Artykuły

Wrocław. Koncert Marii Peszek

Maria nie chce być już dłużej słodką Manią. Dlatego prowokuje: śpiewa o wzwodach, napletkach, o tym, jak zapuszcza swe ogrody. Nie pozostawia wątpliwości - chodzi o rezygnację z depilacji. Jak to przyjmie miasto, które pamięta Marię Peszek jako małą dziewczynkę? Przekonamy się w niedzielę podczas koncertu we wrocławskim klubie WZ, promującego drugą płytę artystki - "Maria Awaria".

Maria urodziła się 9 września 1973 r. we Wrocławiu. Jej ojciec, aktor Jan Peszek, pamięta, że przychodzenie na świat trwało całe 56 godzin. O tym, że ma córkę, dowiedział się przed spektaklem w Teatrze Polskim, w którym wtedy grał. W pobliskiej restauracji Pod Siódemką był tylko szampan i orzechówka. Szybko kupił kilka butelek i wzniósł toast z kolegami. Potem usłyszał jej postękiwania w słuchawce telefonu. - Marysia była bardzo śpiąca i pielęgniarka szczypała ją w pupę, żeby coś zakwiliła do taty - wspomina. Zobaczył ją dopiero po przedstawieniu. Z tego pierwszego spotkania pamięta tylko, że była bardzo kudłata.

We Wrocławiu spędziła pierwsze dwa lata swojego życia. Za krótko, żeby cokolwiek zapamiętać. Ojciec wspomina wspólne spacery po parku Południowym, gdzie biegała i skakała po alejkach, dokładnie tak, jak to robi dziś na koncertach. Pozostało poczucie, że Wrocław jest dla niej bardzo ważny. - Mam wrażenie, że tu wszystko jest możliwe, że panuje tutaj szczególna aura - mówi.

Uczucie zostało odwzajemnione. Mając 27 lat, wzięła udział w Konkursie Aktorskiej Interpretacji Piosenki PPA, wywiozła z Wrocławia II nagrodę i nagrodę publiczności. Jej wykonanie "Youkali" Kurta Weilla wprawiło widownię i jurorów w zachwyt. Wyśpiewane, wymruczane, wyszeptane - odświeżyło formułę piosenki aktorskiej. Później były kolejne powroty do Wrocławia - tu powstawał spektakl "Trelemorele" do tekstów Tadeusza Różewicza, w reżyserii Piotra Łazarkiewicza, w którym wystąpiła razem z ojcem. Wzięła też udział w projekcie L.U.C-a z Kanału Audytywnego "Homoxymoronomatura Live" i spektaklu "C-Aktiv" podczas ubiegłorocznego PPA. Przyjeżdżała też z własnymi projektami - koncertami promującymi poprzednią płytę - "Miasto Manię". W ostatnim filmie Łazarkiewicza "0 1 0" zagrała kobietę, której nie wystarcza miłość do grobowej deski.

Teraz przyszedł czas na "Marię Awarię", czyli rozbitą na 14 piosenek opowieść o czułości, bliskości i... seksie. Jej bohaterka to już nie Mania i nie Marysia, bo trudno tak pieszczotliwie mówić o kolekcjonerce wzwodów, która wyznaje: "jestem misiem / kochać chce mi się", skarży się lirycznie: "marznę bez ciebie", żeby po chwili trafić przez żołądek do serca (słuchacza) jednym zdaniem: "rosół z siebie robię / i podaję tobie / wprost do ust / mój niedzielny biust". Na wyliczankę Roberta Gawlińskiego, którą otwierała Baśka, właścicielka fajnego biustu, odpowiada "Miłością w systemie dolby surround", w której pojawia się m.in. Mietek, obdarzony cudownej urody napletkiem. Ta całkiem znośna lekkość erotycznych bytów "Marii Awarii" jest w języku polskim czymś nowym i odświeżającym. Dlatego, jako odtrutkę na kobiety pistolety i kobiety jak rakiety, zajmujące pierwsze strony kolorowych gazet i pierwsze miejsca list przebojów, warto posłuchać Marii Peszek, która przedstawia się bezwstydnie: "Ja / Metr pięćdziesiąt dwa / Dziko rosnącego nieba".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji