tym czy innym odruchu. "Detal" eksponowany był niekiedy właśnie w scenach o najsilniejszym ładunku, napinając uwagę widza do ostatecznych granic.
Sądzę, że główną przyczyną, dla której inscenizacja dość przeciętnej sztuki stała się rewelacją artystyczną na miarę ogólnopolską, jest to, że zarówno reżyser jak i aktorzy wyciągnęli wszystkie konsekwencje z tekstu; zbieżność konwencji aktorskiej i koncepcji, reżysera z konwencją dramaturgiczną nadała "Kapeluszowi" siłę i zdolność angażowania widowni, dawno już nie spotykaną w naszych teatrach.
Aktorstwo całego zespołu stało na b. wysokim poziomie. Szlachetnością gry, jej czystością i siłą wybijał się E. Fetting (Polo) ekonomicznymi środkami konstruując, znakomitą i bogatą kreację. Prostotą relacji aktorskiej i wnikliwością psychologiczną sekundowała mu Dubrowska.
Z. Cybulski (Johny) plastycznie i sugestywnie odtwarzał linię reakcji psychicznych bohatera sztuki, przydałoby się jednak jego grze więcej szczegółowego wystudiowania objawów narkomanii.
Choć Z. Maklakiewicz pokazał duży kunszt aktorski, nie mogę się zgodzić z koncepcją jego roli. Był cynicznym zbrodniarzem z powieści detektywistycznej, podczas gdy Gazzo sugeruje raczej typ narkomana przestępcy. Może góruje nad swymi ludźmi umiejętnością dozowania, nie panuje jednak nad narkotykiem do końca i sam zostanie kiedyś przez jego skutki powalony. Pod całą bandą palą się wszystkie mosty, żadna melina nie jest już pewna, są osaczeni. Narkotyk poraża ich i popycha do przestępstwa, narkotyk skazuje na kapitulację.
Dlatego gwoli prawdziwości i siły rysunku herszt bandy "Matka" powinien zdradzać pewnymi refleksami, że sam jest ofiarą nałogu. Owe powiązania między narkomanią a aberracją, kapitulacją człowieka i w konkretnym wypadku - przestępczością - bardzo plastycznie uwydatniał w swojej interesującej, kreacji Z. Tadeusiak (Apples).