Artykuły

Warlikowski: Wybrałem Warszawę

- Nie traktuję siebie jako jedynego pomysłodawcy, ja dalej tworzę swój teatr. Miejsce jest kosztowne, duże i z rozmachem. Wszyscy ci, którzy znajdą tu schronienie, będą jego współtwórcami - mówi Krzysztof Warlikowski, reżyser i dyrektor Nowego Teatru w Warszawie.

Chyba fascynuje Pana Warszawa. - To bardzo dziwne miejsce. Jeżeli zapomnimy, że się w nim urodziliśmy, nie wszystko wydaje się takim, jakim dla nas było od zawsze. Ale Pan przecież w Warszawie się nie urodził. Co Pan sobie pomyślał, gdy pierwszy raz przyjechał do tego miasta? - Wydawało mi się, że Warszawa - w przeciwieństwie do Krakowa, w którym studiowałem - ma taką przestrzeń, w której się mogę odnaleźć. To miasto z dużą pustką do wypełnienia i w tym sensie bardzo przyjazne do tworzenia, bardzo prowokujące, podtrzymujące swoją inność. Inspiruje do tworzenia nowych miejsc, takich jak Pana Nowy Teatr, który powstanie na terenie Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania? - To pozytywny fakt, że możemy dzisiaj w Warszawie myśleć o starym przedsiębiorstwie, aby powstał w nim nowy interdyscyplinarny ośrodek. Ma to być miejsce, w którym ma się ochotę pobyć, do którego nie potrzeba kart członkowstwa, miejsce, w którym teatr będzie się rozwijał w kulisach, natomiast sama hala będzie otwarta przez cały dzień z różnymi możliwościami, miejsce bardziej przytulne niż nasze miasto albo jedno z pierwszych miejsc, w których będziemy się dobrze czuli. Zajęliśmy ten stary gmach po to, aby było tutaj coś więcej niż tylko puste hale. Na ten sezon przygotowaliśmy bogaty program, niezwiązany jeszcze z tym miejscem, ale z Warszawą.

Konkurs na projekt architektoniczny Nowego Teatru został dopiero ogłoszony, zanim więc powstanie scena, minie zapewne kilka lat.

- To miejsce musi być traktowane w sensie myśli, a nie budynku. Nie powstanie dobry teatr, jeżeli najpierw nie będzie myśli, zgranego zespołu. A my mamy idealną sytuację. Możemy stworzyć miejsce, które wyrośnie z nas, z naszego zespołu. Gdy miasto zaproponowało nam hale po Miejskich Zakładach Oczyszczania, wiedziałem, że to jest to.

Będą koncert, wystawy, wykłady, ale powiedzmy sobie szczerze: wszyscy czekają na Pana premierę zaplanowaną na marzec w Krakowie i kwiecień w Warszawie. Co to będzie za spektakl?

- Pomysł, który przyszedł mi do głowy, związany jest z antykiem i drugą wojną światową. Tekst oparty jest o "Alkestę" Eurypidesa i dwa opowiadania Hanny Krall o Apolonii Marczyńskiej. Oba związane są z pojęciem ofiarowania siebie w jakiejś sprawie. Alkesta wyszła za mąż za Greka i jako prezent ślubny Apollo złożył obietnicę, że jak jej mąż będzie umierał, może mu pomóc, pod warunkiem że on sam znajdzie na swoje miejsce kogoś, kto umrze. Śmierć przyszła w bardzo nieodpowiednim momencie życia, kiedy miał już dzieci i był bardzo szczęśliwy. Zgodziła się za niego umrzeć żona. To jest pierwsza historia, której nie chcę opowiadać do końca. Druga historia zdarzyła się naprawdę. Podczas okupacji Apolonia Marczyńska ukrywała Żydów. Gdy Niemcy się o tym dowiedzieli, kobieta musiała uciekać wraz ze swoim ojcem i dziećmi. Złapano ją. Gdy doszło do przesłuchania, przyznała się. Niemcy postawili ultimatum: jeżeli ojciec powie, że to on ukrywał Żydów, córka będzie żyła. Mężczyzna nic nie odpowiedział.

Spektakl będzie nosić tytuł "(A)pollonia" i najprawdopodobniej grany będzie, podobnie jak inne pana spektakle, w Koneserze. Rozumiem, że Nowy Teatr ma być otwarty dla wszystkich. Bilety na Pana przedstawienia dochodzą jednak do 100 zł. Przeciętnego warszawiaka nie stać na taki wydatek co wieczór...

- Cóż, kultura w ogóle jest bardzo droga. Gdy po raz pierwszy wyjechałem do Francji, ten kraj wydał mi się bardzo trudny, ale jedyne miejsce, które było w polu mojego zasięgu, to Centrum Pompidou, gdzie poczułem się jak w domu. Pomyślałem sobie, że nawet jeżeli rzeczywistość nie jest taka, o jakiej marzymy, to takie miejsce bardzo pomaga marzyć i żyć. Nowy Teatr też ma być takim przytułkiem.

To nie pierwsza inicjatywa tego typu powstająca w Warszawie. Mamy już Centrum Kultury w dawnej wytwórni Koneser i Centralny Basen Artystyczny, właśnie otwierają się kolejne dwa teatry - Capitol i Kamienica. Jest jeszcze miejsce na Nowy Teatr?

- Jeżeli powstają takie miejsca, to znaczy, że jest zapotrzebowanie, że coś takiego jest w powietrzu, że wszyscy wspólnie myślimy o przyszłości naszego miasta. Warszawa jest przez to ciekawsza.

Myśli Pan, że ma szansę zostania Europejską Stolicą Kultury w 2012 roku?

- Przeszłość tego miasta, jego dybuki, są na miarę stolicy kultury. To miasto zostało wypalone, jest cmentarzem. Mamy w związku z tym jakieś powinności, które powinniśmy realizować w teraźniejszości.

Pan tworzy swój teatr. Jednak jeszcze kilka lat temu mówił Pan, że nie widzi siebie w roli lidera, że nigdy nie chciał Pan zostać dyrektorem teatru instytucjonalnego, co właśnie się stało. Co się w Panu zmieniło?

- Nadal nie czuję się liderem, raczej współtwórcą. Tak jak myślę o teatrze, gdzie moja praca polega na dialogu ze scenografem, aktorami, kompozytorem, widownią, tak samo myślę o tym miejscu.

A jednak już mówi się Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego.

- Propozycja, jaką dostałem od miasta i Ministerstwa Kultury, wynikała z potrzeby znalezienia osoby, która będzie to przedsięwzięcie firmowała swoim nazwiskiem. Nie traktuję siebie jako jedynego pomysłodawcy, ja dalej tworzę swój teatr. Miejsce jest kosztowne, duże i z rozmachem. Wszyscy ci, którzy znajdą tu schronienie, będą jego współtwórcami.

Mówiło się, że dostaje Pan własny teatr, aby nie wyjechał Pan z Polski. Potrafiłby Pan pracować za granicą?

- Ja potrafię pracować gdzie indziej, ale bardzo cenię swoje miejsce na świecie - to, gdzie się urodziłem. Nigdy nie pozbawiłbym się szansy mówienia własnym językiem do ludzi, którzy posługują się moją mową, którzy mnie zrozumieją. Najlepiej potrafię mówić o nas, a nie o innych.

Nie boi się Pan jednak, że teraz przyrośnie tutaj, do Nowego Teatru, że będzie on Pana w rezultacie ograniczał?

- Staram się zrozumieć swoją rolę w tym miejscu, potrzebuję na to czasu. Nie jestem urodzonym liderem, chciałbym zrozumieć, czego oczekują ludzie po dwóch stronach, czyli ci, którzy tu będą przychodzić, i ci, którzy będą tu tworzyć. Nie chcę obiecywać fajerwerków, ale ta wizja już w nas jest. To miejsce już powstaje i działa w naszych głowach.

I ma być mocno związane ze stolicą. Czuje się Pan warszawiakiem?

- Wszystkie moje miejsca były kwestiami wyboru. To, że jestem reżyserem, że mieszkam w Warszawie, że pracuję na świecie, to były wybory, o które walczyłem i do których doszedłem. Tę wolność sobie bardzo cenię. Wolność wyboru, żeby być warszawiakiem.

Ma Pan w Warszawie swoje ulubione miejsce, do którego często Pan zagląda?

- Łazienki Królewskie. Dlatego, że rośnie tutaj bardzo dużo starych drzew, których nikt nie wyciął, których nie zniszczyła historia. To bardzo inspirujące.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji