Artykuły

Trzy drogi do zapomnienia

Spektakl jest tak poprawny, że aż nijaki - o "Pamięci wody" w reż. Łukasza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu pisze Mateusz Tłok z Nowej Siły Krytycznej.

Jak odesłać spektakl w niepamięć? Można to uczynić w trójnasób. Wystarczy postawić nieskomplikowaną scenografię (najlepiej wiernie naśladującą rzeczywistość), nie przemęczać aktorów (i tak dostaną kwiaty) i pokazać na scenie fajny tekst (trudne fragmenty zretuszować lub wyciąć). Najlepiej, gdy te trzy aspekty współgrają harmonijnie. Niestety, w przypadku "Pamięci wody" nie całkiem do tej harmonizacji dochodzi.

Nowe dzieło Łukasza Wiśniewskiego otwiera muzyczka na kształt pozytywki dźwięków z dzieciństwa. Powoli rozjaśnia się scena. W centrum stoi filar, wykonany z surowej cegły. Ponieważ modnie dziś pomieszkiwać w odrestaurowanych pomieszczeniach fabryk i domów, gdzie w dobrym guście jest zachowanie podobnych surowizn - od początku wiadomo do kogo kierowany jest spektakl. Zresztą - sami bohaterowie też są mieszczanami. Kolumna ma również inną funkcję. Podtrzymuje dach, pozwala, by dom mimo lat stał, dawał schronienie, przechodził z pokolenia na pokolenie i nawet, gdyby występująca z brzegów woda, miała wszystkie pomieszczenia zalać - filar przetrwa. Z pewnością przepadną zaś meble. Zużyte i stare. Nie z tej epoki. Z tak złożonych elementów scenografii trudno przewidzieć, że pokój należał do starszej osoby.

Irena Dudzińska, występująca gościnnie jako zmarła matka objawia się córce (Edyta Łukaszewska) w snach i chwilach samotności. Jest żywym wspomnieniem, częścią osobowości Mary, duchem, zbłąkanym bytem astralnym i skonkretyzowaną melancholią szukającą przebaczenia. Za życia musiała zmagać się z nieobecnością i obojętnością męża, wychowywać trzy córki i wspierać czternastoletnią Mary w jej młodzieńczej ciąży. Po śmierci wraca zmęczona i zrezygnowana. Jak gasnąca świeca z bladym licem, wzrokiem zwróconym ku pustej podłodze próbuje się tłumaczyć, bronić. Zmarła matka jest jak odcięta kończyna. Nie ma jej, lecz wciąż boli. Nie ma jej, lecz wciąż się ją pamięta. Ożywa w wizjach i rozmowach sióstr.

Moment, gdy widzimy ją po raz pierwszy, jest żywcem wyjęty z Batmana. Jeden z jego wrogów - Freeze, by uratować chorą żonę - zamyka ją w wielkiej śnieżnej kuli, póki nie odnajdzie lekarstwa. Dinsneyowski (sam Walt też zamrożony) obraz tańczącej, niby małej, porcelanowej baletnicy, starej kobiety w świetle spadającego śniegu to znak zatrzymanego wspomnienia i klamra wraz z zakończeniem. Ostatnia scena przedstawia bowiem pogrzeb matki, na którym bohaterowie zastygli w bezruchu, giną wśród muzyki i spadającego puchu-śniegu. Zarówno początek jak i koniec są bardzo sentymentalne.

Gra trzech sióstr jest nachalnym uzewnętrznieniem ich psychiki. Cathrine (Gabriela Frycz) to żywioł. Jej ruchy są chaotyczne i pijackie. Upodobanie do narkotyków, leków, alkoholu i nadmiernych zakupów czyni z niej ofiarę namiętności. Najmłodsza z sióstr ma najkrótszą pamięć. Przywłaszcza więc wspomnienia cudze. W pewnym sensie jest ikoną postmodernizmu. Ubrana kolorowo chciałaby "tańczyć na grobie" matki. Ostatecznie nic z tej postaci nie wynika. Zostawiona przez narzeczonego, nie pojmuje jak to możliwe. Załamanie osobowości jest jednak krótkotrwałe. Jakby pod energicznymi gestami i słowotokiem nic się nie kryło. Mimo to - gra Gabrieli ożywia spektakl i wprowadza alternatywną jakość wobec skrywających swe frustracje Teresy (Maria Rybarczyk - która "wybucha" w stanie upojenia alkoholowego) i Mary (żyjąca w dwóch wymiarach).

Istotą tematu jest pamięć. Podobno woda pozbawiona swych wartości i minerałów, potrafi sama je odbudować. Ta metafora pamięci pojawia się w spektaklu. Zmarli, którzy bytują w świadomości żywych, projektowane wspomnienia Teresy, które służą kreowaniu swego życia i skradzione pamiątki cudzych przeszłości, którymi wypełniamy brakujące pola naszego ego. Jest więc wspomnienie istniejącym brakiem lub brakującym istnieniem, ale też tęsknotą i zniekształconym mniemaniem o rzeczywistości. Topos życia jako snu przenika każdą postać. Ostatecznie nikt nie jest taki, jak sobie wyobrażają najbliżsi. Niepełna wiedza i charakterologiczna niezdolność do komunikacji, splatająca się z zazdrością i rywalizacją, wypaczają wizerunki i pamięć.

Niestety deziluzja dokonuje się tylko na płaszczyźnie fabularnej, gdy Mary przebacza mamie i sama przeprasza za ślepotę i tendencyjność swych sądów podszytych egoizmem. Reżyser do końca próbuje czarować. "Traktat o pamięci" i dekonstrukcję procesu samookłamywania tuszuje, eksponując i skupiając się na pokazaniu tekstu. Spektakl staje się przez to bardzo poprawny. Nieco nijaki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji