Artykuły

Będę Afrodytą

- Szukałam, jak zwykle tematu, który byłby ważny nie tylko dla mnie ale, i dla innych ludzi. I taką sztuką jest właśnie "Love me tender". Wiem, że kilka wybitnych aktorek przymierzało się do niej wcześniej, ale jakoś nic z tego nie wyszło - opowiada DOROTA STALIŃSKA.

Z Dorotą Stalińską rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Premiera gdańska sztuki "Love me tender" odbędzie się w Operze Bałtyckiej, 5 grudnia. Będą dwa spektakle o godz. 16 i 20.

Przez ostatnich dziewięć lat w pani życiu była głównie "Zgaga". Wreszcie przyszedł czas na nową sztukę "Love me tender".

- Mimo że "Zgagę" kocham nad życie, to od pewnego czasu rosło we mnie poczucie, że muszę już zrobić coś nowego. Ale to nie było łatwe. Szukałam, jak zwykle tematu, który byłby ważny nie tylko dla mnie ale, i dla innych ludzi. I taką sztuką jest właśnie "Love me tender".

To historia najbogatszej kobiety świata. Pięknie brzmi...

- Najbogatszej, okropnie uwikłanej w ten swój nieograniczony majątek i... bardzo nieszczęśliwej. Sztuka napisana jest na podstawie prawdziwych wydarzeń z życia Christiny Onassis. Dostałam ją dwa lata temu od Jacka Koprowicza - reżysera, scenarzysty filmowego. Wiem, że kilka wybitnych aktorek przymierzało się do niej wcześniej, ale jakoś nic z tego nie wyszło.

Dlaczego?

- Bo to sztuka niezwykle trudna technicznie. Napisana jak scenariusz filmowy jest dużym wyzwaniem produkcyjnym. A do tego opowiada o wielkim dramacie człowieka. I to było najtrudniejsze. Opowiedzieć dramat człowieka tak, aby widownia dwie godziny świetnie się bawiła, a dopiero na końcu uroniła łezkę. I to się udało. Ludzie świetnie się bawią, ale wychodzą z teatru i myślą. I być może wyciągają wnioski.

Jakie wnioski?

- Dzisiaj świat zwariował. Z powodu pieniędzy. Większość z nas myśli, że gdybyśmy mieli chociaż troszkę więcej pieniędzy, to bylibyśmy dużo bardziej szczęśliwi. A tymczasem historie najbogatszych udowadniają, że bardzo często jest odwrotnie. Wierzę, że ta sztuka pozwoli wielu ludziom przywrócić prawidłową skalę wartości w życiu.

W "Love me tender" nie jest pani sama na scenie jak w przypadku "Zgagi". Ta są dwie wielkie role.

- Oprócz multimiliarderki. Afrodyty jest też jej pokojówka Ligea, która w ostatecznym rozrachunku okazuje się jedyną prawdziwie bliską i oddaną osobą. To powiernica i przyjaciółka Afrodyty. Kiedy przeczytałam tekst, od razu wiedziałam, że Ligeę powinna zagrać Joasia Koroniewska. Pracowałyśmy półtora roku nad tą sztuką. I w tym czasie miewałam takie momenty kiedy wydawało mi się, że to jest nie do zrobienia technicznie.

Na czym te problemy polegały?

- Na przykład na tym, że cała sztuka dzieje się w łazience. Christina Onassis tam właśnie chowała się przed podsłuchami, założonymi przez ojca w jej paryskim mieszkaniu. Moja bohaterka dużo czasu spędza w wannie, a więc musi być woda, musi być piana. A jak potem szybko na mokre ciało włożyć kostium? W filmie to proste. Stopklatka i po sprawie. Ale w teatrze to problem. Następny problem to nadwaga. Christina w życiu, a Afrodyta w sztuce cały czas z nią walczy, Podobnie zresztą jak ja. Już trzykrotnie zrzucałam po dwadzieścia kilogramów. Więc znam ten ból. Ale jak te zmiany tuszy pokazać na scenie?

No właśnie jak?

- Żeby zobaczyć jak, musicie Państwo przyjść do teatru. Nie mogę zdradzać wszystkich tajników przed premierą.

Na zdjęciu: Dorota Stalińska i Joanna Koroniewska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji