Artykuły

Figlarnie i symbolicznie

"Szkarłatna wyspa" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie w ocenie Grzegorza Józefczuka.

Nowy spektakl Krzysztofa Babickiego pokazuje, jak wspaniała jest w teatrze możliwość posługiwania się umownością realiów, kostiumu i charakteryzacji. Jak teatr może być figlarną zabawą i zarazem symbolizować dramat człowieka

- Nie ma wejściówek, żadnych wejściówek! Wszyscy chcą za darmo! - woła wściekły dyrektor teatru Gennadij Panfiłowicz (Jerzy Rogalski), kiedy po raz kolejny dzwoni telefon od jakiej wpływowej osoby żądającej darmowego wstępu na premierę. Taki początek zapowiada konwencję, jaką Michaił Bułhakow zastosował w "Szkarłatnej wyspie" - to opowieść o teatrze w teatrze. Konwencja gwarantującą dystans, możliwość wypowiadania się nie wprost, ukrywania w wymyślonych realiach, a zarazem dotykania istoty, roli i magii teatru była dla Bułhakowa, gnębionego przez stalinowską cenzurę, niezwykle użyteczna. Jakich on nie dokonuje fabularnych, pięknie absurdalnych łamańców! Biali Negrzy panują nad Czerwonymi Tubylcami, których król ginie od wybuchu wulkanu już w pierwszym akcie i dlatego ma pretensje do reżysera, że na scenie jest zbyt krótko. Lord z Europy chce tanio kupić od wyspiarzy perły, lecz dochodzi do buntu załogi jego statku. Dziś nie rozpoznajemy wielu ukrytych w detalach kontekstów, czytelnych w czasach Bułhakowa, dlatego "Szkarłatna wyspa" wymaga uwspółcześnienia swej najważniejszej, aluzyjnej sfery.

A jest ona rozległa. Są w lubelskiej inscenizacji "Szkarłatnej..." aluzje do obaw "przedakcesyjnych", a w muzyczną tkankę spektaklu (dzieło Marka Kuczyńskiego) wpleciono fragment hymnu Unii Europejskiej. Kiedy Kiri-Kuki, nadworny szubrawiec wyspy (Andrzej Redosz) ratuje życie dzięki temu, że zwraca podstępem zdobyte pieniądze, słyszymy deklarację niczym z trybuny sejmowej: - Uczciwie strzegłem narodowego sejfu!

Są i aluzje typu "lokalnego", chyba najbardziej czarujące spostrzegawczą publiczność. Mistrzostwo świata w tej dyscyplinie przypada Teresie Filarskiej, która gra cenzora Sawwa Łukicza. Rzecz nie w tym, że trudno poznać, że to Filarska, lecz - iż łatwo cenzora Łukicza pomylić z... radnym wojewódzkim Konradem Rękasem, który niedawno zapowiedział, że rozrobi wszystkie wojewódzkie instytucje kultury. Oto wielkość teatru płynąca z prawa do zabawy i krytyki rzeczywistości. Kto by pomyślał, że w sztuce wielkiego Michaiła Bułhakowa kryły się potencjalne jaja z lokalnego działacza partyjnego!? A jednak to nie przypadek: przecież w "Szkarłatnej..." jest i szyderstwo z teatru, który podporządkowuje się doraźnym celom politycznym, niszcząc twórców i twórczość.

Scenograf Paweł Dobrzycki tytułową wyspę wykreował na wcielenie kiczu, Barbara Wołosiuk ubrała Czerwonych Tubylców w stroje kojarzące się z ludowymi pasiakami. Nad całością tej rozbrykanej, śmieszno-strasznej materii teatralnej udanie zapanował reżyser Krzysztof Babicki. Nadał spektaklowi aurę luzu, lekkiego szaleństwa i rozbawienia. Ale publiczność nie spada ze śmiechu z teatralnych foteli. Jest tak, jakby ilość nie przełożyła się na całość. Może ostatnio nam nie do śmiechu albo też grepsy Bułhakowa ze "Szkarłatnej..." przestały być nośne w czasach ekstrawolności?

Niemniej z przyjemnością ogląda się, jak ta sztuka pozwala aktorom dobrze żartować samym z siebie. Takie lubelskie wielkości jak Henryk Sobiechart czy Jan Wojciech Krzyszczak pojawiają się na scenie w śmiesznych rolach typu halabardniczego, jako wojownicy Gwardii Negrów. Na widok kompozytora Isaicza (Nina Skołuba-Uryga) w głowie rodzi się odkrycie: toż to wypisz wymaluj Jerzy Maksymiuk! Cuda jakie z pomocą charakteryzacji w ogóle wyczyniać mogą aktorzy są zadziwiające - i w tym także wyraża się wielkość oraz radość teatru.

Dobrze, że Krzysztof Babicki dał tym razem odpocząć młodym aktorom, którzy ostatnio obsadzani byli w głównych rolach. Dzięki temu bardziej możemy przyjrzeć się aktorstwu kontrolującego ekspresję Jerzego Rogalskiego oraz Andrzeja Redosza. Uśmiech wzbudza Hanna Pater jako np. lokaj Passpertout czy Joanna Morawska w roli sepleniącego suflera, Włodzimierz Wiszniewski jako król Suzi-Buzi II w prześmiesznej peruce, czy Piotr Wysocki, kapitan niczym z afrykańskiego korpusu, albo też Anna Świetlicka, krwista żona dyrektora...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji