Artykuły

Lalka też człowiek. Dzień czwarty

"Złamane paznokcie. Rzecz o Marlenie Dietrich" Teatru Wiczy, "Con Anima" Mikropodium, "Herbatka we dwoje" Olega Żugżdy i "Linie Przeznaczenia" Sachalińskiego Teatru Lalek na Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Lalek dla Dorosłych. Lalka też Człowiek. Pisze Alicja Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.

Czwarty dzień festiwalu to cztery spektakle - dwa naprawdę ciekawe ("Złamane paznokcie. Rzecz o Marlenie Dietrich" Teatru Wiczy z Torunia i "Con Anima" Mikropodium z Węgier) oraz dwa dostarczające trochę gorszych wrażeń teatralnych ("Herbatka we dwoje" Olega Żugżdy z Białorusi oraz "Linie Przeznaczenia" Sachalińskiego Teatru Lalek z Rosji). Nie będę ukrywać, że na pierwszy spektakl prezentowany tego dnia niestety się spóźniłam, a że pokazywany był na kameralnej sali Galerii, nie udało mi się już na niego wejść nawet na 4 minuty po rozpoczęciu. O tym, że nie mam czego żałować, dowiedziałam się podczas tzw. rozmów kuluarowych, mimo wszystko wolałabym jednak sama przekonać się, że "Herbatka we dwoje" nie jest rewelacyjnym spektaklem, tak pozostają tylko domysły.

"Linie Przeznaczenia" zapowiadały się ciekawie - z zupełnej ciemności za sprawą lamp ultrafioletowych zostają wydobyte białe pasy materiału, z których tworzone są figury: człowiek, kwiat, balonik. Rozpoczyna się snucie obrazowej opowieści o losie człowieka - jego dzieciństwie, radościach młodości, dojrzewaniu, aż wreszcie trudnej i skomplikowanej dorosłości. Efekt wizualny jest bardzo interesujący. Obrazy naprawdę żyją. Artyści wykorzystują do przedstawiania historii nie tylko białe linie (przeznaczenia), ale również kolorowe materiały, które wirując w ultrafiolecie dają ciekawe złudzenia optyczne. Niestety poza początkowo interesującą warstwą wizualną spektaklu, na poziomie snutej opowieści popada on w banał. Okazuje się bowiem, że to, co mogło być ciekawe - schemat zarysowywania losu człowieka poprzez wydobywany z ciemności kontur, przeradza się w równie schematyczne myślenie obrazem i przekładane jest na zbyt prostą narrację. Główny bohater opowieści wpada w pułapki władzy i posiadania pieniędzy, doprowadza go to do załamania, stacza się na dno i popada w alkoholizm. Wszystko to w ciągu kilkunastu minut, od szastania pieniędzmi i wymachiwania telefonem komórkowym, do zadowolenia się przypadkowo spotkaną w barze kobietą i utopienia smutków w kieliszku - co na scenie zostaje przedstawione dosłownie, bowiem postać wchodzi do wielkiego kieliszka od martini, który go pochłania i przemienia się w klepsydrę. Pozbawiona sił postać pada na ziemię, ale już po chwili na scenie pojawia się druga postać - również zarysowana konturowo białymi liniami - kobieta, która w jednej chwili odmienia życie mężczyzny i wszystko kończy się szczęśliwie, powracają baloniki, motylki, kwiatki z dzieciństwa.

Banalność tej opowieści, która w upraszcza ludzkie życie oraz nie pogłębia ani trochę żadnego ważnego problemu, połączona jest często z kiczowatymi obrazami - jak chociażby świecące na kolorowo wachlarze kart krążące po scenie oraz momentami okrutnie popową muzyką, np. fragmentem hitu dyskotek sprzed kilku lat - "Lonely" Akona. Wszystko to jednak nie powoduje nudy, lecz wzmaga irytację widza.

Na szczęście kolejny prezentowany tego dnia spektakl - "Złamane paznokcie", dostarczył zgoła odmiennych wrażeń muzycznych, ale i estetycznych. W przedstawieniu, którego autorem i reżyserem jest Romuald Wicza-Pokojski, Anna Skubik wskrzesza legendę Marleny Dietrich. Pod palcami animatorki ożywa lalka - materiałowy manekin, którego głowa animowana jest techniką muppet. To postać starej gwiazdy sceny. Aktorka wchodzi z nią w niezwykle ciekawe relacje - jest nie tylko animatorem, ale również służącą, przyjaciółką, a nawet kochanką Błękitnego Anioła. Snuje opowieść o życiu i śmierci wielkiej artystki, która jednocześnie staje się refleksją o wieloaspektowo pojmowanej kobiecości. Interesująca jest w tym spektaklu nie tylko jego treść, intryguje również strona wizualna i muzyczna. Całość przedstawienia można bowiem zamknąć w dużej walizce, która okazuje się garderobą Marleny, ze sprytnie schowanym krzesłem, wmontowaną toaletką i szafą na ubrania. Anna Skubik świetnie radzi sobie również wokalnie, śpiewa piosenki z "Kabaretu", których Marlena Dietrich nigdy nie wykonywała, ale które dobrze pasują do atmosfery spektaklu. Bardzo ciekawa, zarówno w wizualnie i muzycznie jest scena popisu kabaretowego - aktorka stapia się w niej z postacią Marleny, ubiera część lalki na własne ciało niczym body, tak, że zyskuje ona nogi animatora. "Złamane paznokcie" to spektakl bardzo dynamiczny, operujący ciekawą skalą emocji - od miłości do nienawiści, od poddaństwa do uwielbienia. Jest również odświeżającym spojrzeniem na legendę Marleny Dietrich, przez to, że konfrontuje jej postać z doświadczeniem młodej artystki.

Niezwykłym przeżyciem zamykającym ten dzień festiwalowy okazało się przedstawienie "Con Anima". Było to obcowanie z kunsztem lalkarstwa w najczystszej formie. W surowych, ceglanych Kazamatach, ustawiona została miniaturowa, dosłownie kilkudziesięciucentymetrowa scena, na której Andras Lenart (również reżyser, twórca scenariusza i lalek) opowiada ciekawie ujętą historię stworzenia. Jedyne światło jakie wykorzystuje do oświetlenia sali i sceny pochodzi ze świec. Porusza nimi w taki sposób, że już na początku spektaklu zza płachty materiału zasłaniającej scenę wydobywa piękny cień, zakreślający przestrzeń przedstawienia - kilka wzniesień, deska, kłoda i drzewo. Przesypuje piasek, metaforycznie obrazując upływ czasu i odsłania kurtynę, widzimy krajobraz zarysowany przed chwilą jako cień. Po chwili prawie niewidocznym ruchem animator-demiurg wydobywa spod piasku drewnianą postać - trolla o przyjaznej twarzy, którego ruch osiąga przez niezwykle sprawne operowanie czempuritami, umieszczonymi z tyłu lalki. Po kilku chwilach troll wydobywa z piasku jeszcze mniejszą, dosłownie kilkucentymetrową, postać mężczyzny, a następnie równie małą kobiety. Węgier osiąga mistrzostwo animacji, gdy lalką trolla zaczyna animować wykopane przed chwilą laleczki. Historia zamyka się w momencie, gdy na drzewie pojawia się jabłko. Wszyscy przecież znamy tę opowieść i bez jej dalszego ciągu, udaje się lalkarzowi opowiedzieć historię o stworzeniu świata, pozostawiając na jej końcu bardzo ważny dla widzów oddech. "Con Anima", to spektakl intymny, doskonały od strony wizualnej, nieprzegadany, grany naprawdę z duszą. Prawdziwa perełka i uczta dla wielbicieli lalkarstwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji