Artykuły

Bagatela łączy ludzi

Niezwykła popularność teatru Bagatela to nie tylko farsy, których kolejne tytuły pojawiają się w naszym repertuarze raz na kilkanaście miesięcy. Są sezony teatralne, w trakcie których na sześć zrealizowanych premier nie ma ani jednej farsy, a frekwencja w skali siedmiu lat przekracza 92 proc. - mówi Henryk Jacek Schoen w rozmowie z Igą Dzieciuchowicz w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Iga Dzieciuchowicz: Rekord tysiąca pokazów spektaklu "Mayday" padnie 27 listopada. Farsa w teatrze ma się dobrze?

Henryk Jacek Schoen [na zdjęciu]: Tysiąc to ogromna liczba. Słyszałem o trzech, czterech przypadkach, by spektakl teatru dramatycznego grano ponad tysiąc razy, ale były to monodramy wędrujące po całej Polsce. Tym większe brawa należą się twórcom i całemu zespołowi teatru Bagatela, który w niemal niezmienionym składzie, z ogromnym zapałem i świeżością, gra ten spektakl od maja 1994 roku. To naprawdę wielki jubileusz.

"Mayday" był w tamtym czasie reżyserowany przez Wojciecha Pokorę w wielu miastach w Polsce. W Bagateli powstał za dyrekcji Niny Repetowskiej, ale po półtora sezonu został zdjęty. Powrócił w 1997 roku. Nadaliśmy spektaklowi trochę blasku i tę niepowtarzalną otoczkę... Odrobina marketingu i "Mayday" stał się kultowym spektaklem granym od 10 lat przy stuprocentowej frekwencji.

Trudno powiedzieć, dlaczego spektakle "Mayday" grane w innych miastach w tej samej reżyserii nie dorównują naszemu. Na tym polega magia i czar teatru. A może różnimy się od innych teatrów bardzo poważnym sposobem robienia fars? Wielu wybitnych reżyserów twierdzi, że farsa to najtrudniejszy gatunek w teatrze. Przedstawienie trzeba reżyserować jakby dwukrotnie. Najpierw analiza najdrobniejszych zakamarków duszy bohaterów, konieczność wytropienia nawet najcieńszych niteczek łączących ich relacje, tak jakby to był dramat Czechowa czy adaptacja oparta na Dostojewskim. Potem na tę psychologiczną strukturę trzeba nałożyć formę wywodzącą się z tradycji komedii dell'arte, gdzie każda z postaci zaczyna przemawiać językiem ciała, z całym systemem gestów, rytmów i tonów przypisywanych charakterowi.

Nasze spektakle cieszą się takim powodzeniem pewnie dlatego, że zarówno dramat, jak i farsę traktujemy podobnie. Podstawą są głęboka analiza psychologiczna, rzetelne rzemiosło aktorskie i to co najważniejsze - dążenie do poznania prawdy o człowieku postawionym w farsie w sytuacjach komicznych, a w dramacie w sytuacjach tragicznych, czyli takich, w których "wysoka wartość niszczy inną wysoką wartość w sposób nieuchronny". I coś jeszcze, co pomaga nam odnosić sukces: konsekwentne budowanie zespołu aktorskiego. Temu służą zamknięte warsztaty dla aktorów prowadzone przez najwybitniejszych europejskich reżyserów (ostatnio Peter Gothar pracował z całym zespołem przez dwa tygodnie).

Ta niezwykła popularność teatru Bagatela to nie tylko farsy, których kolejne tytuły pojawiają się w naszym repertuarze raz na kilkanaście miesięcy. Są sezony teatralne, w trakcie których na sześć zrealizowanych premier nie ma ani jednej farsy, a frekwencja w skali siedmiu lat przekracza 92 proc. Przebojem teatralnym może być dramat klasyczny, jak np. grany w Bagateli "Makbet" w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza z udziałem Danuty Stenki i Aleksandra Domagarowa, owacyjnie przyjmowany przez publiczność, którego wszystkie spektakle przekraczały dopuszczalne w teatrze 100 proc., bo nie byliśmy w stanie powstrzymać naporu widzów. Przebojami były też "Trzy siostry" w reżyserii Andrzeja Domalika z udziałem Uli Grabowskiej, Magdy Walach, Jana Nowickiego i Jana Frycza. Ostatnio "Othello" w reżyserii Macieja Sobocińskiego odnosi wielkie sukcesy.

W roku 2009 roku teatr Bagatela będzie obchodził 90-lecie.

- Jubileusz to czas podsumowania długiego okresu. Teatr Bagatela ma wielką tradycję. Tu dojrzewał artystycznie młody Roman Polański, tu rozwijali swój talent Jerzy Trela, Olgierd Łukaszewicz czy ostatnio Tomasz Kot, Urszula Grabowska, Magda Walach i laureat Nagrody im. Leona Schillera Wojciech Leonowicz. W Bagateli powstawały niezwykle ważne dla historii teatru spektakle, jak np. " Balladyna" z 1974 roku w reżyserii Mieczysława Górkiewicza zdominowana scenografią Tadeusza Kantora. To była eksplozja nowego teatru, prolog teatru śmierci Tadeusza Kantora o osiem miesięcy wyprzedzający jego "Umarłą klasę", w której grało wielu aktorów z Bagateli.

Jubileusz to święto teatru - z jednej strony pełne patosu i zadumy nad tradycją, a z drugiej strony pełne radości ze współczesnych dokonań. Bo jak nie cieszyć się spektaklem "Othello", który zdobył trzy Złote Mieszki na Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje", a potem reprezentował Polskę na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym "Kontakt"? Jak nie świętować najważniejszej aktorskiej Nagrody im. Leona Schillera dla Wojciecha Leonowicza za rolę Raskolnikowa w znakomitej "Zbrodni i karze" w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza? Jak nie cieszyć się z zaproszeń na zagraniczne występy do Londynu, St.Petersburga, Nowego Jorku czy dalekiej Syberii?

Ta radosna świadomość ewidentnych sukcesów nie może nam zasłonić potrzeby refleksji nad dalszymi możliwościami rozwoju. Rozpoczynamy pracę nad "Strategią rozwoju teatru Bagatela na lata 2009-2015". To bardzo ważne, by optymalizować działania. Przy naszej skromnej dotacji, stanowiącej około jednej czwartej kwoty, jaką dostają teatry narodowe, nasze możliwości są ograniczone. Wyczerpaliśmy proste rezerwy, jakimi jest zwiększenie liczby granych rentownych spektakli. W ostatnich paru latach zwiększyliśmy liczbę spektakli granych w ciągu roku ze 150 do 490.

Bagatela, oprócz budynku przy ul. Karmelickiej, ma również Scenę na ul. Sarego, która wydaje mi się zupełnie niewykorzystana.

- Pewnie ciekawiej była wykorzystywana dawniej? Przed wojną było tu kasyno obywatelskie z lożą masońską o wdzięcznej nazwie "Przesąd odrzucony", a w czasie II wojny światowej - dom publiczny ze sceną kabaretową. Nie zgodzę się ze stawianą przez panią tezą. Scena na Sarego to nasze laboratorium, to nasze drapieżne spojrzenie na współczesność, to nowy dramat i nowy teatr, to cykl "laboratorium młodej reżyserii". Początkowo sala była pomyślana jako miejsce przygotowywania spektakli. Ważny jest aspekt ekonomiczny. W teatrach każda premiera poprzedzona jest przynajmniej tygodniem prób generalnych, które wykluczają możliwość grania spektakli. Siedem dni to około dziesięciu spektakli, a przy sześciu premierach to 60 niezagranych spektakli w ciągu roku i ogromna utrata wpływów z biletów. Na Sarego odbywają się próby generalne równocześnie z granym repertuarem na dużej scenie. Dzięki sali na Sarego unikamy nietrafionych propozycji repertuarowych. Organizujemy czytanie dramatu, gdzie w kontakcie z publicznością mamy możliwość sprawdzenia obsady, koncepcji reżyserskiej i - co najważniejsze - zweryfikowania, na ile temat dramatu jest ważny dla współczesnego widza. Bywa też tak, że publiczność nie podziela mojego zachwytu nad jakimś tekstem, tak było ze "Stalkerem" Tarkowskiego. Może było tam za dużo filozofii, a za mało metafizycznego klimatu z filmu?

Co roku młodzi aktorzy i reżyserzy kończą szkoły. Monitoruje Pan teatralny rynek?

- To jedno z podstawowych zadań dyrektora. Już na trzecim roku proponujemy najzdolniejszym aktorom coś w rodzaju stypendium - szukamy ludzi, którzy rozumieją, że siła teatru musi polegać na zespołowości. Zespół to poczucie doskonałego współbrzmienia. Wybieram zdolnych ludzi, otwartych na siebie. Oglądam egzaminy, dyplomy. Świetnym momentem dającym szansę oceny możliwości zawodowych młodego aktora są festiwale szkół teatralnych, a także festiwale filmowe, gdzie mamy możliwość oglądania kreacji aktorskich bardzo młodych aktorów. Z młodymi reżyserami jest trudniej. Ostatnio rozmawiałem z dziekanem wydziału reżyserii panem Jackiem Orłowskim i wspólnie zastanawialiśmy się nad stworzeniem mechanizmu ułatwiającego rozwój zawodowy młodych reżyserów. Problem trudny, gdyż z punktu widzenia dyrektora artystycznego zatrudnienie niedoświadczonego młodego reżysera częściej rokuje teatralną klapę niż sukces. Dla młodego zespołu aktorskiego w Bagateli właściwszym jest spotkanie z reżyserem-mistrzem, mającym autorytet, któremu zespół może zaufać, tak jak np. Waldemarowi Śmigasiewiczowi i Andrzejowi Domalikowi czy Waldemarowi Zawodzińskiemu i Jackowi Orłowskiemu, z którymi zamierzamy podjąć współpracę w nowym roku.

A jak Pan odbiera najnowsze zjawiska w polskim teatrze.

- Najsłabszym ogniwem we współczesnym życiu teatralnym w Polsce są krytycy. Problem zaczyna się już na studiach teatrologicznych, gdzie studentom wtłacza się w głowę, że przed obejrzeniem spektaklu należy koniecznie przeczytać dramat, na podstawie którego powstał spektakl. To nieporozumienie, gdyż istota spektaklu polega na jego niezależnym artystycznym bycie, którego dramat jest bardzo ważną, ale tylko jedną ze składowych. Drugim problemem jest moda. Mieliśmy modę na brutalistów, modę na teatr litewski - z genialnymi przedstawieniami Nekrosiusa i porównywaniem wszystkiego, co powstaje w teatrze, do twórczości wielkiego mistrza. Teraz obowiązuje montaż atrakcji. Krytycy teatrolodzy nie potrafią ani zrozumieć, ani opisać dziesiątków niezwykle interesujących nurtów we współczesnym teatrze. Mam poczucie, że w jakimś stopniu teatrologia oducza wrażliwości na teatr, oducza pozwolenia sobie na bycie w teatrze dużym dzieckiem, otwartym i szczerym. W głowie wypala im się znamię, że należy chodzić tylko do jednego "ambitnego" teatru, a zabrania odwiedzania tak fantastycznych spektakli, jak np. "Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać" teatru KTO. Spektakle, na które "należy chodzić", wydają mi się tworzone bezmyślnie, są czystą atrakcją, kalejdoskopem efektów. W moim przekonaniu są pewne teksty, które można na scenie wypowiedzieć cicho, spokojnie, dać czas na popłynięcie myśli, a to, co się dzieje u Klaty czy Kleczewskiej, kojarzy mi się z reklamą, zgrabnym montażem kolorowych teledysków. Nie ma tu miejsca na cierpliwość i ciszę, jest zatupywanie myśli. Może to jest tak, że pewne rzeczy są dla młodej publiczności zupełnie nowe. Dla mnie to jednak powtórka z lat 70. - pamiętam ogromną liczbę rozwiązań scenicznych w alternatywnym teatrze, które znów się pojawiły i uwodzą młodych. A może za chwilę Zadara czy Klata wyreżyserują coś, co mnie zachwyci? Bardzo podobał mi się przecież "Rewizor" Jana Klaty - od początku do końca przemyślany spektakl. Ostatnio zachwycił mnie spektakl Lupy "Factory 2". Główna postać Andy'ego Warhola, grana rewelacyjnie przez Jacka Skibę, została skonstruowana poprzez zaprzeczenie wszystkim zasadom tworzenia wielkiej, mocnej postaci. Jest to konsekwentne i wielkie, pozwala dotrzeć do najgłębszej prawdy o postaci.

Spektakle, które są skrojone tradycyjnie, bywają często nudnymi ilustracjami sztuk teatralnych. Widz nie dowiaduje się z nich niczego ponad to, co może sam wyczytać w tekście.

- Jak pani wie, czytanie książek, a zwłaszcza dramatów, nie jest w modzie. A z drugiej strony - co daje młodemu reżyserowi "współczesne" grzebanie np. w "Makbecie"? Jeżeli w założeniu spektaklu pani reżyser decyduje, że Duncan jest mafiosem, to wszystko się rozsypuje, cała hierarchia wartości robi się atrakcyjną historią z teatrzyku dla transwestytów. Znika przesłanie moralne z "Makbeta". Inny problem to dopisywanie ogromnej ilości tekstu - bo przecież mafioso i transwestyci nie mogą mówić "sztucznym" językiem Szekspira. Taki teatr jest mi obcy. To jest puste.

A może nadmierną wagę przywiązujemy do tekstu, nieustannie padając przed nim na kolana?

- To niech reżyser będzie autorem tekstu! Wówczas nie pisze się na afiszu "Makbet", tylko "na motywach Makbeta". I wtedy jest fair. Nikt nie narusza praw autora i tłumaczy, którzy też muszą wyrazić zgodę na zmiany. Poza tym dopisywanie to zrównanie się z autorem. Czasami nie bardzo wypada być kolegą Szekspira.

Jednak te spektakle podobają się i publiczności, i krytykom.

- Teraz krytycy inspirują się wzajemnie, nie ma niezależności myśli, przyzwyczajają się, że ktoś jest wielki, wielki i już. Ale i tak ostatnie zdanie ma publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji