Artykuły

Profesjonalizm nagrodzony na Windowisku

X Festiwal Sztuk Autorskich Windowisko w Gdańsku. Pisze Magdalena Hajdysz w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Profesjonalny teatr i szkolny teatrzyk, aktorski majstersztyk i warsztatowa wprawka - tegoroczny X Festiwal Sztuk Autorskich Windowisko był pełen skrajności.

Jury miało twardy orzech do zgryzienia, ale na szczęście nie było problemu ze wskazaniem najlepszych. Było ich aż trzech. Główną nagrodę podzielono pomiędzy teatry Ecce Homo z Kielc, Krzyk z Maszewa i Kreatury z Gorzowa. Według jury nie sposób porównać zaprezentowanych przez nie spektakli. Spośród nich moim zdecydowanym faworytem był monodram "Letnie małżeństwo" Teatru Kreatury w reżyserii Przemka Wiśniewskiego ze świetną rolą Marty Andrzejczyk. Scenariusz do spektaklu na podstawie autentycznej historii napisała Agnieszka Kochanowska. To opowieść o "miłej i wesołej", nieco naiwnej dziewczynie Kaśce, która wychodzi za mąż. W nowym domu idealny małżonek okazuje się facetem bez jaj, a teściowa zrzędliwą jędzą. Małżeństwo początkowo wypełnia dziewczynie cały świat, a po siedmiu tygodniach się rozpada. Ta prosta historia napisana pełnym wdzięku, lekkim językiem opowiada o uniwersalnym dramacie, który rozgrywa się w zamknięciu czterech ścian. Konstrukcja tekstu i znakomita aktorska kreacja zarażają widza emocjami. Precyzyjnie zbudowana postać sprawia, że nie jesteśmy w stanie zdystansować się do tej historii. Całości dopełniają piosenki wykonywane przez znanego wielu Czesława. Klimatu, który wprowadza piękny głos wtórującej mu Andrzejczyk, nie da się podrobić.

Całkowicie zasłużona jest też nagroda przyznana Teatrowi Ecce Homo za spektakl "Padamme, padamme" [na zdjęciu] na motywach powieści Aleksandra Sołżenicyna "Oddział chorych na raka". Młodzi aktorzy pod przewodnictwem Marcina Bortkiewicza zmierzyli się z tematem ludzi chorych na raka. Jednak zamiast pełnego patosu i ogranych emocji spektaklu stworzyli na podstawie "Oddziału chorych na raka" Sołżenicyna obraz pełen ludzkiej godności i optymizmu. Podziw budziła nie tylko niezwykle dojrzała gra aktorów, ale też świetna zespołowa współpraca najliczniejszej w tej edycji 8-osobowej grupy. Jeden typ jury nie pokrywał się z moim. Spektaklowi "Wydech" Teatru Krzyk na pewno nie można odmówić wartości. Doceniam umiejętność i odwagę tworzenia teatru autotematycznego, popartego niezłą aktorską improwizacją. Żywiołowość aktorów, spójność konstrukcji widowiska są ich niewątpliwym atutem. Zabawnym i ciekawym, choć pewnie tylko dla młodego widza doświadczeniem jest też bycie wciąganym w akcję spektaklu, branym z zaskoczenia, zawstydzanym bądź przerażanym, że dostanie się piłką w głowę. Jednak nie tego oczekuję od teatru. Robienie show jest przereklamowane, a jak na performance, temat potraktowany został zbyt dosłownie.

Reprezentowane przez sopockie teatry Trójmiasto także wypadło różnie. "Wstyd" teatru Stajnia Pegaza według powieści Heinricha Bölla "Utracona cześć Katarzyny Blum" obejrzałam z wielką przyjemnością. Zapewne aktorów - Aleksandrę Kanię i Grzegorza Szlangę czeka jeszcze trochę pracy nad detalami, do czego zachęcało ich jury, ale według mnie to spektakl, który już zasługuje na nagrodę. Zupełnie innym doświadczeniem był "Żywot Morawagina idioty" Teatru Luxus Reflex Relax. Najlepsze na festiwalu kostiumy i scenografia zostały "uduszone" przez scenariusz i reżyserię. Zdolni aktorzy pewnie robili, co mogli, ale blisko 80-minutowy spektakl zmęczył też ich samych. Bardzo wiele wątków wprowadzonych do spektaklu pozostało bez kontynuacji i wyjaśnienia. Tekst raził pustymi frazesami, a choreografia wielu scen operowała niewytłumaczalnym bezruchem. Podsumowując: tegoroczne Windowisko pokazało zarówno siłę, jak i słabość polskich autorskich teatrów offowych. Były spektakle smakowite, docenione i nagrodzone za profesjonalizm, i ciężkostrawne, niedokończone lub ledwo zaczęte, których twórcom życzę, aby odnaleźli swój specyficzny, niepowtarzalny język.

Marcin Bortkiewicz

zdobywca nagrody za reżyserię:

Sołżenicyn ma do tak "ogranego" tematu podejście bezpośrednie, prawdziwe. Chorych przedstawił z niezwykłym autentyzmem. Wielu z nas ma w rodzinie kogoś, kto umarł na raka, czy zmaga się z rakiem i wiemy, że nie wygląda to wcale patetycznie. Oprócz "Czarodziejskiej góry" Tomasza Manna nie ma tak błyskotliwej i poruszającej książki na temat przemijania, a jednocześnie dokumentu, który mówi o tym, jakie jest codzienne życie. Mam szczęście pracować z zespołem, którego członkowie mają talent, zdolności, są zdyscyplinowani i oddani pracy.

not. mh

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji